Chapter 39

Przetwarzałam powoli nabytą informację. Mama Elizy była czarodziejką. Ona rzuciła klątwę na Adama. Jednak nurtuje mnie jedno pytanie. Skoro Anna była czarodziejką, to kim jest Eliza?

- Mamo, ale dlaczego Anna miałaby rzucać zaklęcie na Adama? - Zapytał Luke.

- Ona nie rzuciła tego zaklęcia, rozumiesz? Ona by mi tego nie zrobiła. Nigdy w życiu. - Eliza stawiała na swoim, jednak każdy już znał prawdę. Tylko, że ona nie chciała przyjąć jej do wiadomości.

- Skąd możesz to wiedzieć, kochana? - Wtrąciła się mama. - Ona zawsze była poza domem. Tak naprawdę to nigdy się tobą nie opiekowała. Zawsze była z tobą babcia, a nie mama. Skąd możesz wiedzieć, że nie rzuciła tej klątwy na Adama?

- Ponieważ, to był mój syn! - Krzyknęła kobieta, lecz po chwili się opanowała. - Anna nie zrobiłaby tego własnemu wnuczkowi. Przecież musiała go kochać. Choć w małym stopniu.

Eliza załkała. Tak bardzo jest mi jej żal. Gdybym to ja dowiedziała się czegoś takiego, prawdopodobnie bym się załamała. Jednak mimo wszystko cieszyła, że mój syn żyje.

- Przełóżmy ten temat na kiedy indziej. - Wszyscy popatrzyliśmy na Luke'a znaczącymi spojrzeniami. - Albo po prostu go omińmy. Mamo, jeśli Anna była czarownicą... to kim ty jesteś?

W kuchni zapanowała cisza. Luke wpatrywał się badawczo w Elizę, a ona spuściła wzrok. Chłopak wyprostował się gwałtownie.

Już wszyscy znają odpowiedź na to pytanie.

- Jesteś czarownicą. To stąd masz Księgę Czarów, to stąd wiedziałaś jak wypowiedzieć zaklęcie. Ty po prostu jesteś czarownicą. - Brunet wstał gwałtownie i wyszedł z pokoju.

- Luke, poczekaj! - Krzyknęła kobieta i popędziła za chłopakiem.

- Wiedziałaś? - Spytałam po kilku minutach ciszy. - Wiedziałaś o tym, mamo?

- Tak. - Szepnęła rodzicielka.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś? Dlaczego nam nie powiedziałaś? To by zapobiegło niepotrzebnej kłótni, która prawdopodobnie odbywa się teraz pomiędzy Elizą, a Luke'iem. Dlaczego siedziałaś cicho?

- Ponieważ ona mnie o to poprosiła. - Mama spojrzała mi w oczy, a ja mogłam w nich zobaczyć łzy. - Mówiłam jej, aby powiedziała w końcu Luke'owi prawdę, lecz mnie nie słuchała. Nie chciała dodawać wam kolejnych problemów.

- A ty? Przecież mogłaś nam o tym powiedzieć, a nie słuchać się Elizy.

- Ona jest moją przyjaciółką, Ano. Czy gdyby Luke poprosił cię, abyś nie wyjawiła nikomu strasznego sekretu, który mógłby zaważyć na losach jego rodziny, zrobiłabyś to? Wyjawiłabyś jego sekret? - Zasznurowałam usta, wpatrując się w mamę. - Tak właśnie myślałam. Więc proszę... nie osądzaj mnie.

- Przepraszam. - Szepnęłam i przytuliłam się do rodzicielki. - Ja po prostu...

- Nie musisz się tłumaczyć, Annabeth. Na twoim miejscu zrobiłabym dokładnie tak samo. Wiem o co ci chodzi. I rozumiem.

- Dziękuję. - Powiedziałam, i w tym samym momencie do pokoju weszli Luke z Elizą.

- Mam wam coś do przekazania. - Odezwała się kobieta. - A przede wszystkim Luke'owi, ale wolę to powiedzieć, gdy jesteśmy wszyscy razem.

Chłopak usiadł koło mnie, a ja od razu chwyciłam go za rękę i splotłam nasze palce. Brunet posłał prawie niewidoczny uśmiech w moją stronę. Przynajmniej to.

- No, więc słucham. - Powiedział głosem bez uczuć, co widać zabolało Elizę.

- Ja... - Przełknęła ślinę i spróbowała jeszcze raz. - Gdy byłam młoda, miałam może z szesnaście, siedemnaście lat... poznałam Davida. Twojego tatę, Luke. Zakochaliśmy się w sobie. Nie mieliśmy jeszcze pojęcia, kim tak naprawdę jesteśmy. I zaszłam w ciążę.

Eliza uroniła jedną łzę, na co Luke poruszył się niepokojąco po krześle.

- Idź do niej, Luke. Ona cię teraz potrzebuje. - Szepnęłam na ucho chłopakowi, a ten kiwnął głową.

Brunet wstał z krzesła, poprzednio puszczając moją dłoń i podszedł do mamy. Usiadł na stołku obok niej i wziął ją za rękę, tak jak ja to zrobiłam z nim. Eliza uśmiechnęła się wdzięcznie przez łzy i kontynuowała swoją opowieść:

- Powiedziałam o tym tylko David'owi. Bardzo się ucieszył, z czego szczerze mówiąc byłam zaskoczona. Jednak teraz nie ma na to czasu. Mówił, że stworzymy rodzinę, że będziemy żyć razem długo i szczęśliwie. I tak było, tylko że do czasu. W dniu naszych osiemnastych urodzin, każde dowiedziało się kim naprawdę jest. Ja-czarownica, on-Niebiańska Istota. Później dowiedzieliśmy się, że związki pomiędzy czarownicami, a Niebiańskimi Istotami są zakazane. Wiedzieliśmy, że jeśli ktokolwiek się o tym dowie, albo będą chcieli mnie zabić, albo każą mi usunąć dziecko. Nie mogliśmy na to pozwolić, dlatego po prostu uciekłam. Twój tata nigdy mnie nie zdradzał. On mnie kochał. On nas kochał. I jestem pewna, że nadal kocha.

W oczach Luke'a majaczą łzy, którym chłopak nie chce pozwolić płynąć. Nie mam pojęcia co on może teraz czuć. Przez całe życie był okłamywany. Myślał, że ojciec zdradził jego matkę. Niby to ma sens, lecz z drugiej strony nie ma.

- To jak to się stało, że kazałaś mojej mamie uciekać, skoro sama uciekłaś wtedy od David'a? Nie rozstałyście się? - Mama pokręciła głową.

- Uciekłam razem z nią. Eliza wprowadziła mnie w ten dziwny świat. Zamieszkałyśmy w Hethwood, gdzie ja poznałam twojego tatę. I historia się powtarza. Gdyby się ktoś dowiedział, to kazałoby mnie zabić, ale twój ojciec ukrywał nas. I wszystko było w porządku, dopóki nie skończył osiemnastu lat. Chciał przeprowadzać badania na tobie, więc uciekłam. Tyle, że tym razem bez Elizy. Prędzej, czy później by nas znalazł razem. A sama miałam większe szanse na przeżycie. A teraz jesteśmy tu razem. Mike również gdzieś tu jest. Dzisiaj spotkasz David'a, Elizo, a Luke spotka ojca. Prawdziwego ojca.

- Luke powiedział mi, że uciekłaś kiedy miał on ponad dziesięć lat. Dlaczego nie zrobiłaś tego wcześniej?

- Tak jak Mike ukrywał Amelię, tak samo ja byłam ukrywana przez David'a. Ale ja po prostu nie dawałam rady tak żyć, więc gdy Luke miał dwanaście lat uciekłam razem z nim, bo myślałam, że Adam zginął. Co okazało się kłamstwem. - Pokiwałam głową. Teraz to ma sens.

- Ale skoro ty jesteś czarodziejką... to kim ja jestem? - Spytał Luke, zadając pytanie, które jak widać nie tylko mnie nurtowało.

- Jesteś na wpół Niebiańską Istotą i na wpół czarodziejem, Luke.

Chłopak widocznie zbladł, a mnie zamurowało. Wiedziałam, że to jest możliwe, by Luke był czarodziejem, jednak to przeświadczenie, że on nim naprawdę jest... Po prostu mnie zamurowało.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś?

- To i tak by nic nie dało, ponieważ zdolności otrzymasz dopiero w dniu osiemnastych urodzin. - Chłopak pokiwał głową, po czym popatrzył na mnie.

- Czyli to nie Niebiańska krew cię uzdrowiła, tylko czarodziejska. - Stwierdził.

- Nie wiesz tego. Jest w tobie też krew od Aniołów, więc nie możesz być na sto procent pewny.

- On ma rację. - Wtrąciła się Eliza. - Czarodziejska krew potrafi uleczyć nawet śmiertelną ranę. Ma ona charakter leczniczy. Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Nie wiadomo co by się stało z Luke'iem gdyby się o tym dowiedzieli.

- Kto by się dowiedział? - Spytałam.

- Rada Aniołów, lub co gorsza Rada Diabłów.

***

Ubrałam się cała na czarno i schowałam za paskiem sztylet Demonów. Włosy związałam w wysokiego kucyka i wyszłam z pokoju. Jest już po dwudziestej trzeciej.

- Gdzie jest mama? - Spytałam Luke'a i Elizy, gdy zeszłam na dół.

- Właśnie nie wiem. Może już poszła. - Pokiwałam głową.

- Już czas. Musimy iść. - Powiedziała Eliza i wyszła z kuchni, w której aktualnie przebywaliśmy. Luke podszedł do mnie i złapał w swoje ręce, moje policzki.

- Annabeth, cokolwiek się stanie... Pamiętaj, że cię kocham. I nawet jeśli stanę sie Demonem... Zawsze będę cię kochał. Nawet jeśli moje zachowanie się zmieni, moje serce należy tylko do ciebie. Kocham cię. - Powiedział chłopak.

- Ja też cię kocham, Luke. - Połączyłam nasze usta w naszym prawdopodobnie już ostatnim na dzisiaj pocałunku, który przekazywał miliony uczuć i miliony myśli. - Musimy już iść.

Chłopak kiwnął głową i łącząc nasze palce, skierował się w stronę korytarzu, gdzie ubraliśmy kurtki, a następnie razem z Elizą wyszliśmy na zewnątrz.

Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to dziwne niebieskie punkciki, które latały w powietrzu, zmierzając w naszą stronę. Gdy były już wystarczająco blisko, gwałtownie wciągnęłam powietrze. Nigdy nie widziałam czegoś piękniejszego. Przede mną wznoszą się w powietrzu piękne, niebieskie motyle, które można powiedzieć, że świecą swoim własnym światłem.

"Kim jesteście?" Posłałam pytanie w kierunku zwierząt.

"Jesteśmy Motylami Anielskimi. Mamy obowiązek zaprowadzić was na pole bitwy." Kiwnęłam głową.

- Czym one są? - Zapytał Luke, kierując swoje pytanie w moim kierunku.

- Mają nas zaprowadzić na wojnę.

+!+

Przedostatni rozdział! X

Ewoxxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top