4. Alice

Wcześnie rano wstaję do pracy. Oprócz pisarstwa pracuję także w jednym z barów. Ludzie, który czytają moje książki przyglądają mi się z uwagą, nie mówią nic, bo wiedzą, że to na pewno nie ja. Taka osoba jak ja w barze? To nierealne. Są jednak osoby, które potrafią podejść i zapytać czy to naprawdę ja. Dlatego na wszelki wypadek zakładam okulary, ubieram się inaczej. Nie chcę by pisali o mnie w gazetach. Tak i dzisiaj. Wkładam spodnie z dziurami, luźną czarną koszulkę, czapkę na głowę, trampki i okulary przeciwsłoneczne. Jestem w pracy pięć minut przed otwarciem. Ubieram służbowy strój i związuję włosy w wysoki kucyk. Zabieram swój notes i długopis po czym wkładam go do kieszeni spodni. Strój kelnera składał się z czarnych spodni i białej bluzki z logo baru. Nienawidziłam tego stroju, ale nie miałam innego wyjścia. Potrzebowałam pracy i pieniędzy. Moje życie wcale nie jest usłane różami. Ale nie ma co narzekać, inni mogą mieć gorzej.

W lokalu pojawiają się pierwsi klienci. Zbieram zamówienia i podaję je naszemu kucharzowi. Gdy mnie widzi uśmiecha się szeroko i pyta o postęp w pisaniu kolejnej powieści. Odpowiadam mu i wracam do gości. Zbliża się czas przerwy, więc wyjmuję notes i zabieram się za jedzenie, które przygotował dla mnie szef kuchni. Wracam do obsługi najedzona. Z uśmiechem witam i żegnam klientów, dzięki czemu zbieram dosyć sporo z napiwków.

- Hej, pamiętasz mnie? - pyta brunet obcięty na zapałkę.

- Tak, ty jesteś kolegą mojego brata, David tak?

- Drew.

-Ach, tak. Wiedziałam. Miło cię widzieć. Co ci podać?

- Emmm... Co polecasz?

- Ryż z kurczakiem lub indykiem i warzywami.

- Brzmi świetnie, z kurczakiem poproszę. I do tego pepsi i będzie idealnie.

- Ok. Zaraz wracam.

Znów biegnę do kuchni i oddaję zamówienie kucharzowi. Obsługuję jeszcze kilka stolików po czym pojawiam się w kuchni, by roznieść przygotowane jedzenie. Drew obserwuje mnie cały czas. Widać, że może być całkiem fajnym chłopakiem. Tylko niepokoi mnie to, że jest kumplem mojego brata. U Jordana kłopoty to codzienność, więc jak przypuszczam ta jego robota dotyczy także Drew. Mnie nie były potrzebne kłopoty. Kolega brata prosi o rachunek. Przynoszę mu go.

- Czy dałabyś się namówić na jakąś kawę czy spacer? - pyta nieoczekiwanie.

- Co? Znaczy wiesz jesteś kolegą mojego brata, więc byłoby raczej niezręcznie gdybyśmy zaczęli się spotykać.

- Jedna kawa, potem spacer. Jeśli nic z tego nie będzie to trudno. Odwalę się, nie będę się pokazywał w pobliżu, obiecuję. - śmieje się.

- Jedna kawa.

- Świetnie, to co jutro?

- Jasne, ale mogę dopiero po pracy.

- O której kończysz?

- Po siedemnastej.

- Ok. Będę po ciebie koło osiemnastej.

- Dobra.

- Daj mi swój numer.- zapisuję na jednej z kartek w moim notesie.

- To do jutra, uciekam do pracy.

- Jasne, pa.

Ten facet naprawdę mi się podoba. Jego zielone oczy mają iskierkę zadziorności, która dodaje mu seksapilu. Podoba mi się jego styl, kolczyk w lewym uchu i tatuaż na całej prawej ręce. To dziwne, że podoba mi się taki facet, ale... Nie mogę na to nic poradzić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top