15. Connor
- Tato! Kiedy psyjdzie do nas Alice? Chcę zeby psecytała mi bajkę. - mówi Jane, zasypiając.
- Jane, skarbie Alice nie będzie Ci non stop czytać, ale ja będę to robił z miłą chęcią.
- Tato, weź... Ty nie umies. - zakrywa twarz dłonią. Nie potrafię pohamować śmiechu. - Tylko mama tak potlafiła cytać. No i teraz Alice.
- Dzięki, że obrzucasz swojego ojca takimi oszczerstwami.
- Co to są te ostel... Coś tam?
- Jutro ci to wyjaśnię, a teraz naprawdę córcia, musisz iść spać.
- Ale tato...
- Jesteś już śpiąca, dobranoc.
- Ehhh. - wzdycha. - Doblanoc.
Leżę obok niej jeszcze chwilę, a gdy jestem pewien, że zasnęła wracam do kuchni, by dokończyć dokumenty. Jest ich tyle, że połowę odkładam na jutrzejszy dzień.
We wtorek po południu jedziemy do knajpy, w której pracuje Alice, cieszy się na nasz widok. Obiecuje przyjechać jak najszybciej. Zamawiamy coś do jedzenia. Obsługuje nas druga kelnerka - Sally, nie ma plakietki, ale od razu, gdy pojawia się przy stoliku się przedstawia. Wygląda na ponad trzydzieści pięć lat. Ma na sobie ten sam strój co Al. Kiedy wracamy do domu Jane pierwsze co robi to wbiega, rzuca buty pod bok i biegnie prosto do pokoju. Wołam, żeby zeszła i umyła dłonie. Ona odkrzykuje, że nie ma czasu, bo musi posprzątać zanim pojawi się Alice.
- Tato, ona naprawdę ją polubiła. - mówi Kelly i dłubie w paznokciach.
- To chyba dobrze, w końcu Alice pisze książkę o naszej rodzinie.
- Wydaje mi się, że ona myśli, że ty i Alice... Że Alice może zastąpić nam mamę.
- Wyjaśnię jej to potem. A ty lubisz Alice?
- Tak trochę. Robi dobre naleśniki i potrafi podkładać głosy do bajek, ja już z tego wyrosłam, ale Jane to uwielbia. Ale nic o niej nie wiem, może warto jej zaufać.
- To fajna, miła kobieta i na pewno można jej zaufać Kel.
Pół godziny później w naszym domu pojawia się pisarka. Ma na sobie czarną bluzkę i czarne spodnie. Kładzie laptop na stoliku w salonie, obok swój czerwony notatnik, telefon oraz kluczyki od auta. Jane, gdy tylko słyszy jej głos zabiera ją do pokoju. W tym samym czasie prosi mnie o przeczytanie tego co napisała i wstawienie ewentualnych poprawek. Problem polega na tym, że tutaj nie ma się absolutnie do czego przyczepić. Wszystko jest spójne i takie prawdziwe. Brakuje tylko rodziców Anne, ale to już niebawem. Kiedy wraca mówię jej co myślę o początku książki. Ona uskarża się na ogrom pracy i brak możliwości wyjazdu do teściów. Przekładamy wyjazd na najbliższy możliwy termin.
- Więc ci się podoba? - pyta mnie.
- Tak, to jest świetne. Mam tylko pytanie co do zakończenia książki.
- Pytaj.
- Jaki będzie jej koniec?
- Zakończę ją na śmierci Anne.
Czyta Jane i Kelly bajki po czym wychodzi. Cisza. Cisza. Cisza. Kiedy Anne żyła ten dom zawsze był pełen ludzi, zawsze było w nim pełno życia. Teraz jest podobnie, ale to nie to samo. Niczego tu nie zmieniłem od jej śmierci. Meble stoją tak jak stały, ściany mają taki sam kolor, w ramkach nadal są zdjęcia ze ślubu, zaręczyn czy choćby narodzin dziewczynek. Wiem, że powinienem coś zmienić, ale coś w głębi mnie nie pozwala mi tego zrobić. Biorę szybki prysznic i idę do sypialni, gdzie zasypiam na dużym łóżku.
U szczytu schodów widzę kobietę odwróconą do mnie tyłem. Ma na sobie białą suknię na cienkich ramiączkach. Jej włosy są ciasno spięte w kok. Gdy się odwraca, odkrywam dobrze znajomą mi twarz. Anne. Ma idealny makijaż podkreślający kolor jej oczu. Czerwone usta dodają seksapilu. Na szyi ma naszyjnik, który dałem jej na czwartą rocznicę ślubu. Powoli schodzi. Uśmiecha się do mnie szeroko. To moja Anne. Staje przede mną, głaska po policzku i całuje.
- Kochanie, wyglądasz na bardzo zmęczonego, ale wiedz, że jestem z ciebie dumna. Pomimo tylu trudności wychowujesz Jane i Kelly na cudowne dziewczyny. Nie minęło według ciebie dużo czasu od mojej śmierci, ale minęło go zbyt wiele. Nie możesz ciągle być sam, a ja z miłą chęcią będę patrzyła na kobietę, która znów nada twojemu życiu barw. Niebawem spostrzeżesz, że pojawi kobieta, dla której stracisz głowę, tak jak kiedyś dla mnie. Kiedy zobaczysz łódź, będziesz wiedział, że to ta kobieta. Pamiętaj łódź! To ona pomoże ci wskrzesić w tobie znów uczucie miłości. Kocham cię. Łódź!
Nagle wszystko znika. Nie ma jej już przede mną. Kiedy odwracam głowę w lewo widzę jej ciało. Spod czarnych, kręconych włosów wypływa krew. Ma zamknięte oczy. Jest cała blada, gdy jej dotykam czuję bijący od niej chłód. Jej piękna biała sukienka pokryta jest krwią.
- Anne! Anne! - krzyczę szarpiąc ją za ramiona. - Nie mogę stracić cię po raz drugi! Anne, obudź się!
Podrywam się na łóżku, pot leje mi się z czoła. Nie wiem co mam robić, jestem w kompletnej rozsypce. Wstaję i biegnę do szczytu schodów. Nie ma już śladu jej krwi czy potłuczonego wazonu. Wracam do sypialni i wybieram numer mojej siostry. Ona nie odbiera, więc kolejną osobą, z którą mógłbym pogadać jest Alice. Czekam, spoglądam na zegarek. 5:12. Odbiera po dwóch sygnałach.
- Hej. - mówi. Dziwi mnie to, że jej głos nie jest zaspany.
- Przepraszam, że cię obudziłem, bo pewnie spałaś.
- Nie, nie mogłam spać, postanowiłam popracować. Coś się stało?
- Nie. Tak. Mogłabyś do mnie przyjechać?
- Tak, pewnie. Będę za piętnaście minut.
Wstaję, biorę prysznic, ubieram się i na roztrzęsionych nogach wchodzę do kuchni, gdzie siedzę do przyjazdu kobiety. Wchodzi ubrana w leginsy, koszulkę i bluzę. Cały czarny zestaw.
- Co się stało? Jesteś cały blady.
- Śniła mi się Anne. Chcesz kawy? - filiżanka wypada mi z ręki. Chcę ją posprzątać, ale mnie powstrzymuje.
- Daj ja ją zrobię, ty usiądź i opowiedz mi dokładnie o wszystkim.
- Stała na schodach w białej sukni. Wyglądała pięknie jak zawsze. Potem zaczęła mnie wychwalać, że dobrze wychowuję dziewczynki, namawiała mnie do znalezienia sobie kogoś. Powiedziała o jakimś znaku, ale nie pamiętam co to było. Samolot. Nie. Chyba róża. Sam nie wiem. Jeśli zobaczę to u danej dziewczyny to jest właśnie tą jedyną. A to co stało się potem... Znów widziałem jej śmierć. To jak leży we własnej krwi, to jak tłucze się jej ulubiony wazon, to jak umarła. - podchodzi i mnie przytula. To miłe mieć oparcie w prawie obcej, ale tak bliskiej osobie. - Musiałem się komuś wygadać, a Stella nie odbierała. Przepraszam, że ci przerwałem pracę.
- Connor nic się nie stało. Pamiętaj, żeby dzwonić do mnie o każdej porze dnia i nocy jeśli będzie taka potrzeba. I się nie przejmuj tym czy mi w czymś przeszkodziłeś, to nie ważne.
- Dobra, zapamiętam. - uśmiecham się do niej.
Początkowo jestem zdruzgotany. Czuję się tak jakby Anne zmarła dosłownie przed chwilą. Jednak z każdą chwilą, w której Alice jest przy mnie dociera do mnie, że to było dawno. Zdaję sobie sprawę też z tego, że mimo iż straciłem bezpowrotnie żonę to zyskałem przyjaciółkę.
***
Hej, hej misie!!! Chciałabym życzyć Wam wszystkiego dobrego w nowym roku!!!
Mam nadzieję także, że książka się podoba... do kolejnego rozdziału kochani :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top