Nasza dwójka zawsze da rade!

Obudziłem się. Obok mnie leżała jeszcze śpiąca Morgiana. Zapewne jest spokojna, lecz mimo wszystko nie wiem jakim cudem ona jest tak potężna i co miała na myśli.. ugh już sam nie wiem co mam myśleć.. Położyłem się ponownie i patrzyłem na przesuwające się chmury po niebie.

-Nie śpisz? - spojrzałem w stronę głosu a tam różowo włosa dziewczynka dopiero przecierała oczka.

-Obudziłem Cię? Jeśli tak to przepraszam..- powiedziałem zmartwiony.

-Nie, nie. Widzisz te liście? - zapytała zadowolona.

-Um, widzę a co?- spytałem zdziwiony.

-Jeden z nich mnie obudził. Heh, śliczne są prawda?- odwróciła buźke w moją stronę.

-Piękne. Ale z Twoją urodą się nie równają.- powiedziałem szczerze jak i uśmiechnięty.

Morgiana się zawstydziła, widziałem jej słodkie rumieńce na buźce. Urocza.. w pewnym momencie przypomniałem sobie o tym przejściu co mi mówiła moja mała kompana.

-Hej, a co z tym przejściem do mojego świata?

-A.. z tym. Będziemy musieli przebyć długą i męczącą drogę, ale damy rade!- uśmiechnęła się patrząc w chmury.

-Jestem pewien, że razem daleko zajdziemy. - powiedziałem pewny swych słów.

-Um, dziękuję! -przytuliła się do mnie a ja to odwzajemniłem.

Przyszykowaliśmy wszystkie nam niezbędne przedmioty, które będą nam potrzebne w czasie wyprawy. Ruszyliśmy w drogę. Złapała mnie za rękę i zaczęła prowadzić. *Ale ona słodka..* pomyślałem. Po czym usłyszałem szelest a później poczułem wzrok na sobie.

-Też to czujesz? - zapytałem zaniepokojony.

-Tak. Nie chciałam Cię martwić. Ktoś na pewno za nami idzie. - powiedziała zirytowana tym faktem.

-Kurwa.. ktoś się tu zbliża, słyszę go wyraźnie. Chodź schowamy się.

-Dobrze! - odwróciła się do mnie twarzą i dodała - może na drzewo?

-Dobry plan. - uśmiechnąłem się co ona odwzajemniła.

Wszedliśmy na drzewo i obserwowaliśmy drogę. Wydaję mi się, że to może być ten książę. Ale nie mam pewności. Przez około dwadzieścia minut gapiliśmy się na drogę. Mieliśmy już zrezygnować i zejść kiedy usłyszeliśmy kroki. Spoglądaliśmy po sobie zastanawiając się ile tam może być osób, kroki były coraz głośniejsze, aż w końcu zobaczyliśmy kto je wydaje. Była to około 20-osobowa armada, która szła w nam nieznanym kierunku. Ustaliliśmy, że będziemy ich śledzić. Po cichu zeszliśmy z drzewa i obserwowaliśmy ich działania, najwidoczniej ruszali w stronę małej wioski, Morgiana była już wyczerpana dlatego zrobiliśmy sobie przerwę. W mało widocznym miejscu. Rozbiliśmy sobie małe obozowisko i zjedliśmy trochę jedzenia,które wzięliśmy z domu. Polozyliśmy się pod gołym niebem i postanowiliśmy pójść spać dlatego bo nastała noc. Zamknąłem oczy i ruszyłem w krainę przyjemności u głębokiego snu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top