}~9~{

- A-aleks... Co ty wyrabiasz...

- Jesteś strasznie nieposłuszny - złapał mnie za ręce i pociągnął w swoją stronę. Strach we mnie narastał. - Obiecałeś mi, że będziemy razem. Obiecałem ci miłość... A Ty co robisz!? Bez przerwy wodzisz mnie za nos!

- Przestań! - spoliczkował mnie.

- Nie masz prawa mówić mi, co mam robić! - czułem, jak nasila swoje feromony. Był to nieprzyjemnie dominujący zapach. Zaczął mnie ciągnąć, zboczyliśmy z drogi i szliśmy przez łąkę.

- Zostaw! Puść mnie! Aleks! Proszę!

- Powiedziałem Ci już kiedyś! Jeśli będziesz Omegą, to zaczniesz błagać abym cię zdominował! Ja nigdy nie żartuje! - Próbowałem się szarpać, ale dawało to marne skutki. Rozmowa z nim też nie wchodziła w grę. - Jeszcze ty sobie znalazłeś jakiegoś frajera!

- Nic mnie z nim nie łączy!...

- NIE KŁAM!

- Naprawdę! - Szarpnął mnie. - Eren to mój-

- Nie wypowiadaj przy mnie jego imienia! - Pociągnął mnie przed siebie i rzucił na ziemię. Przewróciłem się i spojrzałem na niego. - Jeszcze raz usłyszę jego imię, a gołymi rękami cie uduszę!... No dalej! Wstawaj! - Zrobiłem to, ale niemal od razu złapał mnie za włosy i zaczął ciągnąć.

- Nie! Puść! Proszę!

*Eren pov*

Wybiegłem z domu jak poparzony. Nie mogłem słuchać jak on na niego krzyczy. Nie mogłem słuchać jak Levi jest przerażony. Bał się. Chciał mnie prosić o pomoc. Jak to się stało? Skąd tam Aleks... Tyle pytań nasuwało mi się na język, a na żadne nie mogłem uzyskać odpowiedzi. Byłem gotowy złamać wszystkie przepisy drogowe, nawet stracić prawo jazdy, byle uratować Levi'a.

Dojechałem pod przystanek, gdzie wysiadał zawsze Levi. Miałem już biec w stronę jego domu, gdy na asfalcie zauważyłem jego telefon... Wziąłem go do ręki i się rozejrzałem. Było ciemno, za ciemno żeby dostrzec ich z daleka.

- Niee! - Usłyszałem jego krzyk z lasu. Przeraźliwie protestował, ale zaraz ucichł. Pobiegłem w tamtym kierunku, tak naprawdę kierując się jedynie pamięcią. Biegłem i nasłuchiwałem, miałem nadzieję, że usłyszę go choć jeden raz. Zadzwoniłem po odpowiednie służby, nakierowując ich mniej więcej w okolice tego lasu. Liczyła się każda sekunda.

Gdzieś w lesie coraz lepiej słychać było protesty i próby krzyku. Zapach Levi'a zaczął mieszać się z tym obrzydliwym, należącym do Aleksa. Zobaczyłem światło, prawdopodobnie latarki telefonu, skierowanej ku górze. Dało mi to jasny pogląd na to, gdzie obecnie są. Zobaczyłem go. Widziałem go. Widziałem tego gnoja. Rzuciłem się na niego, powalając go na ziemię.  Uderzyłem go kilkakrotnie w twarz.

Poczułem ból, obraz mi się zamazał. Zaraz jedno oko zalała krew. Dosiadł mnie od góry. Otrząsnąłem się. Uderzył mnie kilka razy. Siłowaliśmy się. Szamotaliśmy się tak długo, aż udało się go obrócić na plecy. Uderzyłem go w twarz, co na chwilę go rozkojarzyło. Wstałem szybko i kopałem w niego, nie pozwoliłem mu wstać. Przestałem dopiero wtedy, gdy przestał się ruszać.

- Zdechnij... - Splunąłem na niego. Kręciło mi się trochę w głowie.

Odwróciłem się I zobaczyłem Levi'a, który miał zakrwawiony nos, czerwone i opuchnięte oczy od płaczu. Leżał bez spodni, a było naprawdę zimno. Sam jakoś zasłonił się bielizną, jego ręce drżały... Płaszcz leżał gdzieś rzucony obok, a jego koszulka była rozdarta w dwóch miejscach... Na klatce piersiowej i rękawie. Rękaw został rozdarty, a tym kawałkiem materiału Aleks zakneblował mu usta...

Ściągnąłem swój płaszcz i go nim okryłem. Przytuliłem go mocno, odwzajemnił mój uścisk. Opamiętałem się jednak. On marznie, ma zakneblowane usta. Odsunąłem się i odwiązałem materiał, pomogłem mu ubrać spodnie i znowu mocno go przytuliłem. Usłyszałem syreny policyjne. Wyszedłem wraz z Leviem, trzymając go blisko siebie. Policjanci podeszli do nas.

- To Pan dzwonił?

- Tak, to ja. Czy służby ratownicze już są?

- Tak.

- Napastnik leży w lesie. Pobiłem go. - Po tych słowach musiałem kontynuować zeznania. Levi został opatrzony na miejscu.

Ja zaprowadziłem ich do miejsca zdarzenia, gdzie był pobity i odzyskujący przytomność Aleks. Został zabrany do szpitala, a za nim pojechali policjanci. Mnie i Levi'a zabrała osobna karetka, co raczej logiczne. Nie wyobrażam sobie być z nim w jednym pojeździe. Levi został zabrany na odpowodni oddział, otoczyli go opieką medyczną, z psychologiem włącznie.

Zostałem dokładnie przebadany, a moja rana na głowie została opatrzona. Rozciął mi łuk brwiowy, przez co krwawienie było tak obfite. Kiedy lekarze upewnili się, że nic nie zagraża mojemu życiu, policjanci zabrali mnie na komisariat, gdzie musiałem złożyć zeznania. Dowiedziałem się, że nie odpowiem za pobicie tak, jak normalnie odpowie każdy obywatel. Fakt, iż działałem w obronie Omegi przed gwałtem, z góry mnie bronił. Prawo zastrzega sobie lekkie uchylenia kar w momencie, gdy rozchodzi się o pobicie na rzecz czyjegoś bezpieczeństwa. Oczywiście, gdybym zabił Aleksa, musiałbym odsiedzieć swoje.

Szczęście w nieszczęściu, ten dupek żył i miał się całkiem dobrze... Miałem nadzieję, że go wsadzą. Jego telefon został zabezpieczony, ale to miał nie być koniec. Oczywiście nie obędzie się bez kary. Miałem odbyć pracę społeczne i dostać nadzór kuratora. Niby pełnoletni byłem, ale jakoś musieli ukrócić mi swobodę i wolność. Policjanci uprzedzili mnie, że pewnie skończy się to rozprawą, na którą będę musiał się wstawić i dopiero wtedy nałożą na mnie tę karę i pouczenie.

Wróciłem do szpitala następnego dnia, chciałem odwiedzić Levi'a. Mogłem to zrobić, ponieważ policja uprzedziła szpital o mojej ewentualnej chęci odwiedzenia go. Zaprowadzili mnie do sali. Levi wyglądał już naprawdę dobrze... Miał widoczne ślady po próbie gwałtu, takie jak siny nosek po uderzeniu czy podbite oko, zadrapania na rękach i zasiniaczone nadgarstki. Usiadłem na łóżku I się z nim przywitałem, bez słowa, zwyczajnie się przytuliliśmy...

*Levi pov*

Naprawdę ucieszyłem się na jego widok. Przytulałem się do niego I czułem się bezpiecznie. W końcu to on mnie uratował... Pogłaskał mnie po głowie, a do moich oczu cisnęły się łzy, którym nie mogłem się powstrzymać. Odsunął mnie delikatnie i wytarł je dłońmi.

- Już jest dobrze... - Powiedział cicho, wydawał się taki troskliwy, taki dobry. Pomyśleć, że spotkałem go przez przypadek w barze...

- Jak ty się czujesz?...

- Nic poważnego mi się nie stało... Badania nie wykazały nic niepokojącego. A co z tobą?

- Poza tym, co widać, to nic mi nie jest...

- A twój nos?

- Nie jest złamany...

- Przyniosłem Ci coś dobrego, możesz normalnie jeść, prawda? - Przytaknąłem. Eren z uśmiechem wyciągał bułeczki, słodkie, z czekoladą i borówkami. Uśmiechnąłem się lekko i poczęstowałem się tym, co mi przyniósł.

- Eren? Dziękuję Ci naprawdę... Gdyby nie ty...

- Nie myśl o tym 'co gdyby'... Obiecałem być przy tobie i nie złamie obietnicy... Nawet jeśli...

- Jeśli?...

****

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top