Rozdział XXV

Właśnie wkładałam ostatnią książkę do plecaka, gdy drzwi ~Były tu cały czas rozumiecie?! Za tapetą! Jaki ze mnie debil, że o tym nie pomyślałam... ~otworzyły się z hukiem. Nie musiałam się odwracać. Wiedziałam kto to. Loki przewidział, że się tu zjawi.

-Informacje szybko się rozchodzą. -uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie tego cytatu i odwróciłam.

-Dlaczego nas zdradziłaś? -zapytał sucho Thor.

-Co ci powiedział?

-Kate. Nie igraj ze mną. Co ci obiecał? Jakie bogactwa ci zaproponował, byś z nim uciekła?

-Nic mi nie zaproponował. Nawet się nie zapytał. Porwał mnie, ale dla mojego dobra.

-O czym ty mówisz? -na korytarzu słychać było kroki. ~Oho! Gwardia królewska nadciąga.

-To nie ja jestem zdrajczynią Thorze! Rogers nim jest!

-Książę, znaleźliśmy go. -powiedział wysoki mężczyzna w zbroi.

Do pokoju wszedł Loki trzymany przez dwójkę żołnierzy. Miał podbite oko i rozcięcie na policzku. Popatrzył na mnie smutnym wzrokiem.

-Zostawcie go. -wycedziłam.

-Katherine, dopuściłaś się zdrady. Zostaniesz poddana osądowi Wszechojca.

-W twoich snach! ~Moce aktywacja! O tak! Nie mają szans!

-Kate nie! -krzyknął Loki i wyrwał się do przodu. Zrobił to tak niespodziewanie, że wyszarpnął się żołnierzom i ustał przy mnie.

-Poddajcie się! Nie macie wyboru! -spojrzałam wymownie na Lokiego. Ten powiedział do mnie w myślach: ~Mam plan. Zaufaj mi. Kiwnęłam w głową.

-Poddajemy się. -powiedział.

Zakuli nas i poprowadzili przez labirynt korytarzy, aż do wielkiej złotej sali. Na jej końcu, w samym środku stał tron. Taki sam, jaki widziałam w wizji. Tyle że teraz siedział na nim Odyn. Popatrzyłam się mu w oczy. Podobno, gdy ktoś zbyt długo wpatruje się monarsze w oczy, obraża jego majestat. I dobrze. Niech wie, że go nie szanuje i mam gdzieś jego osądy.

-Ojcze przyprowadziłem pod twój osąd mojego brata i twojego syna: Lokiego, wraz z moją znajomą, a jego... -popatrzył na nas dziwnym wzrokiem- wspólniczką Katherine Fate. Oboje dopuścili się zdrady.

-Czy to ty jesteś tą, która miała wizje? -zwrócił się do mnie Odyn.

-Tak.

-Byłabyś cenna na moim dworze. Proponuje ci przymierze w zamian za odpuszczenie win.

-A co z Lokim?

-Pójdzie na stracenie. Czego ode mnie oczekujesz, dziecko? To co ci proponują jest niezwykłym miłosierdziem z mojej strony.

-Nie. Nie przystanę na twą propozycję Odynie.

-Boję się, że jesteście w sytuacji bez wyjścia. -powiedział srogo.

-Nie powiedziałbym... ~Przygotuj się. Dodał Loki.

W tym momencie poczułam jak czyjaś dłoń chwyta mój nadgarstek i ciągnie. Nie opierałam się, jednak przez ten krótki moment przeszło mi przez myśl kilkadziesiąt pytań. Co jest? - brzmiało jedno z nich.

-Dzięki Stephen! W samą porę! -powiedział Loki i zdjął sobie kajdanki za pomocą magii.

-Nie ma za co. Widzę, że nieźle dostałeś. Nie obyło się bez bójki, co? -powiedział mężczyzna w czerwonej pelerynie.

-Znasz mnie...

-Przepraszam, że wam  przerwę, ale: co się tu dzieje?! -wtrąciłam się.

-Oh, Kate. Wezwałem tylko małą pomoc. To jest Stephen Strange, jeden z najbardziej uzdolnionych magików na Midgardzie i mój dobry przyjaciel. Doktorze to jest Kate, ma niezwykły talent i jest moją...

-Dziewczyną. -wcięłam się i podałam rękę mężczyźnie.- Miło mi pana poznać.

-Przyjemność po mojej stronie. -uścisnął moją dłoń. Jego ręce drżały, mogłam zobaczyć na nich małe szwy.- Loki nie ma wielu przyjaciół, a co dopiero dziewczyn.

-Jak widać mi przypadł ten obowiązek niańczenia go.

-W końcu ktoś mnie zastąpi! -zakrzyknął uradowany i podniósł ręce w geście zwycięstwa. Chyba się polubimy.

-Jeżeli już skończyliście dyskutować na mój temat, to czy ktoś mógłby zająć się moim okiem?

-Z przyjemnością. -powiedział Doktor.

------------------------------------------------------------------------------------------------

Okay... Najpierw Hydra Cap, a teraz to?! Co się tu dzieje xD

Został nam mały epilog, na który zapraszam już jutro :)

Czuje niemałą ekscytację z powodu zakończenia książki, ale to już tak na marginesie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top