Rozdział 26
Zeszłam z boiska i zajęłam swoje miejsce na przeznaczonym dla mnie krzesełku z numerem mojej koszulki: 3.
- Dopiero się zaczęło, a ty już wyrywasz.- podszedł do mnie nie kto inny jak Nick.
- O czym ty mówisz?
- Nie zgrywaj już takiej niedostępnej El.- droczył się ze mną.- Niech twój Luki będzie trochę zazdrosny.
- Jesteś nienormalny- uderzyłam go w tył głowy i postanowiłam się przesiąść do Johna. W końcu to jeden z normalniejszych ludzi w naszej grupie.
- Ni znowu głupieje?- pytał a ja pokiwałam głową.- Co nie zmienia faktu, że trenerek nieźle piorunował was wzrokiem...
- Oh do kurwy zmówiliście się czy co?- myślałam, że chociaż on nie będzie mnie denerwował. Pomyłka.
- Gadacie o nowym znajomym Elsona?- parsknął dołączający do nas Erick.
- Możecie kurwa przestać?- założyłam ręce na pierś, aby dać wyraz mojej złości
- A magiczne słowo?
- Pierdol się?- wysyczałam z uśmiechem do Ericka.- Tak w ogóle to gdzie Damien?
- To nasz kapitan nie?- oh Nick słonko, dzięki że mi przypomniałeś idioto.- Poszedł załatwić formalności i te sprawy.
- Kiedy gramy?- kolejne pytanie wyleciało z moich ust.
- Teraz.- odwróciłam się w stronę boiska i zaniemówiłam. Całe trybuny były wypełnione po brzegi, a wysokie lampy zaczęły oświetlać pole do gry. Odeszłam trochę od mojej grupy bo chciałam trochę ochłonąć. To ma być mój pierwszy, tak ważny mecz w życiu. Nie mogę go do jasnej cholery spieprzyć. Ale boję się, że tak właśnie się stanie.
Zabijcie mnie kurwa.
- Spokojnie.- powiedział, a ja od razu poczułam, że stoi za blisko mnie. Jeszcze półkroczku, a mógłby mnie przytulać od tyłu jak na tych wszystkich dennych filmach. No chyba, że wziął by mnie jak w pornosach Erick'a, ale to inna historia.
- Dasz rade.- Luke pocałował tył mojej głowy, a ja się spięłam.
- Co ty robisz, tu jest pełno ludzi.- odwróciłam się twarzą do niego. Staliśmy kurwa za blisko. Dwa centymetry dzieliły mnie od tych miękkich i soczystych ust.- Po za tym zapomniałeś, że jestem na Ciebie zła?
- Nie zapomniałem.- nie miał zamiaru się cofać. Cóż, nie dam mu tej satysfakcji. Zrobiłam jeden krok do tyłu, spotykając się z niezadowoloną miną chłopaka.- Naprawię to.
- Nie wiem czy jest sens.- nie chciałam go okłamywać. Nie wiem czy nie lepiej dać sobie z tym spokój, niż przyjmować coraz to gorszy ból na klatę.- Zrozum, zraniłeś mnie. Ufałam Ci. Naprawdę, poczułam coś do Ciebie, a ty to od tak zmieszałeś z błotem.
- Ale mi zależy. Cholera nawet bardzo.- mówił podniesionym głosem.- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym w tym momencie złapać za twoje różowe policzki i pocałował Cię jak kurwa każdy normalny chłopak.- przerwał.- Ale nie mogę.
- Luke...
- Nie.- nie dał mi dojść do słowa.- Z tą uczennica to była jedna, zwykła zabawa pod wpływem drag. Nie traktuje Cię jak jej musisz mi uwierzyć! Traktuje Cię inaczej niż wszystkie dziewczyny z którymi się zadawałem.- jego twarz była coraz to bardziej przygnębiona.- Proszę wybacz mi.
- Nawet jeśli bym to zrobiła nie będzie normalnie.- patrzyłam mu prosto w oczy. Piękne, czekoladowe oczy.- Tak jak sam powiedziałeś: chciałbyś mnie pocałować przy wszystkich, ale nie możesz. Nie wiem czy dałabym rade się ukrywać...
- Wybacz mi tylko, El błagam Cię.- wziął moją rękę w swoją dużą i ciepłą dłoń. Fala przyjemnego uczucia wstąpiła we mnie znikąd.
- Za wcześnie Luke.- wzięłam dłoń pomimo braku chęci. Gdy się wyślizgiwała, mogłam dokładnie poczuć palce Parkera muskające moje opuszki.
Czemu to do kurwy jest takie ciężkie.
- Poczekam.- odparł.- Poczekam ile będzie trzeba, ale obiecaj, że się zastanowisz. Proszę.
- Obiecuje.- wypadło z moich ust.
- Poradzisz sobie.- zorientowałam się, że swoją wypowiedź skierował do za niedługo rozgrywanego meczu.- Nie bój się. Po prostu uwierz.
Uśmiechnęłam się do niego w podzięce za miłe swoją. Zostałam obdarowana najszczerszym uśmiechem pod słońcem i to dało mi kopa. Nie żadne: powodzenia, dasz sobie rade. Po prostu on. Myśl o tym, że we mnie wierzy.
Dam tą cholerną rade.
Odwróciłam się pełna energii i ruszyłam do swojej drużyny. Krocząc czułam przeszywające mnie spojrzenia licznych osób, ale zignorowałam je. W myślach na okrągło powtarzałam sobie słowa odwagi i wracałam do jego pięknej twarzy.
- Widziałem.- Nick otworzył ręce abym go przytuliła.
- Co?- udawałam głupią.
- Lukena to życie.- chwila co.- To mój sens istnienia.- zaczął tańczyć, a raczej kręcić się w kółko z uniesionymi rękami. To było dziwne...
- Dobra po pierwsze co?
- Luke i Elena dają Lukene, heloł.- do rozmowy dołączył się Damien.
- Podniecacie się tym jak kura miesiączką.- skomentowałam a John wybuch niekontrolowanym śmiechem.
- Nie przebaczyłam mu.- chłopcy posmutnieli. Oh oni zachowują się gorzej niż ja podczas oczekiwanie na jebany pocałunek Stilesa i Lydi.
- I dobrze, niech się chłopak pomęczy.- odparł jedynie Erick. Przybiłam z nim żółwia, a reszta posłała mu gromiące spojrzenie.
*****
Usłyszeliśmy gwizdek i ruszyliśmy przed siebie. Ostatni raz zerknęłam na Parkera, który w tym czasie pokiwał głową dając znak, że we mnie wierzy.
Z pozostałą 10 zawodników ustawiłam się na odpowiednich pozycjach. Nogi miałam jak z waty. Dosłownie. Drużyna w niebieskich koszulkach mierzyła nas groźnymi spojrzeniami. We mnie wlepiony był wzrok tego bezczelnego dupka, któremu miałam ochotę wystawić aktualnie faka, ale ostatecznie powstrzymałam się.
Popatrzyłam jeszcze jedynie na Damiena, który w tym samym czasie posłał mi kciuk uniesiony do góry. Na sekundę przymknęłam oczy i próbowałam ustabilizować oddech. W net usłyszałam gwizdek oznaczający start.
****
Wszystko się pierdzieliło. Przegrywaliśmy 2-1. Przeciwnicy okazali się bardzo dobrzy, ale nie grając fair play.
Chyba byłam najczęściej faulowanym zawodnikiem w grze. Moje nogi i ręce pomimo ochraniaczy były całe posiniaczone i w niektórych miejscach pełne krwi. Chłopaki wyrażali co chwilę sprzeciw, a Luke chciał mnie ściągnąć z boiska z powodu dużego krwawienia z okolicy przedramienia.
- Nie.- odeszłam od naszego klubowego lekarza.- Daj mi szanse, proszę. Zrobię to
Chłopak popatrzył niepewnie na moją ubłoconą twarz i prawie niewidocznie pokiwał głową na fakt, że się zgadza.
Wbiegłam na boisko przybijając piątkę z Erickiem. Komentator meczu nie krył zdziwienia moim ponownym pojawieniem się na boisku, ale tylko uśmiechnęłam się. Pokażę, że dziewczyna też coś znaczy w piłce nożnej.
Nie wiadomo skąd znalazłam się na drugim końcu boiska. Piłka leciała prosto na mnie i z trudnością poprzez agresywnego przeciwnika przyjęłam ją wślizgiem bo inaczej znów zostałabym sfaulowana, tym razem w głowę. Przed sobą miałam czyste pole, jednak czułam obecność innych zawodników z niebieskimi koszulkami za mną. Podałam piłkę na drugie skrzydło i okazało się to dobrą decyzją. Za mnie wybiegło dwóch brunetów, ale nie zwróciłam większej uwagi na to, że mnie popchnęli ponieważ piłka uderzyła w spojenie, ale ustawiony w dobrej pozycji John przyjął piłkę na główkę i.... I trafił! Do cholery trafił!
Publiczność zaczęła wiwatować, a ja jak wariatka rzuciłam się na chłopaka. W net na moich plecach poczułam obecność innych przyjaciół z drużyny. Biedny John wylądował na ziemi, a na nim każdy z nas. Przytulaliśmy się na tzw. kanapce.
- Jeszcze jeden i mamy to.- wykrzyczał do naszych uszów Damien.
Przeciwnicy zaczęli ze swojej połowy wyprowadzenie piłki. Przeciągali grę bo podawali do siebie nie próbując walczyć. Nie atakowali, nie biegali. Chodzili tylko po to, aby nie przegrać. Popatrzyłam na czas. Zostało 3 minuty. Szybko zmieniłam swoją pozycję, ponieważ Matthew podał piłkę na lewe skrzydło, a tam do kurwy nikogo nie było. Biegłam ile sił w nogach, doganiając piłkę prawie przy samym aucie. Rozejrzałam się przelotnie i zauważyłam, Damiena wysuniętego prawie na sam środek tuż przed bramką. Fakt, że byli tam obrońcy nie zniechęcił mnie i wykopałam piłkę prosto do chłopaka. Sama ruszyłam po lewej stronie. Przyjaciel kopnął piłkę pod moje nogi, gdy znalazłam się na polu karnym. Dolne kończyny zrozumiały co miały zrobić. Szykowałam się do strzału podczas wolniejszego biegu, ale nagle poczułam przeszywający mnie ból w dolnej partii pleców.
Z impetem upadłam na trawę, nie mogąc poradzić sobie z tą torturą . Zaczęłam skomleć i zwijać się z niesamowitego bólu. Miałam wrażenie, że wszystko zamieniło się w jedną, wielką ciemność. Nie widziałam dosłownie nic. Plamki przed oczami osiągnęły wielkich rozmiarów.
Jednak poczułam, ze moją dłoń ktoś trzyma. Bardzo mocno. Próbowałam opanować emocje, ale nadal nic nie słyszałam. Jednak czułam już, że w okół mnie znalazło się dużo osób.
- Elena.- zaczęłam powoli nasłuchiwać.- Elena.- ktoś powtarzał moje imię, klepiąc mnie po policzkach. Z trudem uchyliłam prawie niezauważalnie oko. Był tam. Ten, którego w podświadomości chciałam ujrzeć klęczał przy mnie z przejęciem wymalowanym na twarzy.
- Słyszysz mnie?- zdziwiłam się faktem, że to on a nie doktor. Pokiwałam lekko głową, a on wypuścił powietrze ze swoich warg na które teraz utkwiony był mój wzrok.
Leżałam tak około dwóch minut, aż wreszcie zdołałam widzieć i słyszeć. Było mi już znacznie lepiej, jednak ból z okolic pleców nadal nie przestawał dawać się we znaki.
Wstałam bardzo powoli, próbując nie syczeć z bólu, ponieważ nawet w stanie jakim się znalazłam chciałam zakończyć ten mecz. Nie dam się tak traktować. Wszystkie te suki w postaci męskiej, pomiatali mnie podczas meczu. Nie zejdę, będę grać do końca.
- Mamy karnego.- wyszeptał do Luka, który teraz pomagał mi ustać Damien. Chciał abym nie usłyszała?
- Wykonam go.- obaj popatrzyli na mnie jak na idiotkę.- Mówię serio.
- Nie wiem czy to jest najlepszy pomysł.- odezwał się Hale.
- Nie spudłuje!- prawie krzyknęła.- Proszę, dajcie mi szanse. To mnie sfaulował ten dupek, teraz pożałuje.
- Dobra.- skomentował cicho trener.- Ale traf!
- Dam radę.- spojrzałam w jego oczy.
- Na pewno dobrze się czujesz? Dostałaś mocno w te plecy.- zamartwiał się, co było słodkie, ale postanowiłam.
- Jest dobrze.
Wyrwałam się z jego uścisku, aby pokazać mu, że dam radę sama ustać. Faktycznie, jakoś to zrobiłam, ale prosto nie było.
Uśmiechnęłam się do niego na zachętę i poszłam na moje miejsce.
- Ty?- zapytał rozbawiony zawodnik. Oh mogłam się spodziewać, że sfauluje mnie akurat ten. Szkoda, że okazał się takim debilem, że zrobił to w polu karnym.
- Poczekaj.- udawałam, że przyglądam się jego twarzy.- Ta twoja szparka między zębami, to na żetony czy...?
Zignorowałam jego złą minę i ustawiłam się na swoim miejscu. Strzał z jedenastu metrów, co tam dam radę.
Ostatnio ćwiczyła. Nie było najgorzej
Dawaj El zrobisz to! Krzyczałam w duchu sama do siebie,
Wyłączyłam się, nie słuchałam już kibiców, którzy teraz wołali moje imię i zaczęli wspierać. To jakaś paranoja, jeszcze na początku zapewne ze mnie szydzili.
Gwizdek przetrwał moją umysłową ciszę. Spojrzałam na obrońce i bramkę z przymrożeniem oczu. Teraz albo nigdy.
Wykonałam strzał. Piłka zahaczyła o ręce bramkarza. Szybko odwróciłam się zła.
Myślałam, że dam radę.
Jednak spojrzałam na kibiców. Czemu do kurwy się tak cieszą.
Wzrok przeniosłam na poprzednie miejsce i nie mogłam w to uwierzyć.
Pieprzona piłka znajdowała się w roku bramki.
Przeleciała przez ręce bramkarza.
---
Ufff skończyłam. Długi ten rozdział nie? Xd
I tak oto Elena strzeliła gola. Juhuuuuuuuuuu.
Dzięki, za tak liczne wypowiedzi pod ostatnim rozdziałem dotyczące okładki i samego opowiadania.
Banan na twarzy again.
Do zobaczyska :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top