(4)

*per Graf*

Dni mijały spokojnie i bez szaleństw. Pojawiłem się w pracy i wszystko było w porządku. Coś jednak było inaczej. Od kilku dni nie odpaliłem streama. Jakoś tak mi się nie chciało. We wtorek (tydzień po zdarzeniach z poprzedniego rozdziału) po pracy postanowiłem wyjść na spacer. Jak zwykle udałem się do mojego ulubionego parku. Wszedłem tam i usiadłem na ławce. Zamyśliłem się trochę, jednak z tego stanu wyrwał mnie cichy płacz z sąsiedniej ławki. Głos tej osoby zdawał się znajomy. Podszedłem sprawdzić kto to i okazał się być to Zaha. Od razu do niego podszedłem.

-Zaha, co ci się stało? Czemu płaczesz?

-Nic takiego -odpowiedział po dłuższej chwili zastanowienia.

-Nie udawaj, przecież widzę. No dalej mów. Coś z Marcelem?

-Nie nic z Marcelem. -przerwał, jednak gdy zobaczył mój wzrok kontynuował. -Po prostu postanowiłem wysłać zaproszenie rodzicom. I dzisiaj spotkałem ją po tych 2 latach. Przyjechała do mnie do domu. Myślałem, że wszystko w porządku, jednak myliłem się. Ona jest wredną kobietą, zaczęła wjeżdżać mi na psychikę, siać w mojej głowie różne niedorzeczne myśli. Potem zdzieliła mnie jeszcze w twarz i wyszła. 

Kuba zaczął ponownie płakać. Postanowiłem, że go obejmę i przytulę. Uspokajałem go i mi to wychodziło. Robiło się już trochę później, więc zaproponowałem mu, że go odprowadzę. Zgodził się i wyruszyliśmy. Podał mi swój adres. Okazało się, że mieszkają około 500 metrów ode mnie. W czasie drogi podpytałem go kto będzie na weselu. Odpowiedział mi na to w ten sposób.

-No więc będą przyjaciele i ci z km i ci z życia, oraz była sąsiadka Marcela pani Jadzia. 

-Pani Jadzia? -zapytałem lekko się podśmiechując.

-Tak, pani Jadzia. Przez te kilka lat utrzymywała w Marcelu resztki uczuć. Była dla niego oparciem, traktował ją jak własną babcię.

Zakończyliśmy rozmowę, ponieważ już docieraliśmy pod blok. Zaha chyba chciał, żebym nie wchodził, jednak ja narzekałem, że chcę się zobaczyć z Magistrem. Poszedłem za nim na górę i wszedłem do ich mieszkania. Przed drzwiami stał zmartwiony Marcel. Już chciał pytać Zahy gdzie był, jednak on mu przerwał mówiąc, że idzie do łazienki. Zostałem sam z Marcelem.

-A tak właściwie to co ty tu robisz dawid?

-Znalazłem Kubę w parku. Siedział zapłakany, więc podszedłem do niego. Opowiedział mi historię swojego dzisiejszego spotkania z matką. Był roztrzęsiony. Jakoś udało mi się go pocieszyć, jednak on potrzebuje ciebie. Przynajmniej tak mi się wydaje.

-O czym gadacie? -przerwał nam Kuba.

-A o niczym specjalnym. Tak w sumie to ja już muszę lecieć. Pa

-pa -odpowiedzieli wspólnie.

Wyszedłem z mieszkania i zaraz po tym drzwi się zamknęły. Zszedłem po schodach i pokierowałem się w stronę mojego bloku. Byłem już trochę zmęczony, więc chciałem jak najszybciej tam dotrzeć. Gdy już byłem w mieszkaniu, padłem na łóżko i od razu zasnąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top