Rozdział 21

Zayden

Te kilka godzin mi się dłużyło. Gdy dolecieliśmy do Barcelony odstawiliśmy nasze bagaże w moim mieszkaniu i od razu pojechaliśmy do szpitala.

Podszedłem do recepcji.
-W jakiej sali znajduje się Isabella Alanis? - spytałem.
-Sala dwadzieścia sześć panie Alanis - odpowiedziała pospiesznie.
-Dziękuję - pobiegłem w kierunku windy razem z Blair.
Po kilku chwilach. Wyszedłem z windy na korytarz. W pierwszej chwili zauważyłem Thomása i Abby, a tuż za nimi był Dominic oraz Leandra.

-Gdzie jest Isabella? Co z nią? - spytałem.
-Spokojnie Zayden. Nie wiemy co z Isabellą nie chcieli nam nic powiedzieć - odparła dziewczyna Dominica.
-Zostańcie tutaj - westchnąłem i chwyciłem klamkę do jej pokoju.
Leżała podłączona pod kroplówkę. Taka bezbronna i bez uśmiechu na twarzy.

Nad jej łóżkiem stała lekarka. Od razu, gdy tu wszedłem spojrzała na mnie.
-Dzień dobry panie Alanis - powiedziała.
-Dzień dobry. Co z moją siostrą? Czy wyjdzie z tego? - byłem cały zestresowany i przerażony.
-Na szczęście nie wpadła w śpiączkę. Podaliśmy jej kroplówkę. Miała lekki wstrząs mózgu, ale nic poważnego się nie stało. Dobrze, że dziecko było zapięte. Ma kilka siniaków. Z kręgosłupem i karkiem nic się nie stało, więc zapewniam pana będzie lepiej - posłała mi lekki uśmiech.

-Mogę wiedzieć, kiedy będzie wypisana? - spytałem.
-Myślę, że jeśli wszystko będzie dobrze to za tydzień będzie mogła wyjść, a teraz przepraszam, ale muszę pójść do innych pacjentów - odparła i wyszła z sali.
Wróciłem na korytarz, gdzie wszyscy siedzieli. Blair od razu wstała i podeszła do mnie.

-Jest z nią wszystko w porządku. Prawdopodobnie za tydzień ją wypiszą. Dziękuję wam - westchnąłem.
-Wiesz, że zawsze ci pomożemy Zay. Dobra ja jadę do mieszkania. Jedziecie ze mną dziewczyny? - spytała Leandra.
-Dasz radę skarbie? - spojrzałem na blondynkę i pokiwałem na znak potwierdzenia.

Dziewczyny skierowały się do windy.
Usiadłem na krześle obok chłopaków.
-Co jest z Deanem? To z nim jechała Isabella w samochodzie z tego co wiem - odparłem.
-Słuchaj próbowali go ratować, ale nie dał rady i... - nie dokończył, bo nie mógł tego powiedzieć.
-Umarł. Jego rodzina wie? - spytałem.
Thomás pokręcił przecząco głową.
-To poinformujemy jego siostrę? - powiedział Thomás.
-Nawet nie żyli ze sobą w zgodzie. Urwał kontakt z rodziną, gdy postanowił, że będzie pracować u ciebie Alanis - odparł Dominic.

Wiedziałem doskonale, że jego rodzina mnie nienawidziła. Wymyślali swoje teorie spiskowe odnośnie mojej firmy.
Ponownie się popłakałem. Nie chciałem uronić łez, ale nie umiałem. Ból i cierpienie. To poczułem, gdy się o tym dowiedziałem.
-Wiecie z jakiego powodu zmarł? - ledwością wydusiłem ostatnie słowo.
Wstałem i chodziłem w kółko.

-Wiesz, że miał problemy z sercem? - spytał cicho Thomás.
-Nie, a wy wiedzieliście? - drążyłem dalej temat.
-Też nie wiedzieliśmy. Lekarze twierdzą, że podczas transportu do szpitala mimo, że go ratowali to serce zatrzymało się na dobre. Nie dało radę - westchnął Dom.
-Nie przywrócimy mu życia chłopaki, ale na pewno by chciał, aby któryś z nas sprzedał jego mieszkanie i wzięli jego samochód - odparłem - Miał testament z tego co wiem - dodałem.

-Co kurwa?! Skąd ty to wiesz?! - krzyknął Thomás.
Na pewno słyszał go cały korytarz. On to nie umiał być cicho. Czasami, aż wstyd z nimi, gdzieś wyjść.
-Powiedział mi kiedyś w sekrecie - odpowiedziałem.
Myślałem, że wszystko się ułoży, ale jednak mój los nie chciał, aby w moim życiu było dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top