18. Alice
- Kelly, mam dla ciebie propozycję i całkowicie nie przyjmuję odmowy. Co powiesz na babski dzień, hm? Tylko my dwie.
- Dobrze.
W swojej sypialni ubieram się w beżową sukienkę, czarne sandałki. Do torebki wkładam wszystkie potrzebne mi rzeczy. Robię delikatny makijaż, spinam włosy w kok.
- Gotowa?
- Tak.
- Macie kluczyki do auta. Alice, wieczorem oddam ci wszelkie pieniądze.
- Daj spokój. Gdybyście czegoś potrzebowali to dzwoń.
- Dobra.
Siadam za kierownicą, Kel grzecznie siada obok mnie. Macha ojcu na pożegnanie, po czym proszę, by włączyła radio. Connor mówił, że to ona zawsze to robi. Całą drogę milczy. Zaczynam w siebie wątpić, bo co ja mogę wiedzieć o zakupach z dzieckiem. Parkuję auto i zwracam się do niej:
- Wszystko w porządku? Może jednak nie masz ochoty na spędzenie ze mną dnia?
- Nie, po prostu dla mnie to coś...
- Nowego? - podpowiadam.
- Raczej coś co mogę powtórzyć. Bez mamy, ale kimś innym.
- Rozumiem, nie będę ci jej zastępować, ale spróbuję sprawić, że będzie podobnie jak z nią. Wiesz Kelly, ja gdy dorastałam nie miałam w mamie takie oparcia jakiego potrzebowałam. Zawsze miała jakąś wymówkę na wspólne popołudnia, spędzanie ze mną czasu, a gdy ona tego chciała było już za późno. - czuję łzy w oczach. - To co idziemy?
Przymierzamy, wygłupiamy się, ostatecznie kupujemy kilka rzeczy. Jemy obiad. Następnym miejscem do odwiedzenia jest fryzjer, gdzie obie lekko podcinamy włosy, Kelly dodatkowo decyduje się na grzywkę. Wygląda w niej uroczo. Potem zjadamy lody malinowe. Gdy zbliżamy się do domu, jest po osiemnastej. Widzę jej skryty za włosami uśmiech.
- To był fajny dzień. - mówi dziewczynka.
- Podobał ci się?
- Bardzo. - chwilę milczymy, po czym dodaje: - Tata też bardzo cię lubi. Mówi o tobie ciągle. Ciocia Stella się z tego śmieje. Zachowuje się jakby się... zakochał.
- Z tatą się przyjaźnimy to dlatego tyle o mnie mówi. Wiesz, w sumie to nie koniec niespodzianek na dziś. Tata nadal bardzo kocha mamę, ale jest bardzo samotny.
- Ale przecież ma ciebie.
- Jestem jego przyjaciółką, z którą zawsze może porozmawiać, ale tata potrzebuje kobiety, która wprowadzi trochę kolorów nie tylko do jego życia, ale do twojego i Jane też.
- Dorośli są naprawdę dziwni. Mam nadzieję, że nigdy nie dorosnę.
- Niestety muszę cię zasmucić skarbie, bo to nieuchronne.
Parkuję auto, po czym wchodzimy do domu z zakupami. Na stole już czeka kolacja. Stół ozdobiony jest białym obrusem z czerwonym podszyciem, na nim piękna biała zastawa. Jane klęczy na jednym z krzeseł i układa sztućce. Kiedy nas zauważają, rozpromieniają się.
- Bleee...- rzuca nagle Jane. - To zielone jest niedobre!
- Jane, nie wybrzydzaj. - strofuje ją Connor.
- Skarbie, jeśli zjesz wszystko będziesz mogła wybrać zabawę, w którą pobawimy się jutro. Wszyscy razem, hm? Dodatkowo wybierzesz bajkę, którą wam dzisiaj przeczytam na dobranoc. - młodsza z córek Connora łapie za widelec, nawija makaron i zjada.
- Mmm... Całkiem pysne.
Uśmiecham się triumfalnie do Connora. On tylko uśmiecha się delikatnie w geście podziękowania. Jemy opowiadając jak nam minął dzień. Kiedy kończymy wkładam naczynia do zlewu i mówię:
- Kto ostatni w sypialni zmywa jutro naczynia po śniadaniu.
Razem z dziewczynkami ruszamy biegiem do pomieszczenia. Connor stoi zaskoczony.
- Aha, czyli mnie też się to tyczyło? - śmieje się zadając pytanie retoryczne. - Kurcze, ale dałem się wrobić.
Gdy dziewczyny wreszcie zasypiają wychodzimy z Connorem na werandę, gdzie pijemy wino i rozkoszujemy się cudownym urokiem tego miejsca. Potem rozchodzimy się do siebie, gdzie w zaciszu domu mogę opracować swój plan. Włączam laptop, odnajduję jeden z najlepszych portali randkowych, zakładam Connorowi profil. Piszę kilka zdań o nim. Dodaję zdjęcie, które dziewczynki zrobiły mu moim telefonem, po czym opuszczam stronę. Wystarczy czekać do rana, a jestem pewna, że pojawi się kilka kandydatek.
Rano budzą się dziewczyny. Znów loguję się na portalu, po czym ukazuje mi się długa lista kandydatek. Wybieramy Lucy Kinley. Opisuje się jako spokojna, dobra osoba, która pragnie w życiu stabilizacji. Ma trzydzieści lat, lubi książki i komedie romantyczne. Bezdzietna, pracuje w jakiejś korporacji. Jest naprawdę piękną kobietą. Ma krótkie brązowe włosy i oczy tego samego koloru. Gdy dziewczęta wychodzą za zewnątrz po obfitym śniadaniu pokazuję Lucy Connorowi. Nie mówi nic. Opowiadam mu o rozmowie ze starszą córką, wtedy niechętnie, ale mówi, że spotka się z Lucy. Na tym etapie kończę swoje działania, teraz wszystko w jego rękach.
Tydzień mija tak szybko. Nie mam w ogóle ochoty by wrócić do domu. Przyjaciel parkuje auto przed moim domem. Wyjmuje walizkę, po czym zanosi pod drzwi. Chwilę stoi i mi się przygląda.
- Dziękuję. To było miłe, że... no wiesz... - dotyka karku, denerwuje się. - Kelly i Jane mogły trochę z tobą pobyć. Naprawdę bardzo cię lubią.
- A ja lubię je. Są urocze.
- Tato! Jane znów rzuca dinozaurem!
- Już biegnę. - śmieje się. - Ja uciekam, bo w końcu ten dinozaur bardzo ucierpi. - całuje mnie w policzek po czym znika w aucie. Odjeżdża.
Po chwili drzwi się otwierają i staje w nich Max! Ściskam mocno mojego brata. Tak długo go nie widziałam. Zabiera mój bagaż i wchodzi do domu.
- Co ty tu robisz? Od jak dawna tu jesteś? Gdzie Jordan?
- Sis, powoli. - śmieje się. - Jestem tu od dzisiaj, przyjechałem zobaczyć co u ciebie, nic się nie odzywałaś. Jordan poszedł gdzieś z twoim chłopakiem.
- Poznałeś Drew?
- Tak, ale sądzę, że to nie jest facet dla ciebie, Al.
- Max, daj spokój. Jest uroczy, miły i zależy mu na mnie.
- Ciekawe jak długo. - mruczy. - No, ale dobra to twoje życie, twoje decyzje, ale nie chcę potem mówić, że miałem rację.
- Nie będziesz musiał tego mówić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top