Rozdział 31

Wysiadając z samochodu czułam, że jestem bardziej obolała niż rano. A to wszystko wina tego idioty, który bił mnie w samochodzie.
Przepychając się jeszcze z Nickiem bez większego uszkodzenia kończyn dotarłam pod swoją szafkę.

- Wiecie niektórzy korzystają z książek na lekcjach.- odparłam gdy chłopaki pytali po co stoimy przed moją szafką.

Otwarłszy ją pod moimi nogami znalazła się mała, kolorowa karteczka.

- O kurwełkę to na pewno od Parkera.- zapiszczał do mojego ucha Erick.

- Nie wygłupiaj się.- burknęłam schylając się po papierek.

Stanęłam przodem do chłopaków, tak aby nie widzieli co tam pisze- na wszelki wypadek oczywiście.

Na trzeciej lekcji czekam na dachu szkoły księżniczko.
L.

Uśmiech sam wymalował się na moich ustach, co nie uszło uwadze chłopaków.

- Nie powiem wam.- wystawiłam im jeszcze język i ruszyłam do odpowiedniej klasy.

Na całej matematyce moje myśli krążyły wokół chłopaka od którego na początku chciałam trzymać się z daleka. Jednak minęło trochę czasu i przekonałam się, że z lekka mówiąc- jest to wręcz nie możliwe.
Stara się. Wiem, że się stara wszystko naprawić. Doceniam to, jednak zapomnieć o tych wszystkich rzeczach nie da się od tak. Ale ta wiadomość, którą zostawił dziś w mojej szafce ucieszyła mnie niezmiernie. Mógł napisać sms'a, ale postawił na klasykę- komunikowanie się liścikami. Może po mnie nie widać, ale uwielbiam romantyzm jaki jest w tych wszystkich dennych filmach dla zakochanych.

Poczułam lekkie uderzenie w moje lewe ramie. Spojrzałam w górę i natchnęłam się na spojrzenie Damien'a.
Posłałam mu niezrozumiałe spojrzenie, lecz po chwili dotarło do mnie o co chodzi.

Przede mną stała niezadowolona pani profesor.

- Nie przeszkadzam panience?- patrzyła na mnie przez grube szkła.

- Przepraszam.- powiedziałam.

- Rozwiąż to zadanie.- podała mi kredę i zaprosiła pod tablice. Rozejrzałam się po klasie, lekko przestraszona.

Super, znów wyjdę na idiotkę bo matma w moim wykonaniu po prostu zabija.

Gdy zobaczyłam treść zadania nogi lekko mi się ugięły. Ta baba jest chyba chora jeśli myśli, że rozwiąże taki przykład.

- Nie umiem tego zrobić.- odparłam po chwili skupienia.

- To jest powtórka.- skrzyżowała ręce na piersi skanując moją twarz.- Za trzy dni piszemy z tego sprawdzian, a ty teraz oznajmujesz, że tego nie rozumiesz?

- Jakoś sobie poradzę.- warknęłam w nadziei, że nie usłyszała mojego wściekłego tonu głosu.

- Mój syn jest korepetytorem.- podeszła do biurka. Chyba też miałam tak zrobić.- Spotkacie się dziś i Ci to wytłumaczy.

- Pani żartuje.- jej oczy mówiły co innego.- Poradzę sobie sama, nie musi pani wciągać w to

- Bądź pod tym adresem dziś o 17.- podała mi kartkę na której widniał wspomniany adres.

Wściekła ruszyłam da ławki. Jakim prawem ta baba każe mi iść na jakieś pieprzone korki. Przecież mogłam poprosić kogoś innego do pomocy. A teraz mam płaszczyć się przed jej synalkiem w dodatku- w jej mieszkaniu.

- Nic nie mów.- zwróciłam się do Damien'a, który cicho parsknął śmiechem.

-----
Całe dwie przerwy narzekałam przyjaciołom do tego stopnia, że Erick wziął mnie za rękę i zaprowadził do jakiejś grupki uczniów i chciał oddać. Do tego chciał im dopłacić aby mnie wzięli.
Więc tak oto teraz udaję, że jestem na nich obrażona. Mogłam to lepiej przemyśleć i po prostu ściągnąć mu za to spodnie na środku korytarza , a nie cierpieć jak teraz- bowiem mój telefon na okrągło wydaje dźwięk nowych wiadomości przez dziesięć minut. W końcu go wyłączyłam i cieszę najprawdziwszą ciszą.

Wreszcie doczekałam się tej oczekiwanej lekcji. Jest tylko jeden problem, który zrozumiałam przed dwiema sekundami. Tą lekcją jest wf.

Przecież mogą zwolnić Luka za urywanie się ze swojej lekcji. Z resztą już raz się ze mną zerwał.

Jednak nie mogąc go tak wystawić, od razu po dzwonku upewniając się, że żaden nauczyciel nie przechodził przez korytarz, gdzie znajdują się schody na dach ruszyłam szybkim krokiem. Z lekka mówiąc, byłam podekscytowana.

Aby nie było tak kolorowo, oczywiście ze dwa razy zaliczyłam glebę na wspomnianych schodach. Gdy już wyczłapałam się na sam szczyt i uchyliłam drzwi zaniemówiłam.

Ten dach nie przypominał zwykłego. Na tym jest pełno najróżniejszych kwiatów, zaczynają na małych kończąc na takich o wielkich rozmiarach. Powolnym krokiem udałam się w głąb tej "dżungli". Na prawdę musiałam dobrze uważać, aby żadna z kolorowych roślin nie ucierpiała.

- Ładnie tu, prawda?- złapałam się za serce przestraszona. Po sekundzie dotarło do mnie kogo to głos.

- Jest ślicznie.- odwróciłam się do niego z wielkim uśmiechem.

- Wiedziałem, że ci się spodoba.- na moje zdziwienie chłopak uchylił ramiona, zapraszając mnie abym się w niego wtuliła. Taki mały gest, a tak cieszy.
Podbiegłam do niego i schowałam głowę w jego szyi wdychając ten cholernie dobry zapach.

- Nie będziesz miał kłopotów?- zadałam wreszcie pytanie.

- Nie, i nie przejmuj się.- brunet odsunął się lekko ode mnie, biorąc w palce moją dłoń. Spojrzałam na nasze splecione ręce i znów poczułam te pieprzone. motylki w brzuchu.

- Chodź.- szepnął na ucho i zaczął mnie gdzieś prowadzić.
Odpychał od nas wszystkie liście roślin, tak że utworzyło się małe przejście.
Po chwili spaceru zauważyłam rozścielony koc, a na nim wielki koszyk, najprawdopodobniej z jedzeniem.

- Nie wiedziałam, że jesteś romantykiem.- odparłam parskając. Usadowiłam się na czerwonym okryciu tuż obok chłopaka.

- Dla ciebie wszystko.- nie mógł obejść się bez tego swojego zadziornego uśmieszku.

- Kiedyś zedrę ci ten uśmiech z twarzy.- Luke zmrużył oczy, intensywnie się we mnie wpatrując.

- Więc zrób to teraz.- nie zastanawiając się nad swoim zachowaniem wpiłam się w jego cudowne usta. Chłopak wyprostował swoje nogi, przenosząc mnie na nie.

Całował bardzo powoli i zmysłowo. Gdybym go nie widziała, nie powiedziałabym że to Parker. Nasze pocałunki były raczej zachłanne, przepełnione tęsknotą...i smutkiem.
Teraz gdy wreszcie jest lepiej, wygląda to trochę inaczej.

Luke zaczął przygryzać moją dolną wargę, prosząc o możliwość wsunięcia swojego języka. Pozwoliłam mu od razu, bo sama miałam na to wielką ochotę.

Nie zdziwił mnie fakt, że to on dominował, ale muszę przyznać, że podoba mi się to.

Zakończył naszą chwilę, muskając dwa razy niedbale moje usta.

- Dobrze mi tak.- wydyszałam do jego szyi, podczas gdy on przytulał mnie do siebie bardzo mocno.

- A mi się chce rzygać.- to nie był głos chłopaka. To był kobiecy głos!

Oboje jak oparzeni odsunęliśmy się od siebie gdy zrozumieliśmy kto to.

- Co ty tu do cholery robisz Kelly!- wysyczał Luke, a ja zbladłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top