PRAWDA-rozdział 2

Wystraszona spojrzałam na chłopaka, który się przebiarał. Dopiero po chwili zwrócił na mnie uwagę

- Kim jesteś i co robisz w moim pokoju?- zapytał chłodno

- Jestem Sophie i pomyliły mi się pokoje- odpowiedziałam automatycznie

- Jesteś Sophie i pomyliły ci się pokoje? - czy nie to właśnie powiedziałam? - Czekaj co? Jak to pomyliły ci się pokoje?-  stałam oparta o drzwi chcąc jak najszybciej stamtąd uciec, ale po chwili mi przeszło. Dlaczego miałabym się go bać?

- Normalnie. Szłam do swojego pokoju trafiłam do twojego- odpowiedziałam na co chłopak zmarszczył brwi.

- No tak, przypomniało mi się. Rodzice mieli przywieźć jakiegoś dzieciaka

- Wypraszam sobie

- Nie obchodzi mnie to. Po prostu wyjdź stąd i nie wchodź mi w drogę- powiedział wrzucając jakieś ubrania do szafy. Prychnęłam

- Rozumiem. Typowy zbuntowany i obrażony na cały świat 'bad boy'.  - westchnęłam odwracając się, chwyciłam za klamkę

- Posłuchaj mnie- złapał mnie za rękę odwracając w swoją stronę. Nawet nie wiem jak znalazł się obok mnie tak szybko  - Nie zaczynaj ze mną

- Mówiłam- wzruszyłam ramionami, a następnie wyszłam. Jego chyba już nie muszę do siebie zniechęcać...

***

- Sophie. Sophie- kobieta szturchała mnie wymawiając moje imię

- Jeszcze pięć minut- powiedziałam okrywając się bardziej kołdrą

- Dochodzi trzynasta. Przespałaś pół dnia

- To nic są wakacje- wymamrotałam

- Prosze cię wstań już

- No dobra!- zdenerwowana wstałam zrzucając kołdrę na podłogę - Co jest takiego ważnego, że musze wstawać?- zapytałam

- Chciałabym spędzić z tobą trochę czasu. Pomyślałam, że pojedziemy razem na jakieś zakupy. Kupimy ci nowe ubrania i lepiej się poznamy- spojrzała na mnie uśmiechając się

- Nie sądze, żeby to był dobry pomysł i nie będę ukrywać, że nie zależy mi na jakiś specjalnie dobrych relacjach z Panią.

- Myślałam... No tak rozumiem. Nie wiem co ja sobie myślałam...-  Lilian nie patrząc na mnie w pośpiechu opuściła pokój- przyznam, że nie zachowałam się fajnie, ale nie chce, żeby ta kobieta wyobrażała sobie za wiele i wydawała na mnie pieniądze. W końcu i tak po wakacjach wracam do sierocińca. Po jej wyjściu poszłam do łazienki trochę się odswieżyć i zrobić makijaż, następnie ubrałam na siebie krótkie jeansowe spodenki i biały t-shirt. Potem zeszłam na dół, żeby coś zjeść, ale kiedy miałam wchodzić do kuchni usłyszałam rozmowę Lilian i Leon'a

- Och kochanie za dużo sobie wyobrażałaś. Przewidywałem, że z tą dziewczyną będą problemy, ale nie ma co nastawiać się negatywnie. Pewnie jest to dla niej ciężka sytuacja. To wszystko stało się tak nagle. Jeszcze pół roku temu straciła rodziców...

- Wiem, ale myślałam, że choć trochę... Po śmierci Alice... - i w tym momencie kobieta się rozpłakała, a jej mąż ją przytilił- dopiero wtedy poczułam wyrzuty sumienia. Nie wiem dlaczego mnie zaadoptowali, ale kryje się za tym coś większego.

- Przepraszam- weszłam do kuchni - Czy Pani propozycja jest wciąż aktualna? To znaczy możemy gdzieś pojechać, jeżeli wciąż ma Pani ochotę- zmieszana podrapałam się po dłoni

- Tak- wyrwała się z objęć Leon'a i chwyciła mnie za dłoń. - Chodźmy- pociągnęła mnie za rękę, a ja zdążyłam słabo uśmiechnąc się do mężczyzny

***

- A więc Sophie. Masz bardzo ładne imię- powiedziała Lilian po chwili kazdy w milczeniu

- Dziękuję. Mama wybierała- odpowiedziałam. Czułam się lekko skrępowana - Mogę Panią o coś zapytać?

- Mów mi Lilian prosze

- No dobrze, a więc Lilian. Chciałam zapytać kim jest Alice- kobieta spięła się i zacisnęła palce mocniej na kierownicy

-Była. To była moja córka

- Przepraszam- zawstydziłam się.

- Nie, spokojnie. Alice zmarła potracona przez pijanego kierowce, kiedy wracała do domu. Trzy lata temu. Dzisiaj byłaby w twoim wieku.- usmiechnęła się próbując odwrócić uwagę od zaszklonych oczu

- Czy to dlatego mnie adoptowaliście? Żeby wypełnić pustkę po córce?

- To nie do końca tak jak myślisz. Po jej śmierci kompletnie się załamałam. Mąż zajął się pracom, a Ethan... Przyżył to na swój własny sposób. Był bardzo zżyty z siostrą. Dzisiaj ci go przedstawie

- Już się poznaliśmy.- burknęłam

- Mam nadzieje, że nie był dla ciebie niemiły.- spojrzała na mnie, a łza popłynęła po jej policzku. Zamyśliłam się na chwilę.

- Nie, nie. Był bardzo miły, ale wciąż nie rozumiem do czego jest Pani dorosłe dziecko

- Pół roku później zaszłam w ciąże. To miała być dziewczynka. Pomyślałam, że to taki znak od Alice. Zesłała mi ją, abym tak bardzo za nią nie tęskniła. Wiesz, kiedy matka traci dziecko chwyta się wszystkiego. Byłam szczęśliwa, ale ból po stracie córki nie minął. Wyobraź sobie to w ten sposób. Jeśli kobieta straci męża, mazywa się ją wdową. Jeśli dziecko straci rodziców, jest sierotą, a na matkę która traci dziecko nie ma określenia. Nawet nie można nazwać tego stanu, jest to aż tak przykre.

- Rozumiem. Nie musi Pani... Nie musisz kontynuować

- Chce ci to powiedzieć. Powinnaś wiedzieć.- skinęłam głową - W szóstym miesiącu ciąży okazało się, że dziecko jest martwe. W ciągu roku straciłam dwoje dzieci. Następnie okazało się, że nie mogę więcej zajść w ciąże z powodu mojego wieku i problemów zdrowotnych. Staraliśmy się z mężem o adopcje. Chcieliśmy dać jakiemuś dziecku dom, aby te porzycone dziecko zaznało trochę miłości i ciepła. Przychodziliśmy do domu dziecka przez pół roku, a  wtedy pojawiłaś się ty. Ty o nas nie wiedziałaś, ale my cię obserwowaliśmy. Wiele razy rozmawiałam z Wendy na twój temat.  Postanowiliśmy z Leon'em ci pomóc. Wendy mówiła, że będzie ciężko

- Nie wiesz jakie to uczucie mieć kompletną rodzinę. Przytulić się do taty i ucałować mamę, a godzinę później dowiedzieć się, że nie żyją

- Masz rację, nie wiem, ale wiem jakie to uczucie czekać na dziecko z obiadem i się nie doczekać- w tamtej chwili obie zamilknęłyśmy i tak już zostało na kilka minut

- Nie chce, żebyś myślała, że chce wypełnić tobą pustkę po Alice. Chce tylko dać ci szansę normalnego funkcjonowania, abyś nie musiała wchodzić w dorosłość sama, bez wsparcia dobrze? - nie odpowiedziałam. Wlepiłam wzrok w szybę. Ta rozmowa zmieniła moje dotychczasowe podejście do sytuacji. Wszystko co planowałam stanęło pod wielkim znakiem zapytania. Rozumiem tę kobietę, a ona rozumie mnie, ale czy to wystarczy, żebym jej zaufała? Zrozumienie?

- Jesteśmy na miejscu. To najlepsza moim zdaniem galeria handlowa w Canberra

- Nigdy tutaj nie byłam

- Nie byłaś nigdy w Canberra Centre?

- Nie byłam nigdy w stolicy. Zanim przeniesli mnie do domu dziecka mieszkałam w Sydney

- To niecałe trzysta kilometrów. Jak to jest możliwe?

- Moi rodzice woleli podróżować po innych państwach niż poznawać swój kraj

- Rozumie. No to trzeba nadrobić braki. Wieczorem poprosze Ethan'a, żeby trochę cię oprowadził

-Nie! To znaczy po co zawracać mu głowę. Napewno ma ważniejsze sprawy. Poradze sobie sama- uśmiechnęłam się po czym wysiadłam z czarnej audi

***

- Widać, że nie lubisz zakupów- Lilian zaśmiała się

- Lubie, ale nie sądze, żeby te wszystkie rzeczy były mi potrzebne- spojrzałam na kilka reklamówek w moich i jek rękach

- Przezorny zawsze ubezpieczony pamiętaj

- Raczej co za dużo to nie zdrowo- i przyłapałam się na śmiechu. Tak dawno się nie śmiałam. Od razu moja mina spoważniała. Nie powinnam się śmiać. Nie powinnam pokazywać, że mia zależy, a ona nie powinna się do mnie przywiązywać. Nie będę dla niej córką

***

- Aż tyle rzeczy kupiłyście?- zdziwił się Leon, gdy weszłysmy do domu

- Eh no tak właściwie to trochę mi głupio

- Nie zaczynaj znowu. Chciałam to kupiłam i kropka- spojrzałam na mężczyznę. Odnosiłan wrażenie, że mnie nie polubił i tak właściwie nie dziwię się mu. Jestem tu jeden dzień i nie robię za dobrego wrażenia, ale tak ma być. Zero uczuć. Zero więzi.

- O Ethan chodź tu do mnie- mężczyzna zawołał chłopaka, który wychodził z kuchni ze słuchawkami w uszach trzymająć w ręku jabłko

- Ethan- powtórzył Leona, gdy ten nie odpowiadał

- Myśle, że nie usłyszy. Słucha muzyki - wtedy podszedł do syna i wyciągnął mu słuchawki z uszu

- Co jest?- zapytał zirytowany chłopak

- Nie chodź po domu w słuchawkach to będziesz wiedział. Prosze cię, żebyś wieczorem oprowadził trochę Sophie po mieście

- Czy ja wyglądam na niańkę? Jest duża i napewno sobie sama poradzi- odpowiedział chamsko. Miałam wspomnieć o mojej rozmowie z Lilian na ten temat, ale zdenerwowało mnie zachowanie tego chłopaka. Może ja też bywam chamska, ale on jest taki dla swoich rodziców.

- Tak właściewie to wolałabym nie chodzić sama wieczorem. Jeszcze ktoś mnie napadnie, a nie jestem dobra z samoobrony- zrobiłam smutną minę opuszczając głowę w dół

- To spokojna okolica- Warknął

- Nawet w bardzo spokojnych miejscach dochodzi czasem do napadów. Myśle, że nie chciałbyś mieć mnie ma sumienia prawda?

- Wszystko mi jedno- wzruszył ramionami

- Ethan! - krzyknął Leon. - Wyjdziesz z Sophie na spacer i koniec tematu. Teraz cię nie prosze, ale rządam- potem wściekły chłopak rzucił jakbłkiem który rozprysnęło się po ciemnych panelach

- Może mam jeszcze moją siostrzyczkę na rękach nosić, żeby sobie butów nie pobrudziła?!- wrzasnął po czym wbiegł po schodach

- Nie przejmuj się. Ostatnio zrobił się nieznośny, ale przejdzie mu do wieczora. - Leon mrugnął do mnie, a następnie ucałował żonę w policzek. - Jadę do biura. Mam tam kilka spraw do załatwienia

- Dobrze, nie jedź zbyt szybko. Ty Sophie możesz pójść rozpakować torby, a ja to posprzątam. - podniosłam wszystkie torby z podłogi po czym poszłam do pokoju. Od pół godziny składam nowe ubrania, a to dopiero połowa. Nie wiem jak można wydać, aż tyle pieniedzy na ciuchy. Co prawda moja mama też tak lubiła, a ja jestem zdania, że powinno kupować się tylko te najważniejsze i najpotrzebniejsze rzeczy. Mieliśmy dużo pieniędzy, ale nie uderzyły mi  one do głowy, jak co niektórym bogatym nastolatką.

- Myślisz, że kim ty jesteś?!- krzyknął Ethan po tym jak z hukiem, bez pukania oczywiście, wszedł do mojego pokoju

- Nie wiem jak ty, ale ja jestem Sophie, a te drzwi powinieneś naprawić- wskazałam na drzwi które z ledwością wisiały na zawiasach

- Pchasz się w kłopoty, księżniczko

- Nie sądze- prychnęłam za co chłopak pchnął mnie na ścianę. - Myślisz, że dam się poniewierać?- odepchnęłam go z równą siłą. - Wielki  książe się znalazł. Mam zły humor, to zejdźcie mi z drogi, bo pożałujecie. Jestem taki zły i zbuntowany

- Zamknij się! Nie wiem co ty tu robisz, ale obiecuje ci, że długo tu nie zabawisz

- Spokojnie, to ja tobie obiecuje, że długo tu nie będę mieszkać. Chłopczyku z kosmosu

- Chłopiec z kosmosu?

- Tak się zachowujesz!

- Odezwała się zdesperowana księżniczka. To przykre, że weszłaś na głowę moim rodzicom. Jeszcze te zakupy- prychnął

- Na nerwy polecam jogę albo medytacje podobno pomaga- odpowiedziałam z kamienną twarzą po czym wypchnęłam chłopaka za drzwi. Oparłam się o nie i wypuściłam głośno powietrze. To nic, że po chwili drzwi runęły na moją głowę...

- Co to za hałas? O mój boże Sophie nic co nie jest?!- krzyknęła Lilian, kiedy mnie zobaczyła

- Czasami zachowanie niektórych ludzi może nas przybić, ewentualnie można dostać drzwiami- powiedziałam pocierając czoło. Będzie sianiak

_______________________________

Kochani mamy drugi rozdział. Bardzo mi zależy na waszych opiniach. Chociaz to drugi rozdział i mało wiecie o bohaterach, czy choćby o głównym wątku, ale wszystko stanie się z czasem jasne

Pozdrawiam
~ BadGril

 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top