33. "Będzie dobrze."
Kamerzysta pov.
- Może... Przejdziemy na kanapę? - powiedziałem niepewnie.
Na te słowa Marek ciężko przełknął ślinę. Patrzył mi w oczy przez kilka sekund.
- Co... Co masz na myśli? - zapytał.
- Chyba dobrze wiesz... - odparłem przechylając głowę w bok.
- Ł... Łukasz - zaczerwienił się. - Żartujesz?! Ja... Nie...
- Nie chcesz tego?
- To nie tak! To znaczy... Nie wiem, czy jestem gotów... - spuścił głowę. - Bo chcę... Ale...
Uśmiechnąłem się lekko i przybliżyłem się do niego składając pocałunek na jego czole. Marek spojrzał na mnie.
- Możemy zacząć, ale gdy zmienisz zdanie, to od razu przestanę - odrzekłem.
On przytaknął na te słowa. Zszedł z blatu, po czym położyłem dłonie na jego ramionach i pocałowałem go. On od razu zaczął to oddawać, tuląc mnie wokół torsu. Zacząłem powoli iść dając mu znak, że ma się cofać. Nagle natknęliśmy się na kanapę. Marek nie mogąc zrobić kolejnych kroków w tył, opadł na nią, a ja zacząłem pochylać się nad nim trzymając go za nadgarstki. Patrzeliśmy w swoje oczy przez krótką chwilę.
- Jestem gotów... - wyszeptał Marek.
***
Następnego dnia obudziłem się w swoim domu. Mimo, że to była już druga noc tutaj, to z powodu praktycznie codziennego sypiania w rezydencji Kruszwila czułem się dziwnie. Obróciłem się na drugi bok i w tamtym momencie zauważyłem, że obok mnie jest ktoś jeszcze. Był to Marek. Chwilę zastanawiałem się, o co chodzi, gdy nagle przypomniałem sobie, co robiliśmy poprzedniego dnia na kanapie. Gdy tylko to pojawiło się w moich nyślach, od razu się zaczerwieniłem. Pamiętam, że później oglądaliśmy jeszcze jakiś film a chłopak ciągle narzekał na ból tyłka. Potem nie chciało mu się wracać do domu bo było późno, więc został na noc u mnie.
Podniosłem się do siadu. Spojrzałem na zegar, który wskazywał godzinę dziewiątą dwadzieścia. Znów przeniosłem wzrok na chłopaka, po czym położyłem dłoń na jego ramieniu i zacząłem nim delikatnie poruszać.
- Marek... - wyszeptałem.
- Mmm... Czego? - zapytał ospałym głosem. - Daj mi spać...
- Chcesz śniadanie?
- Ogarnij się... Nie tknął bym niczego z twojej lodówki.
Czyli pamiętał, że śpi u mnie... Postanowiłem mu dalej nie przeszkadzać. Wstałem z łóżka i przeciągnąłem się, a następnie poszedłem w stronę kuchni zrobić sobie śniadanie. Szkoda, że Marek nie chciał. Chętnie bym mu też przygotował. Postanowiłem zrobić sobie kanapkę z szynką bo nic innego mi się nie chciało. Gdy skończyłem, poszedłem usiąść na kanapie i włączyć telewizję zajadając się przy okazji tym, co miałem w dłoni. Po jakichś dziesięciu minutach usłyszałem kroki za sobą, więc popatrzyłem w tamtą stronę. Był to oczywiście Marek.
- Jednak wstałeś... - odparłem.
- Tia - odpowiedział. - Niezbyt wygodne to twoje łóżko. Za ile je kupiłeś?
- Daj spokój... - westchnąłem.
Chłopak podszedł powoli do kanapy i usiadł obok mnie syczącz jakby z bólu. Powoli oparł się i westchnął.
- To nie był sen? - zwrócił się do mnie.
- Co nie było snem? - zapytałem.
Chwilę się wahał, zanim odpowiedział.
- My to... Robiliśmy, prawda? - lekko się zaczerwienił.
- Aaa, o to ci chodzi? - odparłem z lekkim uśmiechem. - Cóż... Wyszło na to, że tak.
- Mhm... Kurwa... Nadal boli.
Zaśmiałem się cicho, ale od razu się pochamowałem. Może i było to trochę komiczne, ale i tak mu współczułem.
- Um... Sorki, nie jestem doświadczony... - powiedziałem.
- Dobra, cicho bądź - uśmiechnął się. - W każdym razie nie żałuję, że to się stało.
- Naprawdę? - zdziwiłem się.
- Tak, chciałem tego... - rumieniec nadal nie znikał z jego twarzy. - Ale chcę już wracać do domu bo atmosfera tutaj mi przeszkadza.
- Aż tak biednie?
- Tak.
Kruszwil pov.
Po jakiejś godzinie byliśmy już w rezydencji. Otworzyliśmy drzwi i wszedliśmu do środka. Od razu bardziej prestiżowo. Chciałem coś powiedzieć do Łukasza, ale on mnie wyprzedził.
- Chcesz kąpiel, co nie? - popatrzył na mnie.
- Chyba za dobrze mnie znasz...
Uśmiechnął się i poszedł w stronę łazienki. Jakieś dwie minuty później do salonu przyszła Kasia.
- Hej - przywitała się. - Spałeś u Łukasza?
- Tak... - przerwóciłem oczami.
Ona spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem uśmiechając się jak jakiś zbok idąc w stronę sofy, na której później zajęła miejsce. Nie chciało mi się stać, dlatego poszedłem w tamtą stronę i usiadłem obok. Zapomniałem jednak o jednym...
- Ssss... Ała... - powiedziałem nie mogąc tego powstrzymać.
Ból co prawda się zmniejszył, ale wciąż... Kątem oka zauważyłem, że z Kasią jest coś nie tak. Skierowałem na nią wzrok. Miała szeroko otwarte oczy i nadal się dziwnie uśmiechała, jednak tym razem jej usta były lekko roschylone. W dodatku była sztywno wyprostowana.
- No co? - rzekłem.
- Heheh... Nic nic... - uniknęła mojego wzroku.
- Pewnie od razu masz jakieś zboczone myśli, prawda? - podniosłem brew.
- Że cooo? - przeciągnęła. - Czemu tak sądzisz?
- Widać po tobie - przewróciłem oczami. - Jedyne co mi doskwiera, to zakwasy, bo biegałem wczoraj, dlatego przestań sobie wyobrażać niewiadomo co.
Dziewczyna jakby posmutniała, jednak była to mina połączona ze zdziwieniem. Chwilę później jednak popatrzyła na mnie podejrzliwie.
- Ukrywasz coś... - pokręciła głową.
- Wcale, że...
- E e e - przrwała mi. - Jak już chcesz wymyśleć wymówkę, to bardziej się postaraj.
Kolejna minuta minęła w ciszy. Po niej do salonu wszedł Łukasz, co dało mi znak, że kąpiel jest gotowa, więc poszedłem w stronę garderoby, żeby wybrać sobie coś na przebranie.
Kamerzysta pov.
Oparłem się o ścianę obok kanapy i popatrzyłem na Kasię.
- Jak tam? - zapytałem, żeby jakkolwiek przerwać krępującą ciszę.
- Czy ja wiem... - westchnęła. - Aha, mam ci coś do powiedzenia.
- Huh? - spojrzałem na nią pytającym wzrokiem.
Wstała i podeszła do mnie ustawiając się na przeciwko.
- Adam wczoraj był o osiemnastej - odparła.
- Był? Czemu nie napisał? - zapytałem.
- Zostawił telefon u nas - mówiła. - Ale nie tylko po to przyszedł. Miał nadzieję, że z tobą pogada, bo chciał się komuś wyżalić po utracie tej suki.
- Tak mówisz? Może do niego napiszę, żeby przyszedł.
- Rób co chcesz.
***
O dziwo nie musiałem namawiać Marka na to, żeby zgodził się na przyjście Adama. Zdaje mi się, że już nie był zazdrosny. Była piętnasta kiedy gość się zjawił. Poszliśmy do ogrodu, bo pogoda była nawet spoko.
- A więc jak ci się układa po tamtym dniu? - zapytałem.
- Wiesz... Byliśmy razem tylko jakiś miesiąc, może trochę więcej, dlatego nie boli aż tak bardzo.
- Przynajmniej nie masz jakiejś pieprzonej depresji - powiedziałem.
- Jest jednak coś, co mnie boli... W sumie jest to trochę zazdrość.
Popatrzył na mnie. Przełknąłem ślinę wiedząc o co chodzi.
- Ja... Przepraszam Adam - lekko uniknąłem jego wzroku. - Nie moja wina, że chciała cię zdradzić ze mną. Proszę, nie miej mi tego za złe. W końcu...
- Dobra, nie mów już o tym - przerwał mi. - Postaram się o tym zapomnieć. Mimo tej całej złości chyba muszę ci być w sumie wdzięczny za to, że dowiedziałem się, jaka ona na prawdę jest.
- Spokojnie. Będzie dobrze. Znajdziesz kogoś dużo lepszego.
- No właśnie! - powiedziała Kasia nagle wychodząc zza rogu - Życie jest pełne takich słabych chwil, ale każdy znajdzie w nim szczęście, więc nie martw się - pokazała kciuka w górę.
- Heh, dzięki... - odparł Adam. - Jednak na jakiś czas chyba dam sobie spokój ze związkami.
- Dobrze robisz - powiedział Marek podchodząc do nas. - Właśnie dlatego nie angażuję się w żadne związki.
Kasia popatrzyła na niego ze zmarszczonymi brwiami, a ja się na to lekko zaśmiałem. Chyba chciał mi tym wyraźnie pokazać, że jeszcze nie chce, żeby Adam o wszystkim wiedział.
- Tobie wystarczą twoje dziewice, prawda? - odparł z kpiną.
- W sumie to z nimi ostatnio też sobie daję spokój - odrzekł.
Przez następną godzinę całkiem dobrze nam się rozmawiało. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy ten czas przeminął. Widziałem, że nasze relacje we czwórkę są coraz lepsze. Nawet te między Markiem i Adamem. Zdawało mi się, że zaczyna się nowy rozdział w moim życiu. Czułem się jakoś opuszczony przez wszystkie zmartwienia. Bardzo mi to odpowiada i mam nadzieję, że innym także.
*******************************
Więc wszystko tak jakby się wyjaśniło, prawda? xd Chyba wiecie, co to może znaczyć... Ale wiecie co? BĘDZIE DOBRZE ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Pozdro.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top