Rozdział trzydziesty czwarty


Po chwili wokół mnie pojawiły się tęczowe promienie i zaczęłam lecie z niesamowitą szybkością do Asgardu. Nagle mocniej mną szarpnęło i stałam już pod złotą kopułą. Spojrzałam na strażnika i uśmiechnęłam się radośnie.

- Witaj, Heimdallu - powiedziałam i uścisnęłam mocno przyjaciela.

- Witaj, Aido. Gorgo zaraz tu będzie.

- Oj, nie trzeba było. Sama bym sobie dała radę. - Zaśmiałam się.

- Nie odmawia się koniowi takiej przyjemności! - zachichotał.

I w tej samej chwili do nas dołączył ten kruczoczarny koń, którego tak uwielbiałam. Przytuliłam go mocno, a potem wsiadłam na niego i szybko pocwałowaliśmy do pałacu. Tam od razu mnie przywitała Frigga. Uścisnęłyśmy się na powitanie. Jak się odsunęłyśmy to kobieta obejrzała mnie dokładnie.

- Matko, jak ty wyrosłaś! - Uśmiechnęła się szeroko, gładząc mnie po włosach.

- Strasznie tęskniłam, Friggo - wyznałam tonem małego dzieciaka.

- Chodź, chodź. Zaprowadzę cię do komnaty. Tak jak przed laty! - odparła podekscytowana, więc za nią ruszyłam.

Pokój nic się nie zmienił. Był tak samo cudowny jak kiedyś. Frigga zostawiła mnie samą, chciała pewnie bym odpoczęła. W sumie nie miałam zamiaru siedzieć w pokoju i leżeć. Poszłam pospacerować po pałacu. Naprawdę nic się nie zmieniło, było tu tak samo pięknie i tajemniczo. Nogi poniosły mnie do salonu. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Siedziała na kanapach cała ekipa wraz z Thorem. On pierwszy mnie zauważył. Uśmiechnął się szeroko i podszedłszy do mnie, uścisnął mnie mocno.

- Aida, jak miło, że wpadłaś! - zawołał głośno, jak to on.

- Ciebie też miło widzieć... - stęknęłam. Myślałam, że mnie facet udusi. - Sif! - Pisnęłam na widok znajomej.

- W końcu ktoś inteligentny! - Zaśmiała się i uścisnęłyśmy się.

Siedziałam z nimi do wieczora. Śmialiśmy się, gawędziliśmy. Pierwszy ulotnił się gromowładny. Wiedziałam, gdzie i po co.

- Zawsze tak jest - powiedziała Sif z żalem w głosie.

- Sif, na pewno znajdziesz tego jedynego - zapewniłam, złapawszy ją za dłonie.

- Wiem, każdy mi to mówi... A ty?

- No, właśnie o to chodzi, że nie wiem - odparłam zamyślona. - To skomplikowane, nawet nie wiem, o co chodzi. - Zaśmiałam się.

Następnego ranka Thor przyprowadził wybrankę swego serca - Jane Foster. Przywitałam się z nią miło i pomogłam się odnaleźć w tym szalonym miejscu. Dziwiła się, że jako mieszkanka Asgardu noszę inne ubrania. Po prostu tak było mi wygodniej. Ona jednak ubrała typową asgardzką suknię, a następnie wybrała się z Thorem na spacer. Ja postanowiłam pójść do ogrodów królewskich, gdzie złapałam Friggę.

- Nie spotkasz się z synową? - zapytałam wesoło.

- Na to jeszcze przyjdzie pora. Kochaniutka, chciałam z tobą porozmawiać. Wróciłam właśnie od Lokiego... Naprawdę go nie pamiętasz? - Wydawała się bardzo zmartwiona tą wieścią. Dziwne, że dopiero teraz się dowiedziała.

- Pamiętam, ale tylko urywki... Jedne z najgorszych - odparłam. - Muszę przyznać się, że to z jego powodu wróciłam. Miałam wizje... Dobrą i wtedy poczułam, że straciłam coś ważnego. Przybyłam to odzyskać. Swoje wspomnienia.

- Proponuję, byś poszła na rynek, tam coś na pewno znajdziesz. - Uśmiechnęła się pokrzepiająco.

- Dobrze, może później.

- No cóż, to ja się zbieram do synowej! - Zaśmiała się serdecznie i poszła.

Udałam się na trening z Sif i spędziłam tam ok. dwie godziny. Nagle zauważyłam jak chłopaki prowadzą nowych więźniów. Przeprosiłam przyjaciółkę i poszłam za nimi. Obserwowałam jednego z więźniów. Barczyste stworzenie z rogami na hełmie. Szliśmy przez zamek aż do lochów. Otworzono wrota i wkroczyliśmy do miejsca skazańców. Pierwszą celę na rogu zajmował Loki. Spojrzałam na niego przelotnie i założyłam kaptur. Postanowiłam trochę tu posiedzieć i popilnować tych więźniów. Nie chciałam, by były ofiary w ludziach. Usiadłam pod filarem obok celi Lokiego i po porostu czekałam. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top