30. Alice

Miesiąc później

U Maxa spędziłam miesiąc. Całe trzydzieści jeden dni. Długie dni spędzane na opowiadaniu o tym co się stało, spacerach, pomaganiu żonie mojego brata, zabawie z dziećmi. Miesiąc wolny od pracy, nie mam pomysłu na nową książkę, ale się tym nie martwię. Zniknęłam od tak tuż po premierze książki o Anne Dunne. Nie wiem co dalej będzie, ale to dziś postanawiam wrócić do domu. Po tylu dniach chcę tam wrócić. Z Jordanem nie rozmawiałam od wyjazdu. Mógł mi coś szepnąć o prawdziwym Drew. Za to z Connorem rozmawialiśmy dosyć często. Za każdym razem gdy dzwonił pytałam co u niego i u dziewczynek. Brakowało mi ich. Mówił, że o mnie pytają.

Wkładam walizkę, przytulam całą jego rodzinę, na koniec jego. Rzucają parę słów otuchy na koniec i pozwalają jechać. Niedługo potem dzwoni Connor.

ROZMOWA:

- Dzień dobry.

- Hej.

- Co pani dzisiaj ma w planach?

- Jestem w drodze do domu.

- Naprawdę?! To świetnie!

- Już czas. 

- Moglibyśmy się spotkać? Najlepiej dzisiaj.

- Tak, tylko wrócę do domu.

- Fajnie. Cieszę się, że wracasz.

- Ja też. Nie rozmawiałam tylko z Jordanem od miesiąca, nie wiem jak to między nami teraz będzie. 

- A właśnie, powinniście pogadać.

- Rozmawiałeś z nim?

- Tak, ostatnio spotkaliśmy się przypadkiem i... Nie ważne, wyjaśnijcie sobie wszystko.

- O czym ty mówisz?

- Po prostu z nim pogadaj. Kończę, do zobaczenia. Do potem.

Parkuję tam gdzie zawsze. Wysiadam, opieram się o auto i delikatnie uśmiecham na widok swojego domu. Wyjmuję z bagażnika walizkę. Wnoszę ją do środka. Wszystko jest idealnie ułożone, na swoim miejscu. Jest tu czysto. Spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Jestem pozytywnie zaskoczona. Piszę do Connora, że jestem wolna. Prosi bym przyjechała do parku niedaleko jego domu. Zauważam dziewczynki biegające po placu zabaw. Widzę i Connora. Siedzi samotnie na ławce.

- Dzień dobry. - szepczę. - Czy można się do pana przysiąść?

- Ali! - mówi radośnie, wstaje i obejmuje mnie mocno.

- Udusisz mnie. - śmieję się.

- Po prostu się stęskniłem. - całuje mnie w policzek. - Bardzo tęskniłem.

- Ja za wami też. Brakowało mi dziewczynek i ciebie. Kocham mojego brata, ale bywa męczący. - śmieję się głośno.

- Skoro już zaczęłaś ten temat myślę, że powinnaś się odwrócić. - szczerzy się.

- Co? - szybko się odwracam. W naszą stronę idzie Jordan. Biegnę i wtulam się w niego. - Przepraszam. - mamroczę w jego tors. - Bardzo! To nie była twoja wina, a ja na ciebie naskoczyłam. Tak mi głupio, Dan.

- Nie, Al. Miałaś rację, powinien ci powiedzieć kim jest Robert.

- Chciałeś mnie chronić.

- Mimo to zawsze byłaś dla mnie ważną kobietą. Zawsze mnie wspierałaś, a ja... Nie potrafię sobie tego wybaczyć.

- Nie rozmawiajmy o tym. To było. Temat Roberta jest zakończony. Dobrze, że stało się to, co się stało. Dzięki temu mogłam przemyśleć sobie parę spraw. Poukładać sobie w głowie pewne rzeczy. Trochę mi to pomogło, ale... Bałam się tu wrócić. Wrócić do miejsc, w których byliśmy razem, ale wiem, że to konieczne, bo tu jest moje miejsce. 

- Ciocia Alice! - krzyczy Jane i przytula mnie.

- Hej, moje piękne.

***

- Mam dla was wyjątkowe wydania. Napisałam także dedykację. Mam nadzieję, że się wam spodoba. A Connor... zmieniłam zakończenie.  Każdy zasługuje na szczęśliwe zakończenie. - mówię do rodziny Dunne, po czym zostawiam ich z książkami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top