7. Drew

Jestem pewien, że ją zdobędę. Zawsze dostaję to czego chcę. Teraz chcę tylko jej. Wierzę, że mi się uda. Nikt mi w tym nie przeszkodzi, nawet Jordan.

Wsiadam do auta i odjeżdżam spod domu Alice. Mknę ulicami Los Angeles. Jeżdżę bez sensu, wymyślając przy tym co zrobić, żeby ją mieć. Kolejnego dnia jadę do restauracji, w której pracuje. Po drodze wstępuję do kwiaciarni, kupuję irysy. Mam nadzieję, że je lubi. Zresztą kobiety lubią wszystkie kwiaty. Parkuję na już prawie opustoszałym parkingu. Zauważam ją przy jednym ze stolików. Przyjmuje zamówienie, po czym odchodzi seksownie przy tym kręcąc tyłkiem. Znika. Pojawia się ponownie kilka minut później. Za pół godziny zamykają. Postanawiam jednak wkroczyć wcześniej, by wszyscy widzieli zajście, a Ali nie będzie mogła mi odmówić spędzenia razem wieczoru. Nie całe pięć minut później wysiadam z auta. Wchodzę do knajpy z bukietem kwiatów. Każdy zwraca na mnie uwagę. Gdy wreszcie zauważa mnie, podchodzi szybko.

- Co ty tutaj robisz? - pyta cicho, by nie zwrócić uwagi innych klientów. Jednak za późno.

- Przyjechałem po ciebie. Zabieram cię na spacer. Są dla ciebie. - podaję jej bukiet.

- Ale ja mam jeszcze trochę pracy.

- Wszystko chyba da się załatwić.

- Maleńka idź, damy radę.- rzuca kucharz.

- Widzisz. Zabieraj swoje rzeczy i jedziemy.

- Ale musimy wstąpić do mnie, muszę zmienić te ciuchy. Dzięki Patrick.- uśmiecha się blado. Mówi, gdy idzie na zaplecze.

Wraca chwilę później ze swoją torebką i jedzeniem na wynos. Otwieram przed nią drzwi, a potem idziemy w stronę mojego auta. Tam też otwieram przed nią drzwi, mija mnie, a ja w tym czasie szepczę jej na ucho:

- Sądzę, że w tym fartuszku wyglądasz bardzo seksownie.

Po czym obchodzę samochód i ruszam z parkingu. Trochę ścisza radio, gdy krzywię się podczas kolejnej rockowej piosenki. Wchodzimy do domu. Dziewczyna krzyczy do brata, by pojawił się w kuchni. Jordan już po chwili się tam pojawia. Podaje nam talerze, a sama znika w swojej sypialni.

- Uwierz mi, jeśli ją skrzywdzisz...

- Daj spokój.

- Nie dam, bo wiem jak traktowałeś inne. Przedmiotowo.

- A ty taki święty jesteś?

- Nie, oczywiście, że nie, ale tym razem chodzi o moją siostrę i jeśli cokolwiek jej zrobisz, pożałujesz.

- Pamiętaj o naszej tajemnicy, o której ona nie wie. I chyba lepiej, żeby się nie dowiedziała. Twoja siostrzyczka chyba nie byłaby zadowolona, gdyby się dowiedziała. Jesteśmy kumplami, więc nie chcę cię wsypać.

- Tak, jesteśmy kumplami.

- Dobry wybór.

- Jestem, możemy iść.

- Nara, Dan!

Ma na sobie czarne obcisłe spodnie, które idealnie układają się na jej tyłku. To samo z bluzką, brakuje w niej tylko większego dekoltu. Na stopach ma trampki, więc znów dosyć sporo nad nią góruję. Jedziemy kilka przecznic dalej, by wreszcie pójść na wieczorny spacer do parku. Obejmuję ją w pasie. Idziemy, rozmawiamy. Próbuję wyciągnąć z niej informacje o przeszłości, ale mówi niewiele. Powierzchownie. Jest trudna do rozgryzienia. Siadamy na brzegu małego strumyka. Podoba się jej to miejsce.

- Byłaś tu wcześniej?

- Nie.

- Fajnie tu, nie?

- Tak, podoba mi się.

- Pięknie wyglądasz. Podobasz mi się w czarnym, jeszcze tylko tatuaż, eyeliner i byłoby widać, że sprowadzam cię na złą drogę. - wybucha śmiechem. - No tak. Kiedyś go sobie zrobisz.

- A wiesz, że kiedyś nawet chciałam. - śmieje się, po czym zagryza wargę. Robi to tak, że nie łatwo się jej oprzeć.

- No widzisz. To znak, że powinnaś zrobić.

- Może kiedyś.

- Jesteś bardzo tajemnicza. Ciężko cię rozgryźć.

- Nie tak trudno, trzeba po prostu sprawić, abym komuś zaufała. To dopiero wyczyn.

- Czemu?

- Może kiedyś ci o tym opowiem.

- Kiedyś? Czyli jest nadzieja na dłuższą znajomość?

- Może.

Nie powstrzymuję się już dłużej. Chcę ją przekonać, że może mi zaufać, choć tak naprawdę trochę mi jej szkoda, kiedy już zniknę z jej życia. Zostanie jej tylko zranione serce. Straci dwóch mężczyzn, których kocha. Dwóch, nie jednego.

Całuję ją najpierw delikatnie, a potem, gdy już zgadza się na pocałunek coraz namiętniej. Opieram swoje czoło o jej i mówię:

- Jesteś cudowna.

Ona w odpowiedzi tylko delikatnie się rumieni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top