Dziwna przestrzeń..

Otworzyłem powoli powieki. Czułem wiatr i jakbym leciał. Bądź spadał w dół. Dziwne uczucie. Chciałem się czegoś chwycić, ale nie miałem czego. Rozglądałem się. Spojrzałem w dół a tam pustka. Kompletne nic. Po chwili zamykam oczy. Odpływam.

Dwadzieścia minut później☆

Otworzyłem ponownie oczy. Spojrzałem przed siebie i zobaczyłem staw. Mały staw przy którym rosły piękne kwiaty. Ta woń.. cudowna. Rozmarzyłem się i leżałem przez chwilę. Po czym ruszyłem w kierunku małej brukowej ścieżki. Wszystko wyglądało tak magicznie. Cudowne kolory, które się wzajemnie łączyły po czym pojawiały się inne. Rosnące kwiaty oraz spadające krople rosy. Magia. Nie chciałem uciekać z krainy cudów, ale zapewne i tak zaraz się to skończy. Tak więc poruszałem się drogą na przód. Spoglądałem co chwile na widoki mnie otaczające. Nie mogłem się pochamować od podziwu. U mnie nigdy nie widziałem czegoś takiego. Takie barwy, zapachy oraz widoki były nie codzienne. Przystałem na chwilę aby się rozejrzeć, w którą stronę się udam. Prawo czy lewo. Prawo czy lewo.. chyba wezmę prawo! Tak! To będzie dobry pomysł! Spojrzałem na ścieżkę i już stawiałem pierwszy krok, lecz spostrzegłem, że w oddali przebiegła jakaś postać. Cofnąłem się oraz pędem ruszyłem w lewą stronę. Biegłem ile sił w nogach. Biegłem i biegłem. Nie wiedziałem co to, ale nie wróżyło to nic dobrego zapewne.

☆Po długim biegu☆

Zatrzymałem się przed domkami. Były one naprawdę małe. Rozglądałem się w poszukiwaniu jakiej kolwiek żywej istotki. Tak więc ruszyłem w stronę miasteczka. Idąc i rozglądając się po drodze zastanawiam się w jaki sposób tu trafiłem. To dziwne, nie rozumiem w sumie już nic.

=>*Alvin..*<=

Przeszło mi te imię w myślach. Kocha mnie? A może kłamał? Zależy mi na nim, boje się mimo wszystko.. Misaki.. jak ja mam go określać teraz? W sumie.. eh.. nie rozumiem tego już. Moje myśli się już plączą same ze sobą.. kurde.. w co mam wierzyć? Choć nie ukrywając kocham.. go.. chyba.. nie wiem. Chwila, dlaczego w takim miejscu o tym myślę? Powinienem raczej się skupić na tym dlaczego ja tu jestem.

-Halo? Jest tu kto?- zawołałem, lecz odpowiedzi się nie doczekałem. - Halo?- spytałem ponownie tym razem ktoś mi odpowiedział.

-Kim jesteś? - spojrzałem w dół i ujrzałem małą dziewczynkę, która miała różowe włosy oraz różowe oczy, ubranie poniszczona sukienka w kolorze białym przewiazana sznurem w kolorze brązu.

-Hej, mam pytanie. Co to za miejsce? I ja jestem Adam a Ty? -powiedziałem z uśmiechem na ustach.

-Um, to jest miasteczko "Sakura". A ja jestem Morgiana, miło mi!- na jej buźce wyskoczył promienny uśmiech na co zareagowałem rumieńcami a później w ten sam sposób co ona.

-Mi również miło Cię poznać. - powiedziałem po czym dodałem - jak stąd wyjść?

-W lesie jest pewne przejście. Nikt nie odważył tam się przejść. Oprócz mnie. Grasują tam potwory, których ludzie się boją. - powiedziała bez uczuć.

-Kim jesteś? - zapytałem zaniepokojony po czym zrobiłem krok w tył.

-Już mówiłam. Jestem Morgiana. Tyle, że nie jestem zwykłym człowiekiem. Mam potężne zdolności, pomogę Ci wrócić do domu, ale pod jednym warunkiem. Zabierzesz mnie ze sobą.

Po tych słowach zdębiałem. Ta mała dziewczynka miała mieć siłę? I to tak potężną siłę? Moje oczy spoglądając na nią się powiększały z każdą chwilą. Nie mogłem zrozumieć jakim cudem? Rozejrzałem się w okół siebie bo wyczułem obecność. Dziwny niepokojący zapach.

-A kuku - usłyszałem zza pleców a w momencie odwrócenia się w stronę głosu dostałem czymś w głowę.

-Zostawcie go!!! - zdążyłem usłyszeć krzyk Morgiany.

>Morgiana<

-Nie pozwolę wam go od tak zabrać! - krzyczałam w szale.

-Bo co nam zrobisz dziewczynko? - odezwał się jeden strażnik

-Ostrzegam. Macie go zostawić!

-Hahaha, patrzcie chłopcy. Ta mała dziewczynka nam grozi.- śmiali się a ja stałam w tej samej pozycji.

-Okay, nie chcecie po dobroci to po złości! - przybrałam pozycję bojową.

Ruszyłam w ich stronę jak huragan po czym oddalam trzy ciosy w trzy osoby. Leżeli na ziemi. Nie ruszali się a z miejsca, w które oddałam cios wypływała krew.

-I jak? Fajnie było? Kto następny? - zaczęłam się śmiać.

-Idź Ty potworze! - krzyknęli po czym uciekli zostawiając Adama na ziemi.

-Już będzie wszystko dobrze.. obiecuję..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top