21
Pov Paula
Mój lekki sen został przerwany przez głośny dźwięk. Niechętnie podniosłam swoje dość ociężałe powieki i zobaczyłam Harry'ego szukającego czegoś w szafce.
- Co ty robisz? - Spytałam podnosząc się.
- Nic takiego, śpij, bo jest dopiero po trzeciej - spojrzałam na zegar i on faktycznie wskazywał trzecią dwadzieścia pięć.
- Czemu ty o tej porze nie śpisz?
- Bo muszę załatwić coś związku z naszym wyjazdem - powiedział, a ja nie widziałam już potrzeby rozmawiania z nim, więc zamknęłam oczy i powoli zapadłam w sen.
***
- A co będziemy tam dokładnie robić? - Zapytałam gdy siedzieliśmy już w samolocie. Byłam bardzo ciekawa jak jest w tej Marsylii.
- Jak załatwię wszystkie swoje sprawy to pozwiedzamy sobie, pójdziemy na zakupy i co tam będziesz jeszcze chciała - nawet fajnie brzmiało.
- Kiedyś chciałam obejrzeć notre dame de la garde, pójdziemy tam?
- Naprawdę chcesz zwiedzać jakiś tam kościół?
- Tak. To jest śliczne miejsce, obiecaj mi, że mnie tam zabierzesz - nalegałam na niego. Postanowiłam skorzystać z okazji, że będę w jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie.
- Zgoda, ale ty za to masz mi dać słowo, że nie zrobisz nic głupiego, ani nie spróbujesz uciec.
- Okej - powiedziałam od niechcenia.
- Paula zrozum jeśli zrobisz coś co mi się nie spodoba to zrobię ci krzywdę - chwycił moje ramię i dość mocno ścisnął. - Rozumiesz?
- Tak - próbowałam wyswobodzić ramię z uścisku jego dłoni. - Puść, bo to naprawdę boli - nie zabrał swojej ręki tylko rozluźnił uścisk swoich palców.
- Wtedy zaboli cię jeszcze bardziej, a ja nie będę miał dla ciebie żadnej litości - no nie powiem nieźle mnie wystraszył tymi słowami. A po tym co mi już raz zrobił to wiem, że lepiej z nim nie zadzierać.
- Przecież obiecałam, że nie zrobię nic głupiego. Ochłoń trochę - mam nadzieję, że z biegiem czasu trochę się uspokoi, bo jeśli ciągle taki będzie to chyba oszaleję.
***
Zatrzymaliśmy się z Harry'm w pięciogwiazdkowy hotelu. Niestety w jednym pokoju. Chociaż jakby tak dokładnie się nad tym zastanowić to niczego innego nie mogłam się spodziewać.
- Podoba ci się tu? - Spytał odrazu po tym jak weszliśmy do apartamentu.
- Nawet ładnie - nawet nie miałam zamiaru pokazywać mu mojego entuzjazmu związanego z tym miejscem. A muszę przyznać, że było piękne.
- Ciebie to chyba nie da się zadowolić. Wynająłem dla ciebie najdroższy pokój w całym hotelu, a ty nadal nie jesteś zadowolona - westchnął.
- Jest tu ślicznie, szczęśliwy?
- Owszem - wyjął z kieszeni kajdanki. - Muszę gdzieś wyjść, a nie mogę cię ze sobą zabrać - chwycił moją prawą rękę i przykuł ją ramy łóżka.
- Zostaw mnie tu samą, nie ucieknę, bo w ogóle nie znam tego miejsca - szczerze to nawet taka myśl nie przyszła mi do głowy.
- Nie ufam ci na tyle - zdjął z mojej szyi apaszkę i zakneblował mnie nią. Następnie popchnął mnie na łóżko. - Niedługo wrócę skarbie - pocałował mnie jeszcze w czoło i wyszedł.
Następny jutro lub w niedzielę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top