Domek Morgiany

>Adam<

-Gdzie ja jestem..?- spytałem po czym złapałem się za głowę, ponieważ ból jej narastał.

-Już jesteś bezpieczny! ^^- usłyszałem promienny głos Morgiany.

-Co się stało? Gdzie my jesteśmy? - spytałem zaniepokojony.

-Jesteśmy w moim domku, przytulnie tu prawda? I na ogół napadli na nas.. ale spokojnie, już jesteśmy bezpieczni. - odezwała się i spojrzała w moje oczy.

-To dobrze - usiadłem i spojrzałem na nią - Jakim cudem oni nie zrobili Ci krzywdy?

-Mówiłam. Mam większą siłę niż Ci się wydaję,  po za tym Ty również głuptasie.- roześmiała się słodko na co tylko się zaczerwieniłem.

Wstałem i podałem rękę Morgianie żeby również wstała. Kiedy była już na nogach podszedłem do drzwi po czym je otworzyłem, ujrzałem piękne ożywione miasteczko. Ja wyszedłem na zewnątrz a Morgiana za mną poszła i zamknęła drzwi. Ruszyliśmy w głąb miasta a ja spoglądałem na stragany pełne owoców i warzyw. Spojrzałem na Morgiane i zobaczyłem jej przerażenie  na oczach. Zatrzymałem się i spytałem o co chodzi a ona schowała się za mną. Już wiedziałem dlaczego kiedy się odwróciłem. Tam był prawdopodobnie "król" tego miejsca. Trzęsła się za mną co mnie wprowadziło w niepokój. Biedna.. ale jeżeli jest tak silna to dlaczego boi się takiego przygłupa? Coś mi tu nie pasuje. Domniemany "król" zmierzał w moją stronę i jeszcze bardziej czułem strach trzęsiącej się Morgiany za mną. Wziąłem ją szybko na ręce i pędem biegłem w stronę jej domu. Martwiłem się o nią. Czułem, że powinienem się nią zaopiekować. Wbiegłem do domu i ruszyłem w stronę jej łóżka. Położyłem ją na nim i zamknąłem drzwi na klucz.

-Wszystko okay? Martwię się o Ciebie..-powiedziałem zmartwiony.

-Teraz już tak.. dziękuję.-powiedziała niestabilnym głosem. Wyczuwalny był strach i lekka niepewność.

-Pamiętaj. Na mnie możesz liczyć. W końcu będę się Tobą opiekować kochana.- powiedziałem z uśmiechem na ustach i spokojem w głosie.

-Dziękuję.. naprawdę dziękuję. - powiedziała a po jej policzkach spłyneły łzy.

-Co on Ci zrobił? Powiedz mi. Mi możesz zaufać. - powiedziałem czule.

-Zostałam zabrana z rodzinnego domu.. udało mi się uciec z jego niewoli.. ale on ciągle mnie szuka. -po jej policzkach zaczęło spływać więcej łez.

-Już będzie dobrze. - powiedziałem niczym ojciec z troską i przytuliłem ją czule. Żeby widziała, że jestem przy niej i może mi ufać.

-Jesteś dla mnie bardzo ważny.. nie umiem nikomu zaufać. A zaufałam na tyle Tobie żeby to powiedzieć.. Dlatego proszę.. nie zostawiaj mnie..

-Nie zostawię, spokojnie, jestem przy Tobie. - przytuliłem ją aby czuła tą bliskość. Nie mógł bym jej zostawić.

☆Następnego dnia☆

Wstałem lekko zaspany po czym rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nadal tu jestem.. pomyślałem i spojrzałem na śpiącą obok Morgiane, która najwidoczniej miała całkiem przyjemny sen (wnioskuję po jej słodkiej mince). Wstałem z łóżka i udałem się w stronę łazienki. Wszystko wyglądało przyjemnie. Jestem ciekaw czy ona to wszystko zrobiła sama. Po porannej toalecie ponownie znalazłem się przy łóżku ale tym razem ujrzałem zadowoloną małą twarzyczkę różowo-włosej dziewczynki.

-Już nie śpisz? - zapytałem zaniepokojony bo myślałem, że ją obudziłem.

-Tak, ale spokojnie to nie Ty mnie wybudziłeś. - spojrzała z uśmiechem na ustach.

-Jesteś głodna?

-Trochę..- usłyszałem jak jej brzuszek domaga się jedzenia.

-To poczekaj chwile. Pójdę coś kupić dobrze?

-Um, dobrze ^^- dodała swoim słodkim głosikiem.

Znalazłem się przy straganach z jedzeniem, dorodne owoce i zapach napoi przykuł moją uwagę. Rozejrzałem się i zobaczyłem tego dupka. Co zrobił krzywdę mojej małej przyjaciółce. Czułem jak gniew zaczyna mnie wypełniać. Chciałem mu tak przyjebać żeby poczuł choć trochę tego bólu. Jebany gnojek. Kupiłem szybko trochę owoców, warzyw oraz napojów i ruszyłem w stronę domu. Szedłem spokojnie, lecz w pewnym momencie czułem jak ktoś mnie śledzi. Stanąłem na środku drogi po czym odwróciłem się z wkurwem w oczach. Za mną stał ten domniemany "król". Zabił bym go na miejscu. Gdyby nie jego jebana straż. Heh. Frajer.

-W czym mogę pomóc? - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.

-Hm.. wyglądasz znajomo. Nie poznaliśmy się już wcześniej? -zapytał zdziwiony.

-Wątpię. Przepraszam, lecz śpieszy mi się, więc żegnam. - rzuciłem i zwiałem.

Wbiegłem do domu i zamknąłem drzwi. Miałem dość jego widoku. Tym bardziej tego głosu.  Zabił bym. Spojrzałem w stronę zdziwionej Morgiany i udałem się do kuchni. Ona udała się za mną i oczekiwała wyjaśnień. Więc opowiedziałem jej a ona zaczęła mi się podejrzanie przyglądać. Nie wiedziałem o co chodzi ale nie robiłem przeciwu. Zacząłem robić sałatkę z warzyw oraz mus z mango. Po skończeniu wziąłem cztery miseczki i postawiłem je na stoliku. Po czym wziąłem mus z mango oraz przygotowaną sałatkę i również postawiłem ją na stole. Usiadłem przy nim razem z Morgianą i zaczęliśmy się delektować posiłkiem.

-Mmm ale dobre!- rzuciła różowo-włosa.

-To dobrze, że Ci smakuje. -powiedziałem z zadowoloną miną.

-Jak się nauczyłeś robić tak dobre rzeczy?-spytała zaciekawiona.

-Wiesz.. na ogół nigdy dla mnie nie mieli czasu w domu. Więc sam nauczyłem się robić sobie jedzenie. Uczyłem się na swoich błędach.- powiedziałem z lekkim smutkiem pomimo tego miałem uśmiech na ustach.

-Dlaczego udajesz szczęśliwego? -spytała jak gdyby nigdy nic.

-Yy.. co masz na myśli? - spytałem zdziwiony.

-Niby masz ten uśmiech na twarzy ale pomimo tego jesteś smutny w środku.. - powiedziała przygnębiona. 

☆Po godzinie☆

Byliśmy na polanie. Spoglądaliśmy na chmury, które przesuwały się po niebie. Wyglądało to wszystko bajecznie, zamknąłem oczy i po kilku minutach zasnąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top