11."Co dzisiaj robimy?"

Kamerzysta pov.

Była czternasta następnego dnia. Marek postanowił, że wyjdziemy z domu o piętnastej. Coś sprawiało, że nie mogłem się tego doczekać. Miałem jeszcze trochę czasu na wymyślenie ciekawych rzeczy do roboty. Na razie pomyślałem o salonie gier, ale Markowi by się to pewnie nie spodobało… Ciężko było wymyśleć coś ciekawego ze względu na jego pierdolony prestiż. Wyjście do kina też średnie, bo ostatnio nie puszczają nic ciekawego. Impreza? Dopiero wieczorem…

Czas szybko przeleciał. Nim się obejrzałem, była już pora na wyjście.

- Jesteś gotowy? - zapytał Marek idąc w moją stronę.

- Tak… - odparłem.

- Kasia, przyjdź na chwilę! - zawołał dziewczynę.

- Co jest? - zapytała, gdy stanęła obok.

- Nastaw naczynia, potem włóż je do wody z lodowca i whisky, umyj podłogi, zmień pościele, wyrzuć śmieci i wyprasuj ubrania znajdujące się na moim łóżku.

Po wydaniu tych poleceń Kasia wyglądała, jakby wygrała na loterii, ale spóźniła się o minutę z kuponem. Nic nie mówiąc po prostu poszła sobie.

Wyszliśmy z domu i zamknęliśmy za sobą drzwi. Podeszliśmy do naszego samochodu. Nie było to już Audi A7, które rozwalił Kruszwil… Zamiast tego stało tam nasze nowe Maserati. Gdy weszliśmy do środka odpaliłem je, po czym wyjechaliśmy.

- A więc… Co dzisiaj robimy? - zapytał.

- Myślałem nad salonem gier, ale wiem, że nie przepadasz za takimi miejscami…

Marek skrzywił się na te słowa.

- Aż tak bardzo chcesz tam jechać? - zapytał nie patrząc na mnie.

- Fajnie by było… Gdybyś tylko bardziej się wyluzował, zrozumiałbyś. Ale możemy jechać gdzie in…

- Dobra - przerwał mi. - Jedź do salonu gier.

- Czekaj, ty na serio? - zapytałem niepewnie. - Jest w tym jakiś haczyk?

- Nie ma - odpowiedział.

Zdziwiłem się na te słowa. Marek chce tak po prostu jechać do salonu gier? Czasem go nie roz… Co ja gadam? Nigdy go nie rozumiem. Mimo wszystko chciałem skorzystać z okazji, więc ruszyłem w stronę wcześniej wspomnianego miejsca. Gdy po dwudziestu minutach w końcu zaparkowaliśmy obok salonu, wyszliśmy z auta i stanęliśmy przed nim.

- Pff… - chłopak skrzyżował ręce na piersi i popatrzył na mnie marszcąc brwi.

- Przecież chciałeś tu jechać, nie? - zapytałem podirytowany.

- To był test.

- Jaki, kurwa, test?

- Powinieneś wiedzieć, że nie dałbym się tak łatwo - odwrócił wzrok. Japierdole… - Ale jak już tu jesteśmy, to wejdźmy do środka. Czekaj chwilę.

Podszedł do bagażnika i go otworzył, po czym wyjął z niego dwie białe gumowe rękawiczki.

- Możemy iść - powiedział.

W pomieszczeniu było już kilka osób. Zauważyłem, że jeden cymbergaj jest wolny. Nie nagrywaliśmy filmu, więc może tym razem Kruszwil nie będzie się tak wydurniać?

- Chodź tam - wzkazałem na grę i poszliśmy w tamtą stronę.

Wrzuciłem monetę, po czym stanęliśmy po obu stronach cymbargaja.

- Proszę Marek, dzisiaj się nie wściekaj o wszystko. Zapomnij o kanale - powiedziałem błagalnym głosem.

Kruszwil pov.

Dobrze, że przynajmniej miałem te rękawiczki. Nadal jednak czułem, że bieda mnie przesiąka. Mimo wszystko postarałem się posłuchać Kamerzysty. Krążek wypadł z mojej strony. Chwyciłem go, po czym położyłem na platformie i uderzyłem. Odbił się od ścianki, po czym Łukasz wydbił go w moją stronę. Udało mi się go skierować z powrotem. Odbił się od ścianek po dwóch stronach, a następnie wpadł do bramki mojego przeciwnika. Sam byłem zdziwiony, że to tak szybko poszło.

- Całkiem nieźle - pochwalił mnie, a ja się uśmiechnąłem.

Gra szła w najlepsze. Z tego co wiem, rywalizowało się tu do siedmiu punktów albo trzech minut. Po połowie gry wynik wynosił pięć do dwóch dla mnie. Coś tu nie grało…

- Łukasz, ty serio jesteś taki słaby, czy dajesz mi fory? - zapytałem.

- No… - odwrócił wzrok. - Wiesz jaki jesteś, więc…

- No dobra, dzisiaj nie będę ci odcinać wypłaty nawet, jeśli wygrasz.

- Kolejny haczyk? - spojrzał na mnie niepewnie.

- Eh - pokręciłem głową. - Tym razem nie.

To prawda. Teraz mówiłem to na serio. On tylko wzruszył ramionami i odbił krążek, który od razu wpadł do mojej bramki. Cholera… Wyjąłem go i wybiłem w jego stronę. Walka toczyła się coraz ciekawiej. Na końcu zostało pół minuty, a każdy z nas miał po pięć punktów. Zdobyłem kolejny. Zostało dziesięć sekund. Kamerzysta wybił krążek w moją stronę, ale się obroniłem. Pięć, cztery, trzy… W ostatnich trzech sekundach jakimś cudem udało mi się zdobyć siódmy strzał. Wygrałem!

- Udało mi się! - krzyknąłem. - Chcesz grać jeszcze raz?

- Podoba ci się? - zapytał.

- Najgorzej nie jest, ale mogło być lepiej - broniłem się. - Wrzuć monetę.

Graliśmy jeszcze cztery razy. Licząc pierwszy, wygrałem dwe rundy, a Kamerzysta trzy, jednak raz tylko o jeden punk. Lekko wkurzony postanowiłem schować nerwy w sobie.

- Zgłodniałem - powiedziałem.

- Znowu Gruby Benek? - zapytał.

- Okej.

Idąc do samochodu spojrzałem na rolexa. Była już szesnasta. Wsiedliśmy do samochodu, po czym wyjechaliśmy z parkingu i skierowaliśmy się w stronę wcześniej wspomnianej pizzerii. Jazdę umilała nam muzyka puszczana w radiu. Po kwadransie dotarliśmy na miejsce i weszliśmy do środka. Zamówiliśmy pizzę "Benek doner kebab". Gdy zajęliśmy miejsca, coś sobie przypomniałem

- Kurde, zapomniałem wody z lodowca! - powiedziałem. - Czemu mi nie przypomniałeś?!

- Przepraszam… - mówił. - Może zamów najdroższy sok po prostu albo coś.

Gdyby to była inna sytuacja niż spotkanie w wolnym dniu, to bym go zwyzywał, ale skoro już było jak było…

- Czekaj chwilę - rzekłem.

Wziąłem telefon i zadzwoniłem do Kasi. Na szczęście odebrała.

- Hej, przynieś mi wodę z lodowca do Grubego Benka, albo odetnę ci wypłatę za trzy dni.

- Że niby… - rozłączyłem się, gdy wypowiadała połowę zdania.

Łukasz zamówił jakiś tani napój w puszce. Było tam napisane "Mirinda". Nie otwierał go jeszcze. Czekając na pizzę znów gadaliśmy o wszystkim i o niczym, tak, jak ostatnio. Podobało mi się to. Po kilkunastu minutach do pomieszczenia przyszła Kasia trzymając wodę z lodowca.

- Masz - powiedziała od niechcenia, a ja wziąłem butelkę.

- Co tak szybko? - zdziwiłem się. - To znaczy, dobrze, że szybko, ale jak?

- Jechałam rowerem… - oparła ręce na stole.

- Okej, możesz już sobie iść.

- Uh… Zabierzcie mi resztki - zmarszczyła brwi i wyszła.

Po dłuższej chwili pizza była gotowa. Gdy dostarczono ją na nasz stolik, zaczeliśmy się delektować posiłkiem, przy okazji rozmawiając. Miłe uczucie… Rozmawianie z przyjacielem i odpoczywanie od codziennych problemów. Zdecydowanie musimy to robić częściej.

Kamerzysta pov.

Podobała mi się panująca wokół atmosfera. Odpoczynek, pizza i Marek… Jakkolwiek to brzmi. Zanim się obejrzeliśmy, minęło półtora godziny. Aż tak dobrze spędzamy ze sobą czas? Gdyby tylko tak było zawsze… Po wszystkim zabraliśmy na wynos upragnione przez Kasię resztki, jakimi była ćwiartka pizzy. Wyszliśmy rzucając szybkie "do widzenia" i poszliśmy w stronę auta. Włożyliśmy do niego wodę z lodowca i karton z jedzeniem. Chciałem otworzyć drzwi by wsiąść do środka, ale zatrzymała mnie dłoń Kruszwila na moim ramieniu. Popatrzyłem na niego.

- Nie chcesz się przejść? - zapytał.

- Um… Jasne - powiedziałem przełykając ślinę.

Dlaczego zrobiło mi się gorąco do jasnej cholery?!

Nie wiem, skąd zebrało się między nami tyle tematów do rozmowy, ale podczas spaceru nie było ani chwili ciszy. Szliśmy około pół godziny. Przystanęliśmy dopiero nad rzeką. Usiedliśmy na ławce. W tym momencie zastała między nami cisza. Nie była ona jednak niezręczna, a przyjemna.

- Ale brudna ta woda, co nie? - powiedziałem z kpiną spoglądając na Marka, a ten się zaśmiał.

Znowu ten uśmiech… Gdyby tylko to robił częściej…

Wpatrywaliśmy się w wodę, w której odbijały się promienie już nisko będącego słońca. Spoglądając na telefon zauważyłem, że była już dziewiętnasta. Byliśmy ze sobą cztery godziny, a ja czułem, jakby minęły dopiero dwie. Podobał mi się dzisiejszy dzień. Nie tylko ze względu na to, że był on dniem wolnym, ale również dlatego, że spędziłem go z osobą, którą bardzo lubiłem. Wkurza mnie, wyzywa od debili, obcina wypłaty i tak dalej… A ja nadal chcę z nim spędzać czas. Czemu? Nie mam pojęcia. Rozmyślając nad tym spojrzałem w jego stronę. Poczułem szybsze bicie swojego serca i wypieki na twarzy. Co się dzieje? To dziwne uczucie doskwiera mi już od kilku tygodni, jednak z każdym dniem się nasila. Pojawia się ono zawsze, gdy jestem obok niego. Dobra, koniec z tym! W tej chwili zrozumiałem, że nie mogę dłużej okłamywać samego siebie i udawać, że wcale nie jest tak, jak myślę. W końcu wiem, że to prawda, a ja tylko zaprzeczam tej myśli udając, że to coś zmieni. Pora przyznać to przed samym sobą, ponieważ jestem tego pewien. Nie wiem, jakim cudem to się stało, ale wiem o tym. Ja… Zakochałem się w Marku.

Kruszwil pov.

Ukradkiem zauważyłem, że Kamerzysta mi się przygląda. Gdy odwróciłem głowę w jego stronę, on uniknął mojego wzroku i zaczął patrzeć przed siebie.

Poczułem ukłucie w klatce piersiowej. Było one spowodowane wpomnieniami o moim traktowaniu go w najgorszy sposób. Nie robię tego, bo go nienawidzę. Powód jest inny. Boję się, że jeśli nie będę surowy, przestanie się mnie słuchać. Może mógłbym ewentualnie odrobinę odpuścić. Pomyślę nad tym. Przypomniało mi się, że kiedyś chciałem podziękować mu za to, że ze mną wytrzymuje. Tym razem była dobra okazja na to, ale musiałbym to inaczej sformułować, bo dzisiaj miło spędzililiśmy czas i wytrzymanie ze mną chyba nie było trudne.

- Łukasz… - powiedziałem, a on odwrócił wzrok w moją stronę. - Dziękuję ci za to, że ze mną jesteś.

*******************************

A więc no, dzisiaj trochę dłuższy rozdział… Yay xd
Buahaha nie było jeszcze cmok cmok! Ludzie, uspokójcie się xDD Przecież nie mogą się miziać tak od razu, plis xD
Wytrzymać musicie! ;_;
Jesteśmy coraz bliżej tego, bo Kamerzysta w końcu zrozumiał swoje uczucia, co nie? xp
Pozdro.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top