Rozdział 3 Pachniesz jak... brzoskiwinie?

Maya

- Maya gdzie jest do cholery moja szczotka do włosów!? - Wbiła mi do pokoju Hazel.

- Hazel! Jest... - Spojrzałam na zegarek - O boże! Siódma za dziesięć minut mam autobus!

- No łał ja też mam autobus! I gdzie jest moja szczotka!?

- Jezu Hazel nie wiem gdzie jest twoja szczotka ja jej nie brałam a teraz wybacz ale się spieszę!

- Nie wyjdę stąd do póki nie powiesz mi gdzie jest moja szczotka.

- A w łazience sprawdzałaś?

- Tak...

- Oczywiście że nie! Chodź! - oznajmiłam i zaczęłam iść do toalety razem z Hazel.

Na pralce leżała piękna różowa szczotka.

- Tu jest twoja szczotka!

- Jezu. - Powiedziała Hazel.

Szybko wybiegłam z toalety i zaczęłam iść w stronę mojego pokoju aby się przyszykować do szkoły.

Po piętnastu minutach zaczęłam biec w stronę przystanku. Tak tak! Zdążę! Nie! Odjechał mi sprzed nosa. Posmutniałam i zaczęłam iść na pieszo. Założyłam swoje słuchawki. Zaczęłam słyszeć jakieś krzyki za mną zignorowałam to aż nagle przestraszyła mnie Kate. Ściągnęłam słuchawki z uszu.

- A ty wiecznie musisz tych piosenek słuchać? - Zapytała mnie Kate.

- Tak. I nareszcie jesteś wczoraj było okropnie bez ciebie przecież wiesz że nikt mnie nie lubi oprócz ciebie.

- No tak... ale dzisiaj jestem!

- Noi bardzo dobrze.

Szłyśmy rozmawiając. Kate w ogóle nie martwiła się tym że jest spóźniona. Nagle przed naszymi oczami stanął on Olivier nauczyciel od fizyki.

- Dzień dobry... - powiedziałyśmy razem z Kate.

- No dzień dobry a czemu wy nie w szkole!?

- My... właśnie do niej idziemy.

- Yhym ta... wasza lekcja zaczęła się pięć minut temu! Odsyłam was do pani Cloe!

- Tej wariatki!? - Odkrzyknęła Kate.

- Co!? Jak ty ją nazwałaś!? Marsz do szkoły ale już!

Ja osobiście lubiłam panią psycholog Cloe w niektórych sytuacjach naprawdę mi pomagała teraz jej kłamie że czuję się lepiej ale nie chce tego jej o tym mówić. Kiedy doszliśmy do szkoły ( razem z nauczycielem) to od razu Olivier wepchał nas do malutkiego pokoju gdzie siedziała Cloe.

- Pani nie uwierzy ci one zrobiły! - Zaczął Olivier.

- Chodźcie dziewczynki siadajcie. Co zrobiły?

- Chciały iść na wagary!

- Co!? Nie przecież my szłyśmy do szkoły autobus nam objechał! - Krzyknęła Kate.

- No właśnie... - Dodałam

Olivier wyszedł z pokoju zostawiając nas.

- Dziewczyny... nie martwcie się. Olivier was nie lubi i chce was nie przepuścić do następnej klasy. Wierzę wam że autobus wam uciekł. - Odrzekła Cloe.

- Dobrze... - Powiedziałyśmy.

- A teraz zmykajcie na lekcje.

Wyszłyśmy z pokoiku. Nagle zauważyłyśmy chłopaka który chodzi w tą i wentę sprawdzając numerki sali. Zauważył nas i się zapytał.

- Hej wiecie może gdzie jest sala dwadzieścia osiem? - Zapytał chłopak jego głos był taki łagodny a on sam miał leciutki uśmiech na twarzy.

- Tak właśnie do niej idziemy na lekcje! - Odpowiedziała Kate.

- Poczekaj... nasza pani wychowawczyni powiedziała że dzisiaj przyjdzie nowy chłopak. - Zwróciłam się do Kate.

- Myślisz że to on?

- Jak mogę spytać jak masz na imię? - Zapytałam bruneta.

- Percy. Jestem nowy i mam lekcje spóźniłem się.

- Tak jak my. Chodź tam jest nasza sala. - Powiedziałam.

Poszliśmy na lekcje już miałyśmy wchodzić do sali razem z Percim aż usłyszałyśmy dzwonek na przerwę drzwi się otworzyły i uczniowie wypadli z sali na nas.

- Masz nieobecność. - Powiedziała Hazel.

- No co ty nie powiesz.

Po piętnastu minutach zaczęła się kolejna lekcja. Usiadłam obok Kate. Wyciągnęłam książki z plecaka i usłyszałam miły głos nauczycielki od polskiego.

- Kate możesz się przesiąść? A ty um jak masz na imię? - Zwróciła się do bruneta.

- Jestem Percy. - Powiedział.

Percy ładne imię pamiętam w sierotku taki jeden Percy czytał mi bajki.

- Ach to ty Percy usiądź z Mayą mam nadzieję że się polubicie. - Dokończyła nauczycielka. - A i Maya od razu oprowadź Perciego po szkole, mogę na ciebie liczyć?

- Tak może pani na mnie liczyć, zrobię to na tej przerwie. - Odpowiedziałam.

- Ciszę się.

Usiadł obok mnie Percy. Od razu poczułam od niego śliczny zapach brzoskwiniowy.

Lekcja się skończyła spakowałam się i Percy mnie zapytał.

- To co oprowadzisz mnie po szkole?

- Tak oczywiście chodź.

Wyszliśmy z klasy Hazel (jak zwykle) oceniła mnie wzrokiem ze swoimi psiapsiułkami.

- Czemu one się tak na nas gapią? - Zapytał mnie Percy.

- Nie zwracaj na nich uwagi.

Była długa przerwa obiadowa. Wzięłam Perciego i go oprowadziłam.

- A ty jest gabinet pani psycholog Cloe. - Pokazałam mały pokoik gdzie siedziała Cloe.

- Dzień dobry! - Powiedział uprzejmie Percy.

- Dzień dobry. - Opowiedziała Cloe.

Kiedy zamykałam drzwi od pokoju zadzwonił dzwonek na lekcje.

- Idealnie pokazałam co całą szkołę a teraz możemy iść na lekcje.

- Okej.

Weszłam do sali od matmy i usiadłam obok Kate. Kate się na mnie patrzyła z uśmiechem.

- O co chodzi? - Zapytałam ją.

- Słodko razem wyglądacie.

- Ja i Percy?...

- Tak, no proszę cię! Idziesz z nim na bal!

- W sumie... jeszcze pachnie tak pięknie! Brzoskwiniami. Ale każdy wie że on będzie z inną.

- Czyli masz crusha? - Zapytała Kate z podekscytowaniem.

- Na to wychodzi.

- Aaaaaaa będę twoją swatką!

- Dziewczyny dostajecie uwagę! - Nauczycielka zatrzymała naszą bardzo poważną rozmowę.

- Ale za co?! - Odpowiedziała Kate.

- Kate dostajesz jeszcze jedną!

- Bez sensu. - Pomruczała pod nosem.

Po lekcjach...

Percy

To ona. To Maya nie mogę w uwierzyć. Właśnie siedziałem w szatni i sprzątałem szafkę. Obok mnie robiła to samo Maya.

- Trochę słabo trafiłeś z czasem jeśli chodzi o tą szkołę. - Zaczęła mówić blondynka.

- Czemu?

- Jutro sprawdzian z gegry a poza tym to jest już ostatni rok tutaj później cała klasa się rozpadnie jedni pójdą na uniwerek a drudzy do żabki pracować. - Oznajmiła Maya.

- W sumie masz rację... Jaki sprawdzian!?

- Możemy gdzieś wyjść pouczyć się nowy york jest piękny i jest tu wiele miejsc gdzie można usiąść i pouczyć się.

- Podoba mi się twój pomysł. Trzymaj to mój numer. - Podałem blondynce karteczkę z moim numerem telefonu.

- Zadzwonię za kilka minut muszę uciąć sobie drzemkę.

- Dobrze.

Dalszy ciąg nastąpi...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top