60
Pov Harry
Przez następne kilka godzin usilnie próbowałem dowiedzieć się gdzie znajduje się Louis wraz z Paulą. Na szczęście po długiej i żmudnej pracy udało mi się to. Odległość była spora, ale to nie miało już dużego znaczenia ważne, że już niedługo będzie ze mną.
Nagle mój telefon zawibrował, a ja chwyciłem go by odczytać widomość.
Od Nieznany: Jak już uda ci się mnie odnaleźć to pamiętaj by przyjechać sam. Inaczej ona umrze.
Czyli wymyślił jakiś plan. Wcześniej bym się nie narażał, ale teraz to nie mam innego wyjścia, nie mogę zostawić Pauli na jego pastwę, nawet jeśli przyjdzie mi zapłacić za to własnym życiem to się nie boję. Ona jest najważniejsza.
Wziąłem ze sobą pistolet, no tak na wszelki wypadek. A następnie wyszedłem ze swojego gabinetu i poszedłem od razu do samochodu. Tam wpisałem adres do GPSu i zacząłem jechać.
Po około trzech godzinach dość szybkiej jazdy byłem już na miejscu. Byłem praktycznie pewien, że jak tam tak po prostu wejdę to od razu zarobię kulkę w łeb. Dom był duży i mógł zawierać wiele pułapek. Lecz jakby tak dokładniej się zastanowić to i tak nie miałem innego wyjścia.
Niechętnie złapałem za klamkę i otworzyłem drzwi, a następnie wszedłem do budynku. Po kilkunastu krokach znalazłem się w salonie. Tam siedział na kanapie uśmiechnięty Louis.
- Wyszedłeś z wprawy. Spodziewałem się ciebie wcześniej - jego głos aż ociekał kpiną, ale ja obiecałem sobie, że nie wyprowadzi mnie z równowagi i zamierzałem się tego trzymać.
- Gdzie jest Paula? - Spytałem przez zaciśnięt zęby.
- W bezpiecznym miejscu. Długo ze sobą rozmawialiśmy, jest mi bardzo wdzięczna za to, że ją uwolniłem od ciebie - byłem pewien, że kłamie. Ona by nie mogła czegoś takiego powiedzieć.
- Nie wierzę.
- Twój wybór - wstał i podszedł do mnie. - Paula jest zupełnie niepodobna do Caroliny, ale też ładna. Tylko jest bardziej zbuntowana.
- Gdzie ona jest? - nie miałem ochoty grać z nim w tą jego grę. Chciałem ją jak najszybciej odnaleźć.
- No chyba nie myślisz, że ci ją oddam. Nawet ja nie jestem taki okrutny - nie mogąc już wytrzymać tego jego gadania wymierzyłem mu mocny cios w szczękę. On się zachwiał, ale nie upadł. - Zły ruch.
On także mi przywalił i nim się tylko spostrzegłem to do mojej głowy już był przystawiony pistolet.
- Oddawaj broń! - sam nie mam pojęcia czemu, ale wykonałem jego polecenie. A on rzucił mój pistolet na kanapę i już nie miałem czym się bronić.
- Nawet nie wiesz jak długo czekałem na tą chwilę. Teraz zapłacisz za wszystko co mi zrobiłeś - zdzielił mnie z całej siły uchwytem pistoleta w głowę. Ból był taki ogromny, że upadłem na podłogę. Następnie poczułem jak kopie mnie w brzuch. Przez chwilę zaprzestał swoich czynności - masz jakieś ostatnie życzenie?
I gdy już miał zakończyć mój żywot to broń wypadła z jego ręki, a krew zaczęła sączyć z ramienia. Upadł na podłogę.
Jak się podniosłem to zobaczyłem Paulę z moim pistoletem w dłoni.
- Z dwojga złego to jednak ciebie wolę.
No i nareszcie ją znalazł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top