Rozdział dwudziesty dziewiąty
Oczami Lokiego...
„Wiesz kto cię wtedy zabił, ale nie wiesz, kto uratował" - pomyślałem z żalem, gdy powiedziała o tym, że ją zabiłem. Chciałem jej powiedzieć prawdę i prawie to zrobiłem, ale... uznałem, że bezpieczniej dla niej będzie, gdy będę jej wrogiem. Jednak nie spodziewałem się, że nazwie mnie „potworem". Tak mnie to zabolało, że jak zniknęła w biało-srebrnej mgle, to aż upadłem na kolana z załamania. Nieświadomie zmieniłem kolor skóry z bladej na niebieską, a oczy stały się krwiste. Już tylko tyle we mnie zostało. Nie odzyskam jej. Zacząłem myśleć o zemście na wszystkich, nawet nie wiem za co, ale pewnie i tak się im należało. Na mojej obojętnej twarzy zakwitł szatański uśmiech. Powróciła żądza władzy i zemsty na Odynie. Klęczałem tak na środku celi, aż nagle zacząłem znów się robić blady. Nie wiedziałem czemu, ale w tej samej chwili stanęło mi przed oczami wspomnienie.
Klęczałem przy łożu, na którym umierała Aida. Była cała pokiereszowana, zaniedbana i sam jej to wszystko zrobiłem. Nie miała uśmiechu na swej twarzy tak, jak przy swojej ostatniej "śmierci". Jej mina wyrażała tylko ból. Płakałem wtedy jak bóbr, nie mogąc się opanować. Nagle usłyszałem słowa, które wypłynęły z ust mnie ze wspomnienia: „Aida... Nie wiem czy jestem coś dla ciebie wart czy nie... Wtedy nie dokończyłem zdania. „Ja jak głupi...". Teraz to dokończę, choć pewnie mnie nie słyszysz. Ja jak głupi się w tobie zakochałem. To był błąd, bo przeszkadzałaś mi w byciu idealnym władcą, ale jednak ten błąd był dla mnie radosny. Potwór przejął władzę nade mną i już nie kocham nikogo. Przez ciebie prawie bym odwołał swoje plany i ci wszystko powiedział, jednak to, co zrobiłaś, zapieczętowało wszystko. Już mi nie przeszkodzisz." Otarłem łzy i wybiegłem na ostateczną walkę.
Obudziłem się z transu, a przede mną siedział... starszy ja. Patrzył na mnie z dezaprobatą. Do tej pory nie miałem pojęcia, o co chodzi z tym dziadem.
- Czego tu chcesz? - warknąłem wściekły.
- Oczekiwałem odwrotnego skutku - powiedział ze stoickim spokojem.
- Jakiego skutku? Zaraz... To ty?! Ożywiłeś ją i zabrałeś jej wspomnienia ze mną?! Czyś ty łeb upadł, ty durny starcze?!
- Nie wszystko jest moją sprawką. Zabrałem jej tylko wspomnienia. Myślałem, że będziesz o nią walczył, ale najwyraźniej nie znam samego siebie - mrukną z taką miną, jakby dotknął czegoś odrażającego.
- Kto ją uratował? - spytałem, ignorując jego przytyk.
- Domyśl się, kłamco - prychnął. Oczywiście nie miałem pojęcia, co idealnie ujęła moja mina, więc chyba raczył mi oznajmić , o co chodzi. - Miłość, parchu niemyślący! Wasza miłość sprzeciwiła się śmierci.
- Pleciesz od rzeczy - warknąłem zły.
- Oj Loki, Loki... Niby taki mądry, nawet się przyznałeś, że potrafisz kochać, ale nic nie rozumiesz. Miłość to najpotężniejsza magia na świecie - powiedział, podnosząc brew. Nie mogłem uwierzyć, że ten dziad z worem tanich, idiotycznych sentencji, to tak właściwie ja.
- Najpotężniejsza na świecie jest władza.
- To zapomnienie faktycznie nie było dobrym pomysłem - mruknął, pocierając skronie wyraźnie zirytowany.
- To, to cofnij!!! - ryknąłem wściekły.
- Sam to zrób, czytasz tyle, a nie wiesz, że miłość wszystko naprawi? - zakpił i zniknął. Żałowałem, że podczas rozmowy nie ukręciłem mu tego pomarszczonego łba.
Dwa dni po zakończeniu mojej znajomości z Aidą, miałem polecieć z Thorem do Asgardu na sąd. Cała eskorta mnie zaprowadziła do auta. Zatrzymaliśmy się w jakimś parku i już miałem lecieć z „braciszkiem" za pomocą Tesseraktu do „domu", ale pani Romanoff nas jeszcze zatrzymała.
- Dobra, Laufeyson, mam tylko coś ci przekazać od Aidy. Dowiedziała się, że są od ciebie. - Pokazała pokrowiec dobrze znanych mi skrzypiec. - Powiedziała, że boi ich się nawet dotknąć, bo nie chce, by złe wspomnienia wróciły. Chciała też żebyś miał pamiątkę po swojej zabawce. – Wcisnęła mi pokrowiec do zakutych rąk, a ja skinąłem tylko głową, bo nie mogłem mówić przez knebel. Następnie szybko się teleportowaliśmy, gdzie powitało nas chyba pół armii żołnierzy. Uśmiechnąłem się na wyobrażenie sobie kolejnej pogawędki z „ojczulkiem"...
Po sądzie zaprowadzono mnie na wieczność do królewskiego lochu. Miałem niezłe luksusy, ale i tak wolałbym wolność. Wiedziałem, że już nigdy więcej jej nie zobaczę, ani nie skrzywdzę w żaden sposób. Będę dla niej nikim...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top