Pustka..
Obudziłem się w znajomym mi miejscu. Dom Marka a tak bardziej dokładniej jego pokój tylko, że jest jedna rzecz, która mnie niepokoi. To, że nie ma tu go. Wstałem po czym udałem się do łazienki. Nic. Zszedłem schodami na dół, również nic. Sprawdziłem każde pomieszczenie, ale nikogo w nim nie znalazłem. Pustka. Poczułem się samotny. Myśli zaczęły wyszukiwać rozwiązań dlaczego więc przystałem przy stwierdzeniu "poszedł do kolegi" bądź "na imprezę się najebać" ale czuję wielki nie pokój. Może ja nie żyje? Jest ciemno, ale dostrzegam rzeczy na spokojnie. Ubrałem się po czym wyszedłem na dwór, ale zamknąłem drzwi rzecz jasna. Nie pasuje mi tu jedno. Gdzie jest Alvin i ten mały kiciuś? Bo jeżeli poszedł to raczej nie wziął ich ze sobą.. co jest do cholery? Ruszyłem przed siebie napotykając pustkę, w ciągu trzydziestu minut byłem w parku. Usiadłem na ławce po czym zacząłem się rozglądać nerwowo w obie strony. Nic. Kompletnie noc nie było, nawet jakiegoś zwierzaka bądź wiatru. Noc wydawała się być piękna jak i niepokojąca.
☆godzinę później☆
Siedzę na ławce i myślę nad poprzednimi wydarzeniami. Nie pokoi mnie fakt, że te osoby wiedzą o mnie wszystko.. chwila, jak tamte koto-coś mnie znalazło od tak to czy teraz mnie nie szuka? Kurde.. wtopa..
-Hej, dlaczego siedzisz tu sam?- usłyszałem głos zza pleców.
-Ym.. kto tu jest?- nie chciałem się obracać. Bałem się.
-Jak się odwrócisz to się dowiesz słodziaku. - powiedział spokojnym tonem. A ja powoli odwracałem głowę w jego stronę.
-O kurwa..- wymskneło mi się z ust na to kogo zobaczyłem. To kocie coś tu przylazło!
-Siedź spokojnie. Jesteś mój i masz o tym wiedzieć, wiec kupiłem Ci obroże. - Że co?!
-Pojebało Ciebie do reszty! Spierdalaj! - wstałem i zacząłem biec.
☆Po około piętnastu minutach ☆
-Zgubiłem go?..-rozejrzałem się I nikogo nie zauważyłem.- Uf.. jak dobrze.. tylko.. jakim cudem on mię znalazł?!
-Koteczku.. nie ładnie tak uciekać!- kurwa!- Teraz otrzymasz karę. Mój mały słodziaku.
-Nie.. nie.. błagam! Zostaw mnie w spokoju! Ja chce wrócić do domu! - wykrzyczałem mu w twarz i uciekłem.
Biegłem tak długi czas widziałem wreszcie ludzi, przechodzili obok mnie i spoglądali dość dziwnie. Chwila.. dlaczego tak na mnie patrzą? Mam coś na twa.. czy ja mam dalej te uszy?! Kurwa! *Biegnij idioto do domu!* Pomyślałem od razu i nagle biegłem szybciej. Obejrzałem się za siebie, nikogo nie było.
-Uf.. - spojrzałem w prawo- dom Marka! Tak! Wygrałem życie po prostu! O boże ale super.. - usłyszałem szelest w krzakach zza moich pleców.
Uciekłem. Bałem się, że wrócił. To chore.. dlaczego ja? I dlaczego rozmawiam sam ze sobą? To jeszcze bardziej jest dziwne.. jak kolwiek na to nie spojrzeć.. masakra..
-Kiciuś.. dlaczego uciekasz. Zawsze Ciebie znajdę. - No nie!
-Błagam daj mi spokój! Dlaczego mnie prześladujesz?! Jesteś chorym pojebem! - powiedziałem w gniewie i przerażeniu.
-Zamknij się.- powiedział gniewnie.
-Misaki! - krzyknąłem nawet nie wiem dlaczego i poczułem dotyk.
-Tak? - usłyszałem głos, był za mną i właśnie go czułem. Ten dotyk jest cudowny..- Kto nas odwiedził skarbie? -Skarbie? Oj.. słodko..
-Weź go ode mnie.. on mnie prześladuje.. to straszne.. boję się!- zobaczyłem gniew i nienawiść w oczach Misakiego.
-Masz wypierdalać! - rzucił w jego stronę po czym dopowiedział- On jest moim skarbem! Kocham go i daj mu spokój!!!- on.. powiedział..
=>*Kocham go*<=
Powiedział to.. powiedział, że mnie kocha! A ja.. chyba też się w nim zakochałem.. jest cudowny. Miałem się nim opiekować jako tą wiewióreczką ale on jest.. nie wiem nawet jak to nazwać.. jak go nazwać. On się zaczął mną opiekować a miało być na odwrót, chce żeby był przy mnie zawsze. Nie opuszczał mnie, był przy mnie. Chcę czuć jego dotyk zawsze. Zamknąłem oczy i zemdlałem. Z myślą *Kocham Go..*.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top