49

Pov Paula

Siedziałam na dwuosobowej huśtawce wyłożonej żółtymi poduszkami. W rękach trzymałam tablet o Harry'ego. Czytałam na nim książkę z gatunku fantasy, od zawsze wolałam ebooki od podstawowych papierowych książek. Nie czułam objętości książki, więc szybciej mi się ją czytało.

- Widać, że nie masz tu jakoś najgorzej - doskonale znałam ten głos i nim podniosłam wzrok wiedziałam, że to mój brat.

- Po co tu przyjechałeś, bo wątpię byś się za mną stęsknił - nie bawiłam się w zbędne czułości. Jeśli się tu zjawił to na pewno czegoś chce.

- Nie mam zamiaru owijać w bawełnę więc stawiam sprawę jasno, potrzebuję pieniędzy i to dużo - tego właśnie mogłam się po nim spodziewać. Zayn odkąd tylko pamiętam wydawał fortunę, tylko nie mam pojęcia na co.

- Jak ci brakuję kasy to powinieneś wsiąść się wreszcie do roboty - Zayn już był na tyle dorosły, że już dawno powinien znaleźć sobie jakąś pracę.

- A po co, skoro mam od tego ciebie. Uświadomiłem sobie, że jesteś warta o wiele więcej niż byłem wtedy winny Harry'emu. A z tego co ostatnio zauważyłem to on się do ciebie przywiązał - no i to właśnie było w stylu mojego brata. Zamiast sam zacząć na siebie zarabiać to woli się wysługiwać innymi.

Odłożyłam tablet na huśtawkę i wstałam.

- Mylisz się, jestem kompletnie bezwartościowa - powiedziałam to, bo tak naprawdę to obecnie się czułam.

- Gdyby tak było kochana siostrzyczko to on by mi nie umorzył tak ogromnego długu w zamian za ciebie, więc teraz pójdziesz ze mną do Harry'ego i wstawisz się za mną.

Chwycił mnie za ramię i próbował zaprowadzić do domu, lecz mu się wyrwałam.

- Zapomnij. Po tym co mi zrobiłeś to nie mam najmniejszego zamiaru ci pomagać. Zacznij radzić sobie sam - warknęłam. Chyba byłabym głupia gdyby to dla niego zrobiła. Niech się cieszy, że nie kazałam Harry'emu wsadzić go do więzienia.

- Jestem twoim bratem! Tak trudno ci spełnić moją jedną prośbę? - w jego głosie było można wyczuć pretensję.

Tak on po tym wszystkim śmiał mieć do mnie pretensję.

- Po tym jak mnie sprzedałeś przestałeś być moim bratem - nie obchodzi mnie już to co się z tobą stanie. Możesz nawet umrzeć, a mnie to nie obejdzie - jak skończyłam mówić to jego pięść zderzyła się z moim policzkiem. Siła uderzenia była tal wielka, że od razu upadłam na trawę. Czułam jak z mojego nosa sączy się krew.

- ODSUŃ SIĘ OD NIEJ - odwróciłam się i zobaczyłam wściekłego Harry'ego podążającego w naszym kierunku. Musiał widzieć całą tą sytuację. - Jakim prawem podnosisz na nią rękę? - pomógł mi wstać, ale złość to z niego prawie kipiała.

- Mieliśmy małą różnicę zdań - próbował się wytłumaczyć, lecz słabo mu to szło.

- Ona ma prawie zakrwawione pół twarzy - nie podejrzewałam nawet, że tak źle wyglądam.

- Bez przesady, nic jej nie jest.

- Zamknij się - warknął do niego Harry. - Wybór należy do ciebie. Ty zdecydujesz jaką karę poniesie za to, że podniósł na ciebie rękę. Jeśli poprosisz bym go zabił zrobię to.

Na twarzy Zayna pojawiło się istne przerażenie. Nareszcie to on się bał. I bardzo dobrze.


Przepraszamy za jakiekolwiek błędy, bo naprawdę dziś nie najlepiej się czuję.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top