Rozdział 20
*flash bang z przeszłości*
Moje policzki zaczęły piec, a płuca z trudem łapały oddech. Starałem się uspokoić. Był słoneczny dzień, jak zresztą zawsze, a ja jak idiota dałem się zaciągnąć na trening. Wciągnąłem powietrze i mimowolnie mój wzrok zjechał na klatkę piersiową blondyna, a zęby zacisnęły się na dolnej wardze, przygryzając ją. Wyrzeźbione mięśnie na jego brzuchu były doskonale widoczne pomimo koszulki, która z powodu potu przykleiła się do jego skóry. Był... on był gorący... Tak cholernie gorący, że aż musiałem to przyznać. Idealnie odpierał ataki swojego przeciwnika, każdy jego ruch był szybki i zwinny. Doskonale wiedział co robi, kochał to robić. Ćwiczył szermierkę codziennie, śmiałbym stwierdzić, że treningi to jego całe życie.
-Neeks? - zapytał z lekkim uśmiechem na ustach. Byłem tak zajęty swoimi... myślami, że nawet nie zauważyłem, kiedy syn Jupitera pokonał jakiegoś obozowicza.
-Świetnie ci poszło – mruknąłem lekko zakłopotany i czym prędzej odwróciłem wzrok, który z chęcią zamiast w oczy Jasona, patrzył by gdzie indziej. Moje zachowanie mieszało mnie... przecież to był Jason, a ja bezczelnie potrafiłem wlepiać wzrok w jego boskie ciało.
-Może chcesz potrenować? - zapytał i nie czekając na moją odpowiedź wyciągnął rękę i podniósł mnie ,,siłą''. Spojrzałem na niego oburzony i zaczesałem już przydługie włosy do tyłu.
-Grace... nie lubię być bity –warknąłem zimno i związałem czarne włosy w niski kucyk. Spojrzałem w niebo i lekko podwinąłem koszulkę... a Lukas mówił mi bym nie ubierał się na czarno, w końcu były wakacje.
- Chodź i przestań się stroić – zaśmiał się i zaczesał mi niesforny kosmyk za ucho. Poczułem jak stado martwych, kościstych motyli zaczyna latać w moim żołądku, co przyprawiało mnie o mdłości. Przygryzłem dolną wargę i lekko odepchnąłem jego dłoń.
- Przestań – mruknąłem cicho i chwyciłem miecz w dłonie. Nie chciałem myśleć o tym co działo się między nami. Nie mogłem się rozpraszać
- Jesteś uroczy – odparł i znów zaczął się śmiać. Po chwili oboje przyjęliśmy odpowiednie postawy. Czekałem, nie chciałem nacierać jako pierwszy. Walcząc z Jasonem powinienem skupić się na dość agresywnej defensywie, co też zrobiłem. Jego pchnięcia były silne, ale mimo gorszej postury z łatwością je odpierałem *Też potrafię walczyć* pomyślałem. Nie minęło kilka minut, a blondyn leżał na ziemi, a ja stałem nad nim. Czarne ostrze przyłożyłem do jego gardła, co uniemożliwiało mu poruszenie się, więc leżał i wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- I co teraz Grace? - zaśmiałem się, a na moje usta wstąpił wredny, niemalże szyderczy uśmiech.
- I to ty nie lubisz być bity? - zapytał ironicznie i odsunął miecz od swojego gardła po czym podciął mi nogi. Nie spodziewałem się takiego zagrania, więc nie utrzymałem równowagi i upadłem na ziemię.
-Oszust – zaśmiałem się cicho, gdy chłopak usiadł na mnie okrakiem i unieruchomił moje ręce.
-To ja oszukuje? To TY przyzwałeś szkielety! - krzyknął z udawanym wyrzutem. Na słowa starszego tylko się zaśmiałem i jakoś wyrwałem się z jego uścisku, po czym wstałem i otrzepałem spodnie.
- Nie mieliśmy umowy, że nie można używać swoich mocy – mruknąłem i wzruszyłem ramionami, starając się przy tym by brzmiało to niewinnie. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że nie możemy używać mocy.
- Jesteś niemożliwy - westchnął zrezygnowany.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top