Rozdział XIX

Obudził mnie zapach miodu i lekki powiew wiatru. Oraz jego głos:

-Wstawaj śpiąca królewno. Już późno.

-Hmmmm? -powoli wybudzałam się z amoku.

-Przyniosłem ci śniadanie.

-Ah, to ty. -przypomniałam sobie co się dzieje i gdzie jestem. Znaczy: gdzie nie jestem, bo mości książę wciąż nie wyjawił mi sekretu jakim jest nasze położenie.

-Nie gniewaj się. -położył tacę na stoliczku obok łóżka.- Chcę cię chronić. -chciał musnąć mój policzek ale się odsunęłam.

-I wykorzystać, by zdobyć władzę.

-Sama mi to zaproponujesz.

-W twoich snach!

-Dlaczego taka jesteś?

-Taka czyli jaka? Co ci znowu nie pasuje?

-Jesteś opryskliwa! Myślałem, że będziesz inna!

-Och, przepraszam że nie spełniam twoim oczekiwań, ale przypominam że mnie uprowadziłeś!

-Uratowałem cię!

-Nazwij to sobie jak chcesz. Trzymasz mnie w zamknięciu.

-Zamknięciu?

-Tak. Jedyne drzwi prowadzą do łazienki, a trasa łazienka - pokój nie jest zbyt atrakcyjna.

-Ach tak?

-Dokładnie!

-Ubieraj się! Idziemy!

-Nigdzie nie idę!

-Kobiety... -wywrócił oczami- Jak sobie chcesz...

-Nie, czekaj! Zmieniłam zdanie! Idę. Tylko...

-Tylko co?

-Muszę się ubrać.

-Będę za pół godziny. Zjedz coś.

-Ta...

Zniknął. Przynajmniej gdzieś wyjdę. Wyczarowałam suknię i zjadłam śniadanie. Nie było takie złe. Chyba go nie nafaszerował trucizną co?

Zjawił się z dziwnym uśmiechem na twarzy.

-Gotowa? -przyglądał mi się.

-Jasne.

-Złap mnie za ramię. -polecił.

Wykonałam jego polecenie i w mgnieniu oka znaleźliśmy się na wielkim placu. Dookoła walały się kamienie i wgniecione zbroje, a w bruku były dziury.

-Gdzie jesteśmy? -zapytałam.

-To stary plac ćwiczebny. Dawno nie używany. Tu nikt nas nie powinien znaleźć.

-A co my tu tak właściwie robimy?

-Co powiesz na mały trening?

-Okazji skopania twojego tyłka nigdy bym nie przegapiła.

-To się jeszcze okaże.

Ustaliśmy w pewniej odległości od siebie. Jego dłonie spowijała niebieska łuna. Moje zaś zielona. Zaczęliśmy krążyć.

Nie śpieszył się. Ja zaś byłam dość niecierpliwa. Pierwsza posłałam kulkę w jego stronę. Z łatwością ją przechwycił i przekierował w moją stronę. Uskoczyłam w bok. Tam gdzie uderzyła była teraz sporych rozmiarów dziura. Popatrzyłam się w stronę mojego rywala. Wzruszył ramionami i zaatakował lodowymi włóczniami. Włączyłam tarczę w ostatnim momencie. Szybko wymyśliłam kontratak. Przeturlałam się kawałek w stronę gdzie było najbliższe skupisko kamieni. Podniosłam kilka dzięki magi i rzuciłam w stronę Lokiego.

-Tylko tyle? Myślałem, że jesteś sprytniejsza. -zaczął podchodzić.

Rzucałam byle jak, ponieważ skupiałam się na niewielkiej kałuży po drugiej stronie placu. Z wody zrobiłam węża, który teraz wił się w stronę Lokiego.

-Czyżby zabrakło ci amunicji? -Loki stał niebezpiecznie blisko mnie.

-Niekoniecznie. -uśmiechnęłam się i odsunęłam na krok.

W jednej chwili Książę Asgardu leżał u mych stup ze związanymi nogami.

-Coś nie tak? -schyliłam się.

-Osz ty! Podstępem? Podstępem?! Nie ładnie. -zmienił węża w ptaka, który odleciał w stronę dziury i tam się rozpadł, ponownie zapełniając wyrwę.- Muszę przyznać : dobra robota.

-Wiem. -uśmiechnęłam się.

-Wracamy?

-Wolała bym jeszcze tu zostać.

-Muszę gdzieś iść. Co powiesz na to, żebym potem po ciebie przyszedł?

-Zgoda.

-Trzymaj się. -złapałam go za rękę i w jednej chwili staliśmy w mojej komnacie.

-Potem przyjdę.

-Loki?

-Tak, Kate?

-Dzięki.

-Do usług. -powiedział i zniknął.

~Nie masz za co mu dziękować... ~Przynajmniej mnie wysłuchał. ~Ta...

Sięgnęłam po jabłko i książkę o Asgardzie, była ona taka sama jaką dostałam od Thora

Zaczęłam rozdział o rodzinie królewskiej, który zaczynał się oczywiście od króla - Odyna.

Nie żebym coś do niego miała, ale już na pierwszy rzut oka było widać, że do przyjacielskich to on nie należy. Z tego co wyczytałam jest wszechwiedzący. ~Ta... to dla czego wciąż nas nie znalazł? ~Był bardzo mądry, ale także niezwykle surowy. Dzięki krukom -Huginowi i Muginowi- zbierał informacje ze wszystkich 9 krain. Sprytnie, nie powiem. Przeczytałam o Thorze (kilka akapitów, bo aż tak nie interesowała mnie jego osoba). W końcu znalazłam się na królowej. Frigga ponoć umie posługiwać się magią. Ciekawe, czy to ona uczyła Lokiego. Nie było o niej zbyt dużo, ale po przeczytaniu tego mogłam stwierdzić jedno: była o wiele cieplejsza niż Odyn. Jak mogła się z nim związać? To kompletne przeciwieństwa!

Po moich przemyśleniach zaczęłam chyba najkrótszy ze wszystkich rozdział o Lokim. Wyczytałam, że jest zdrajcą, Lodowym Olbrzymem oraz potężnym magiem. Jest adoptowanym synem Odyna. Pisali o nim same złe rzeczy.

Był bezwzględnym mordercą, więc czemu mam wrażenie że wcale nie jest psychopatycznym księciem szukającym rozpaczliwie krwawej zemsty? Zaczęłam nad tym myśleć i doszłam do takiego wniosku jak kiedyś: może w pewien sposób jesteśmy podobni? W oku zakręciła mi się łza, którą starałam się powstrzymać. Niestety bezskutecznie. Popłynęła po moim policzku, a za nią następna.

Jak na zawołanie, dokładnie wtedy pojawił się Loki. Starałam się opanować nim mnie zobaczy. Wsadziłam głowę w poduszkę. Może pomyśli, że śpię?

-Wiem, że nie śpisz Kate... -Cholera!

-Tak właściwie to przysypiałam. -odwróciłam głowę do ściany.

-Co czytasz? -Loki podszedł do łóżka. Usłyszałam ciche westchnienie.

-To prawda? -Zapytałam nie odwracając się.

-Tak. -Nie skłamał. Czułam to.

-Loki... -dopiero teraz spojrzałam w jego stronę.

-Nic nie mów... -przerwał mi i podniósł na mnie wzrok.- Kate, płakałaś? -Czyżby lekko się uśmiechnął?

-Nie, ja tylko... -usiadł obok mnie na łóżku.

-Przepraszam. -powiedział, a ja zrobiłam zdziwioną minę- Przeze mnie płakałaś.

-Po prostu... ty i ja jesteśmy tacy podobni.

-Czyżby?

-Tak. To znaczy... dla mojej matki nigdy nie byłam wystarczająco dobra. Jej pochwały były suche, nic nie warte, wymuszone. Rozumiem cię. -kolejne łzy zaświeciły w moich oczach.

-Kate... mieliśmy iść potrenować, ale skoro nie jesteś w najlepszej formie -przysunął się kawałek w moją stronę- co powiesz na spacer?

-Chętnie. -uśmiechnęłam się. Chciałam wytrzeć łzy, ale Loki mnie uprzedził. Delikatnie przetarł dłonią moje policzki i także się uśmiechnął. Podał mi rękę i zapytał:

-Będziesz musiała mi pomóc. Ogrody są strzeżone przez pole ochronne, więc nie będziemy mogli się tam teleportować, ale nie martw się. Wymyśliłem coś. Staniemy się niewidzialni i w ten sposób wejdziemy tam omijając strażników. To jak? Pomożesz?

-Pewnie. -złapałam go za dłoń, a on nas teleportował.

Staliśmy teraz za jakąś kolumną.

-Dobra, wystarczy że ominiemy tych na korytarzu oraz przy wejściu i już będziemy na miejscu. Znasz czar?

-Tak.

Rzuciliśmy zaklęcie i ruszyliśmy w stronę celu. Ominęliśmy dwóch wartowników na korytarzu i jednego przy bramie prowadzącej do królewskich ogrodów. Przeszliśmy szklanym korytarzem i zrzuciliśmy zaklęcie.

-Dobra robota. -powiedział Loki, gdy już byliśmy na tyle daleko, by nikt nas nie usłyszał.

-Dzięki.

-Chodź, pokaże ci kilka ładnych miejsc. -Podał mi ramię, które przyjęłam i zaczęliśmy spacerować powolnym krokiem.

Słońce powoli zachodziło, a nad trawą unosiła się lekka mgła. Było ciepło jak na tę porę dnia. Podziwiałam różnorodne rośliny. Niektóre widziałam na Ziemi, ale niektóre były mi całkiem obce. O tych, których nie spotkam na Midgardzie Loki mi opowiadał.

-O, a ten? -Wskazałam na fioletowy kwiat.

-Suszy się go i robi różnego rodzaju wywary i herbaty albo dodaje do eliksirów. -Zawsze mówił z uśmiechem. Cierpliwie odpowiadał na wszystkie moje pytania.

Powoli zbliżaliśmy się w stronę fontanny.

Obmyłam w niej dłonie i twarz, co mnie trochę orzeźwiło. Podczas gdy ja się chłodziłam Loki zabawiał się wodą. Wyglądało jakby robił to z nudów, ale ja widziałam jak raz po raz dyskretnie zerka w moją stronę, by upewnić się że patrzę.

-Nauczysz mnie? -Jego cel został osiągnięty. Zobaczyłam lekki uśmiech na jego twarzy.

-Pewnie. Znam nawet idealne miejsce.

Znowu zaczęliśmy iść. Po paru minutach rozmowy doszliśmy do wodospadu.

-To tutaj? -Zapytałam.

-Już blisko. Chciałbym żebyś go zapamiętała.

-Dlaczego?

-Kiedyś ci pokaże. -uśmiechnął się tajemniczo i ruszył przed siebie.

Nie przeszliśmy 300 metrów i już byliśmy nad jeziorem. Loki wskazał altankę, w której stronę się udaliśmy.

Było tu przepięknie. Czułam się jak na końcu świata. Tu nikt nie mógł mnie skrzywdzić. Nikt mnie nie mógł znaleźć. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w szum wiatru... który przerwał plusk.

-Idziesz? -najpierw zobaczyłam szatę Lokiego obok siebie, a potem jej właściciela do połowy rozebranego ~Oczywiście tej górnej połowy! ~po kolana w wodzie. Wzruszyłam ramionami, podgięłam suknię i weszłam do - o dziwo ciepłej - wody.

Nie musiał mi pokazywać podstaw, bo je znałam. Ten wąż sam się nie wyczarował! Pokazał mi różnego rodzaju wiry i kule. Czarowanie wodą było uspokajające.

-Bardzo dobrze. -pochwalił mnie bo skupiłam w swojej dłoni (nie powiem: dość spory) wir wodny- Co powiesz na jeszcze jedną sztuczkę?

Kiwnęłam potakująco głową. Loki obrócił mnie dookoła, tak że znalazł się za moimi plecami. Wziął moje ręce w swoje i zaczął wykonywać serię płynnych ruchów. Czułam jego oddech na plecach. Był bardzo blisko. Może zbyt blisko? ~Nieeeeeeee... ~Na wodzie coś zaczęło się dziać. Puścił mnie bym mogła się temu przyjrzeć, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo po chwili wszelkie wiry i bąbelki znikły, a jedyne co przez ten "suchy" ułamek sekundy mogłam zobaczyć to ogromna kula wody wyskakująca z jeziora.

Jak zapewne się domyślacie kula była adresowana do mnie -oczywiście trafiła do odbiorcy- zaś jej nadawcą był Loki.

Przeczesałam włosy i odwróciłam się zła ~i mokra.

-Loki!

-Czy coś się stało? Oh, Kate! Jesteś cała mokra! -z trudem powstrzymywał falę śmiechu.

Zrobiłam szybki ruch dłońmi i teraz on także był mokry.

-Osz ty! -uśmiechnął się i polał mnie wodą. Zrobiłam to samo i tak zaczęła się wojna.

Skończyliśmy rozejmem. Gdy wychodziliśmy z jeziora było już ciemno. W wodzie tego tak nie odczuwałam, ale zrobiło się także zimno. Usiadłam na ławce nad brzegiem i objęłam się rękoma. Loki był Lodowym Olbrzymem, więc z wiadomych powodów nie było mu zimno.

Zaczęłam szczękać zębami. To nie był dobry znak. Przemarzłam, a na dodatek jak na złość zaczął wiać zimny wiatr. Spojrzałam nad jezioro. Zobaczyłam księżyc. Ale nie taki ziemski. Ten był inny: magiczny.

Gdyby nie przejmujący chłód mogłabym tu zostać. Poczułam jego dłonie na czole.

-Jesteś rozpalona.

-Dziwne, bo czuję się jak sopel lodu.

-Wracajmy, bo się przemrozisz.

Chciałam już rzucić nieprzyjemny komentarz przez kogo tak jest, ale w tej chwili Loki ubrał mnie w swoją szatę.

-Trochę za duża. -stwierdził i uśmiechnął się.- Chodź.

Złapał mnie za rękę i przyciągnął go siebie. Nie byłam w stanie się przeciwstawić. Byłam zbyt zmęczona i zziębnięta. Co chwila się potykałam. Walka mnie wyczerpała. Gdy w pewnym momencie nie złapałam równowagi i upadłam na ziemię, Loki wziął mnie na ręce i niósł aż do korytarza. Rzucił zaklęcie i ponownie mnie podniósł.

Ostatnie co pamiętam to moja głowa opadająca na jego klatkę piersiową i wsłuchiwanie się w ciche bicie jego serca.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top