Rozdział 16
Nie miałem siły by siedzieć, właściwie to nie miałem siły na nic. Westchnąłem i leniwie oparłem się o pień drzewa. Poczułem ostry ból, przez co z moich ust wydobył się głośny syk. Moje plecy były całe zadrapane i posiniaczone, przez co lekkie dotknięcie zadawało mi niewyobrażalne cierpienie.
- Neeks powinieneś odpoczywać - mruknął cicho, lekko dotykając moje czoło. Jego dłoń była przyjemnie ciepła, przez co przymknąłem powieki i bardziej przybliżyłem się do chłopaka.
- Jesteś lodowaty... - mruknął zaniepokojony i uniósł mój podbródek. Szczerze mówiąc nie czułem się najlepiej i pewnie wyglądałem jeszcze gorzej. Nie miałem siły by powiedzieć cokolwiek co uspokoiło by Lukasa. Słyszałem jak Chanse cicho wzdycha i przenosi mnie bliżej ogniska. Byłem strasznie zmęczony, wciągnąłem powietrze i oparłem głowę na ramieniu blondyna. Czułem jak jego dłoń delikatnie krąży po moim boku... nie przeszkadzało mi to.
- Przyda ci się sen - wyszeptał. Wiedział, że słucham... zawsze go słuchałem. Jego głos był przyjemny, ciepły, z lekką nutką troski. Przez wiejący wiatr moje ciało mimowolnie zadrżało, a nieprzyjemny chłód wyrwał mnie z moich dziwnych przemyśleń. Starszy chłopak westchnął i zmienił naszą pozycję, przez co siedziałem między jego nogami, opierając przy tym plecy o jego klatkę piersiową. Po chwili zasnąłem.
***
- Obóz jest za daleko... nie zdołamy tam dotrzeć - mruknąłem niemalże leżąc na kiedyś białym stworzeniu. Syn Fortuny szedł obok prowadząc pegaza. Zwierzę było już zmęczone lataniem, więc postanowiliśmy pokonywać drogę pieszo.
- Nie mamy ambrozji• - powiedział zerkając na mnie, a w jego oczach mogłem dostrzec troskę. Dobrze wiedziałem, że mogę nie przeżyć bez pomocy dzieci Febus'a, czy też pokarmu bogów...
- nic mi nie będzie, Pluton się nade mną ulituje - wyszeptałem modląc się w duchu do ojca by była to prawda. Kradzież jakiegoś klejnotu bogom nie było zbyt mądrym pomysłem, ale tak właśnie głosiło proroctwo... nawet jeśli bogowie wiatrów są mniej ważni w tej całej hierarchii to i tak potrafią dać nam w kość.
- wiem gdzie możemy się udać - powiedziałem po chwili niewiele myśląc. Nie miałem wyboru... musiałem tam wrócić by przeżyć
•Nie mogę znaleźć czy ambrozja była w mitologii rzymskiej i co ją zastępowało...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top