Rozdział 10

Nie spodziewałam się tego, że Chris coś podejrzewa. Niby przyjaźni się z moim trenerkiem już bardzo długi czas, ale nie myślałam że aż tyle będzie wiedział. Nie powiem, że zrobiło mi się trochę głupio bo kontakty z nauczycielem i dodatkowo ze starszym o osiem lat facetem mówią same za siebie. Nic już nie mówiąc udałam się do pokoju.

***
Rano byłam cała podenerwowana. Nie wiedziałam jak się dziś zachować. Luke wraca dziś do szkoły i na trening, potem impreza. Po prostu zajebiście.
Gdy wsiadałam do samochodu John'a, który przyjechał po mnie z resztą przyjaciół humor mi wrócił. Zostałam zmuszona usiąść przy największych idiotach z całej paczki- Ericku i Nicku. Przez całą drogę opowiadał mi kiepskie dowcipy, ale w jego wydaniu brzmiały tak, że nie mogłam opanować się ze śmiechu.

- A własnie.- zaczęłam gdy jakoś się ogarnęłam.- Dziś impreza jak już pewnie wiecie, więc mam nadzieje że pomożecie mi w dekoracjach

- Łał całe życie o tym marzyłem.- głupi Nick.

- Wiem, że się cieszycie dlatego powiedziałam bracholkowi że mi pomożecie.- wyszczerzyłam do nich ząbki.

- A co za to dostaniemy?- pytał w tym samym czasie John z Damien'em. Ach ta koleżeńska pomoc...

- Spytaj Chris'a, może załatwi wam tancerki go-go

- W takim razie mogę zrobić dla ciebie wszystko.- objął mnie ramieniem Ni, a potem zaczął dźgać w żebra.
*

W klasie od matematyki zaczęło być mi nie dobrze. Stres znów wrócił. Niektórzy mogą powiedzieć: przecież nic się nie stanie. Ale ja się martwię o... o moje uczucia co do niego? Tego, że mu ulegną i pozwolę na skrzywdzenie siebie?

- Mała co jest?- wyszeptał Damien siedzący obok mnie w ławce.- Widzę, że coś jest nie tak.

- Boję się

- Czego?- chłopak przysuną się tak, że zobaczył moje oczy.

- Bo dziś wraca Luke.- westchnęłam.- Nie mamy dziś wf'u, ale jest trening.

- I obawiasz się jego reakcji na ostatnie wydarzenie?

- Tak.- odparłam.- Nie chcę żeby był zły. Chcę z nim normalnie pogadać. Ale też nie chcę aby mnie odrzucił.

- Nie rozumiem.

- lubie go okej?- spojrzałam na niego i widziałam że jest zaskoczony.- Ale wiem że nie mogę pozwolić na to aby coś między nami się stało.

- Dlaczego? Przecież to jest równy gość, pomijając tylko kilka rzeczy.

- Nie chcę żeby mnie skrzywdził.-ach ta szczerość.- Co jeśli ja się w nim zakocham a on potraktuje mnie jak tą Beth? Co jeśli stanę się jego prywatną dziwką?

- Ej nie mów tak.- łatwo powiedzieć kumplu.- El widzę jak na siebie patrzycie, naprawdę. Chłopaki też to widzą. Myślę, że tylko sobie wmawiasz że jest najgorszy bo po prostu boisz się miłości. Boisz się go pokochać.

- Tak uważasz?- mówiłam ze spuszczonym wzrokiem.

- Ja to wiem.

***
Z każdą kolejną lekcją czułam się coraz gorzej. Nie wiem jak mam się zachowywać. Po prostu nie wiem.

Przebrana w krótkie spodenki i bokserkę z korkami w ręku udałam się na boisko. Nogi miałam jak z waty gdy podchodziłam do wejścia na stadion.
Dasz rade El.

Zauważyłam go od razu. Nawet z tak dalekiej odległości widziałam dokładnie jego piękne rysy twarzy. Koszulka doskonale opinała jego mięśnie, które stawały się coraz bardziej wyraźne przez zmniejszającą nas odległość. Przygryzałam wargi nieświadomie aż poczułam metaliczny posmak krwi. Po jakiejś chwili, gdy skończyłam podziwiać jego ciało przeniosłam spojrzenie na jego tęczówki. Wpatrywał się we mnie z prowokującym uśmiechem, ale gdy tylko dostrzegł, że przyglądam się mu jego twarz pokryła obojętność. Wszystko na moje życzenie...

- Najpierw siedem pełnych okrążeń a potem rozciąganie.- nie obdarzył mnie już swoim zainteresowaniem jak na pierwszych treningach na co bardziej się skuliłam.- Potem gramy mecz bo za niedługo ważne spotkanie.

Próbowałam skupić się na grze, ale nawet cheerleaderka byłaby dziś ode mnie lepsza. Nie umiałam odebrać nawet najprostszej piłki.

- Elena.- krzykną trener.- Co się z tobą kurwa dzieje?- był bardzo na mnie cięty. A ja? Ja miałam ochotę gdzieś się schować i ryczeć.

- J..ja przepraszam.

- Idziesz na bramkę.

- Ale ja jestem pomocnikiem.- próbowałam jakoś się wydostać z tarapatów. Nigdy jeszcze nie pełniłam funkcji bramkarza i jakoś nie chciałam.

- Nie kłóć się ze mną.- nie mogłam nic zrobić. Nie chciałam wylecieć z drużyny. Błagalnie popatrzyłam na przyjaciół aby starali się mnie nie zabić. Chyba zrozumieli bo kiwali głowami i podchodzili do innych ludzi z drużyny i coś im mówili.

Stałam tam i modliłam się aby pudłowali. Szczęście mi dopisywało bo ani razu nie musiałam trudzić się o złapanie tej cholernej piłki.
Jednak moje dobre chwile się skończyły. Zobaczyłam napakowanego, zbliżającego się napastnika i już wiedziałam, że on nie powstrzyma się od strzału.
Gdy piłka leciała w niesamowicie szybkim tempie, a ja rzuciłam się aby ją złapać usłyszałam tylko jak wszyscy krzyczeli moje imie.
Nagle poczułam przeszywający mnie ból głowy.

LUKE

Nie wiem co we mnie wstąpiło aby postawić ją na tej cholernej bramce. Chyba chciałem końcu móc się na kimś wyżyć. Te kilka dni spędziłem głownie na imprezach, wkurwianiu się na siebie i na nią. Do tego zerwałem kontakt z Beth.
Ale gdy dziś zobaczyłem jak dziewczyna uderza głową o słupek a potem jej kruche ciało ląduje na ziemię zerwałem się pędem w jej stronę. Co ja kurwa najlepszego zrobiłem.

- El.- kucnąłem przed nią podniosłem jej głowę i położyłem na moich kolanach.- słyszysz mnie?- dziewczyna pokiwała głową, ale oczy miała przymknięte

- to wszystko przez ciebie ty idioto.- usłyszałem głos Erick'a za mną.

- Przecież to dziewczyna, nie dała by rady obronić takiego strzału.

- może wreszcie wyleci z tej drużyny.- chwila czy ja usłyszałem śmiech?- Z dziewczyną w drużynie nie mamy szans chłopaki. Ona musi wylecieć. Czy wy tego nie rozumiecie?!

- ty chuju.- dalej nie słuchałem Damien'a który zajął się tym skurwielem. Ten sukinsyn zrobił to specjalnie.
Potem się nim zajmę.

Zacząłem sprawdzać czy z dziewczyną na pewno wszystko w porządku
Miała już otwarte oczy i powoli oddychała, a z jej włosów związanych w kucyk zaczęła sączyć się krew.

- Opatrzę ją w szkole.- byłem cały podenerwowany.- Hemsworth wylatujesz.- wysyczałem do tego chuja.

- Co, przecież ta suka

- Nazwij ją tak jeszcze raz a obiecuje że skończy się gorzej.- zakończyłem naszą wymianę zdań i najdelikatniej jak umiałem uniosłem dziewczynę. Była przytulona do mojej klatki piersiowej za co w duchu podziękowałem.

- Luke bo ja przepraszam.- wyszeptała jak najciszej umiała, ale nie dzieliła nas żadna przestrzeń i wszystko dokładnie słyszałem.

- Już dobrze maleńka.- uspakajałem ją- To moja wina, ale postaram się naprawić ten błąd. Obiecuję.- ucałowałem dziewczynę w czoło i rozweseliłem się gdy na jej pięknej twarzy wymalował się lekki uśmiech.

--------
Dzięki za motywujące słowa :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top