Rozdział 9

Zayden

Widziałem jej zaskoczenie na twarzy i szok, gdy ujrzała mnie w domu swojego najlepszego przyjaciela. Chciałem z nią pogadać tamtego wieczoru w Barcelonie, ale to ona nie chciała mnie słuchać.

-Co ty tu robisz? I jakim cudem mnie znalazłeś? - ledwo wypowiedziała te pytania skierowane do mnie.
Podniosłem się z kanapy i westchnąłem.
Zanim przyszła Blair wyjaśniłem wszystko Martinowi. Wstałem i chciałem złapać za rękę Blair, ale ona się odsunęła ode mnie.

-Gwiazdko daj mi wszystko wytłumaczć - nie chciałem odpuścić.
Za bardzo zależało mi na tej relacji, którą zawarłem z nią przez te dwa miesiące, a teraz spotykamy się po miesiącu i patrzy na mnie, jak na potwora.

-To ja może pójdę się przejść i tak mam kilka spraw do załatwienia na mieście - blondyn wyszedł z domu.
-Co ty mi chcesz kurwa tłumaczyć?! - krzyknęła - Widziałam, jak ją całowałeś, więc teraz możesz spierdalać tyle ci powiem! - dodała krzycząc na mnie.
-Blair uspokój się. Wcale jej nie kocham. Na prawdę bym musiał być totalnym idiotą, że wrócę do swojej byłej po tym, jak mnie zradziła - westchnąłem.

Wiedziałem, że może mnie nienawidzić i być zła po tym co zobaczyła. Sam gdybym mógł cofnąć czas to bym nie otworzył tych cholernych drzwi.

Nic się nie zmieniła. Bardziej można było zobaczyć u niej zmęczenie, jakie widać na jej twarzy. Zawsze sportowo ubrana. Ktoś inny mógłby powiedzieć, że taka kobieta nie pasuje i odstaje ode mnie, ale właśnie przez to ją kocham.

Nie jest taka sama, jak inne dziewczyny, które się ze mną spotykały. Nie patrzy na mnie krzywo przez pryzmat mojego nazwiska. Zrozumiała mnie i zaufałem jej na tyle, że opowiedziałem jej o swojej przeszłości. Była dla mnie, jak skarb. Cenny i odnaleziony po kilku latach. Właśnie na taką kobietę czekałem latami. To ją chcę, a nie Marianę, ale ona tego nie rozumie.

-Pocałowałeś ją Zay! - ponownie jej krzyk się rozległ po całym domu.
-Odepchnąłem ją nawet nie odwzajemniłem tego cholernego pocałunku Blair! - puściły nam emocje i jedyne co to zamiast rozmowy wyszyła z tego kłótnia.
-Nie wiesz, jak to zabolało Zay. Widok tego mnie zabolało, a ja, jak zawsze za szybko zaufałam. Jestem głupia - odparła.
W jej oczach zobaczyłem łzy. Nigdy nie chciałem, aby płakała. Jednak wystarczyła Mariana, a wszystko się spieprzyło w moim życiu i jej.

-Blair błagam daj mi drugą szansę. Przysięgam, że coś zrobię w sprawie Mariany tak, aby się nie wpieprzała, ale daj mi szansę. Błagam - gdyby kazała mi przysiąc i uklęknąć.
To bym to zrobił byle by mi wybaczyła i dała tą cholerną szansę.
Chwyciła mnie za rękę i z całej siły pociągnęła mnie do wyjścia.

Otworzyłam drzwi. Po jej policzkach spływały łzy. Sam, już nie wytrzymałem i poleciały mi łzy. W progu drzwi stał, jakiś typ. Na oko był w moim wieku lub o kilka lat starszy. Jebany blondyn z niebieskimi oczami.

-Oo nie wiedziałem, że masz gościa Blair - był zaskoczony.
-Spokojnie Peter ten typ, już wychodzi - prychnęła.
-Dokończymy tą rozmowę. Nie chcę tak kończyć tej relacji Blair - wypowiedziałem te słowa i ruszyłem w kierunku centrum.
Byłem wściekły, gdy wpuściła tego typa do chaty. Musiałem z wściekłości zapalić. Jedyny cel dla mnie to odzyskanie jej nie ważne, jaką ceną dane będzie mi zapłacić.

***

Minęły zaledwie dwa dni od kłótni, a ja się umówiłem z Martinem. Wiadomo, że nie spotykamy się w jego domu, bo Blair źle by na to zaregowała. Martin nie chce jej stresować ani się wściekła bez potrzebnie.

-Sorry Zayden za spóźnienie, ale straszne korki były - usiadł na przeciwko mnie.
-Siema Martin. Spokojnie długo nie czekałem. Sam co dopiero przyszedłem tutaj - odparłem - Jak u Blair? Wszystko w porządku? - spytałem.
Byłem ciekaw co się u niej dzieje.
-Ostatnio źle się czuje. Coraz częściej, ale sama powinna ci o tym powiedzieć. Podobno pokłóciła się z tobą - powiedział po czym upił łyk swojej kawy.

-Fakt nasza rozmowa przerodziła się w kłótnię. Jak wychodziłem jakiś typ do niej przyszedł - chciałem się dowiedzieć kim jest ten człowiek.
Na moje oko nie był, jakiś przyjemny.
To tylko moje spostrzeżenia co do jego osoby.

-Za pewne to Peter Glass. Jest moim sąsiadem. Mam do niego zaufanie, ale nie ufam mu na tyle - powiedział blondyn.
-Umawia się z nim? - zadałem kolejne pytanie.
-Nie jestem pewien, ale wygląda trochę to tak, jakby się z nim spotykała. Szczerze stary walcz o nią, tyle ci radzę, bo uwierz mi masz o co - byłem w kropce.
Nie wiedziałem, jak ją ponownie przekonać do siebie. Oddał bym wszystko i skoczył w ogień, aby mi zaufała ponownie i wróciła do mnie.

Tyle, że jeszcze nie wiedziałem, jaka prawda się za tym kryjem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top