2. Alice

W nocy dzwoni mój telefon. Zaskoczona otwieram oczy, zapalam lampkę, razi mnie w oczy, więc je mrużę. Zgarniam komórkę z szafki nocnej i odbieram.

ROZMOWA:

- Czego?! - warczę.

- Hej, sis . Mam do ciebie przeeeeogromną prośbę.

- Jesteś pijany? Jordan?! - krzyczę.

- Pijany to może nie. - bełkocze. - Ale trochę wypiłem, mogłabyś po mnie przyjechać?

- Boże! Człowieku, jest czwarta nad ranem!

- Dzięki, wyślę Ci adres.

- Ale ja się wcale na... - słyszę przerwane połączenie. - nic nie zgodziłam. - dodaję.

Wkładam na tyłek czarne spodnie, czarną bluzkę, skórzaną kurtkę i trampki. Cała na czarno. Jak zawsze. Ruszam volvo i jadę pod adres, który wysłał mi mój brat. Zauważam go. Pali, a obok niego kręci się kilku typków. Podjeżdżam.

- Oooo, chłopaki macie ten zaszczyt poznać moją cudowną kuzynkę.

- Drew... - podaje mi rękę jeden z nich. Ignoruję go.

- A ty zaraz będziesz miał ten zaszczyt zginąć z mojej ręki. - mówię i łapię go za skrawek koszulki.

- Kochana... - zaczyna, lecz mu przerywam.

- Jordan, ja do cholery nie mam ochoty się z tobą tu szarpać! Jedziesz czy nie?! Więcej nie będę ratować ci dupy. Sorki, ale chyba czas się ogarnąć. Jesteś zjarany?! Z chęcią zostawiłabym cię tu na pastwę losu, ale...

- Jesteś cudowna, Al.

- Zamknij się i wsiadaj!

- Pomóc ci? - mówi do mnie wysoki brunet, który miał na imię... zdaje mi się Drew.

- Pfff... Dam sobie radę!

Nie patrzę na to ile jadę, mam to gdzieś. Moja mama zawsze mówiła, że wszystko po mnie zbytnio spływało. No cóż mamusiu chyba nie znałaś mnie tak dobrze. Jednak to nie była prawda, wszystko uderzało we mnie ze zdwojoną siłą. Zawsze ukrywałam swoje uczucia ile wlezie. Odkąd zrozumiałam, że ludzie krzywdzą na każdym kroku zaczęłam patrzeć na wszystko i wszystkich z dystansem. Dystans stał się cząstką mojego życia. Dawało mi to pewność, która podtrzymywała mnie, by się nie poddawać. Po stracie, pełna smutku, zawsze wstawałam rano prosiłam o wszystko co najlepsze i to ukazywało mi to co było najważniejsze.

Wchodzimy do domu. Jordan kładzie się na kanapie w salonie. Ja siadam w kuchni przy stole, otwieram laptop i próbuję spleść kilka zdań, ale nic mi nie wychodzi. Potrzebuję natchnienia, ciszy, skupienia, a ten dupek coś gada.

Niedziela jest nudnym dniem, więc ruszam się z domu i jadę do domu spokojnej starości. Lubię tam jeździć. Każdy twierdzi, że to niezbyt miłe miejsce pełne starych ludzi, zapachu śmierci i stęchlizny. Jednak tak nie jest. Ludzie są tam bardzo mili, no dobra zależy kto. Czasem zdarzają się marudy i zrzędy, ale mimo wszystko trzeba podchodzić do nich jak do ludzi. Oni też potrzebują odrobiny wsparcia. Chcą być tak samo szanowani czy kochani jak każdy człowiek na Ziemi. Niektórzy są w gorszej sytuacji, bo pozostawiła ich tam rodzina. Samych, zdanych tylko na siebie. Nie otrzymują z ich strony żadnych pozytywnych emocji. Czy ktokolwiek z was chciałby być tam zamknięty z dala od rodziny, przyjaciół? Raczej wątpię. W głębi serca każdy z nas chce dla siebie jak najlepiej, więc warto byłoby zadbać także o innych.

- Och, Alice. Jak cudownie, że jesteś. Muszę Ci kochana coś pokazać. - mówi jedna z podopiecznych.

- Co to takiego? - pytam Cecelii.

- Razem z resztą stwierdziliśmy, że przydałoby nam się trochę rozrywki. Postanowiliśmy zorganizować dzień malarstwa. Uwierz mi, córeńko, ileśmy się przy tym uśmiali. - uśmiecha się pod nosem. - Okazało się, że Greg wcale nie potrafi malować. - śmieje się głośno. - Tematem było namalowanie najlepszego przyjaciela.

- To naprawdę piękne. Niech zgadnę namalował je Greg. - śmieję się. - Cóż, to pewnie ty. Wielokrotnie mówił mi, że piękna z ciebie kobieta, pełna elegancji i kultury.

- Ale to wcale mnie nie przypomina. - wybucha śmiechem. - Kilka kresek, cóż on tu namazał. - śmieje się.

- Wiesz co go zdradziło? - mówię do niej szeptem.  - Ta litera. Przypomina G, ale tak naprawdę to C. Wydaje mi się pani Cecelio, że masz prawdziwego tajemniczego wielbiciela.

- Ależ Alice, nie gadaj bzdur. Gdzie miejsce na miłość w naszym wieku?

-  W każdym wieku trzeba się spodziewać miłości. Nie trzeba jej widzieć, by zrozumieć, że jest.

-  A ty? Jesteś zakochana?

- Nie. Ja już dawno wyeliminowałam miłość ze swojego życia. Jest mi do niczego niepotrzebna. Sieje niepotrzebne zniszczenie w życiu człowieka. Najpierw powoli pozwala, by się w niej zatracić, a potem nagle odbiera nam ukochaną osobę. To nie dla mnie.

- Otwórz się na nią, a zobaczysz, że wszystko się zmieni. Zmieni się twoje patrzenie na świat. Zaczniesz inaczej dostrzegać innych. Zwykłe kocham cię o poranku może rozjaśnić każdy dzień, a nawet może roztopić każdy lód w sercu.

***

Wracam do domu wieczorem. Zastaję w domu Jordana i... Tego jego kolegę, jak mu tam było... Dave, nie Drew chyba. W każdym bądź razie mam to gdzieś. Idę do swojej małej sypialni i rzucam się na niezbyt wygodne łóżko. Obiecuję sobie, że gdy tylko zbiorę kasę, zrobię remont. To mieszkanie potrzebuje generalnej przemiany. Wszystko jest tak stare, że się nie da. Podłoga, drzwi, łóżko, szafa skrzypi. Moje auto, które któregoś dnia na pewno rozklapczy się na środku drogi. Jestem pewna, że to kiedyś, będzie miało miejsce w niedalekiej przyszłości. Nie mam jeszcze planu na nową powieść, ale coś wymyślę. Potrzebuję odrobiny spokoju, by nabrać weny do działania. No i pomysłu...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top