7
przepraszam.... karate robi samo za siebie.-Dziwnie się zaśmiałem szukając sensownego wyjaśnienia. Nad tymi odrucham nie da się zapanować.
-No okay.. -Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął na męski dział.. Dał jakiś zestaw i wepchnął do małego pomieszczenia z lusterkiem.. co to kuźwa jest?? Założyłem jakieś wygodniutkie spodnie i wyszedłem.. Chłopak zrobił dziwną minę a ja ruszajac się słyszałem szelest wiec odwracalem się w jego kierunku ale niczego tam nie było. Wepchnął mi do rąk kolejne ubrania i tak wracałem się do małej kryjówki gdzie nikt mnie nie widzi i wychodzilem w innym ciuszku. Stanęło na tym, że zakupiłem 8 par tischertow w kwiaty 3 białe, 2 bluzy... szkoda że nie ma moich rozmiarów i wszystko jest za duże,4 pary rurek i jakieś 2 pary jako to on mi oznajmił joggersów.. nawet z wyborem skarpetek mi pomógł... muszę przyznać, że miły z niego koleś.
-To jak.. jeszcze coś masz do kupienia?
-B-bieliznę. -Powiedziałem niepewnie lekko się wycofując. Zaśmiał się.
-Damy radę... tylko mi powiedz jaki masz rozmiar. -Zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony.
-Nie wiem...
-Mogę sprawdzić? -Nachylił się bliżej mnie i uniósł brew. Zaprzeczyłem.
-Chodźmy już...
-A gajciochy??
-Przyjdę sam.
-Chodź do przymierzalni tam nikt nie zobaczy co robię.. skrzywiłem się ale podreptalem do tego pudła.. czy czegoś podobnego. Chwycił mnie za spodnie i je lekko zsunął spojrzal i zpowrotem nasunął na mój tyłek..TO TAKIE KRĘPUJACE .
-Mały masz kuferek..
-Dzięki?? -Uśmiechnął się i wyszed kierując się w stronę bielizny.
-Ile chcesz?
-10? -Kiwnął głową i wskazał na kupkę mojego rozmiaru... Japierdole... ta znajomość dziwnie się zaczęła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top