Rozdział XI
Obudził mnie ciepły wietrzyk. Otworzyłam oczy. Pierwsze co zobaczyłam to starą księgę. Wstałam i się przeciągnęłam. Przywykłam do takich warunków. Pomyśle nad spaniem na dachu. Nie jest tak źle. Chwila! Która godzina? Wzięłam księgę pod pachę i weszłam do salonu.
Gdy tylko przekroczyłam próg zobaczyłam Clinta biegnącego w stronę barku.
-Dzień dobry. Czego szukasz? -zapytałam.
-Nie teraz Kate! Szukamy Kate! -pobiegł w stronę barku i zanurkował pod blat. Nie minęła sekunda a się stamtąd wychylił.- Kate! Tu jesteś! Gdzie byłaś? Wiesz jak się martwiliśmy? Ej! Ludzie! Znalazłem ją! -krzyknął na cały budynek.
-Kate! Nigdy mi tak nie rób, zrozumiałaś? -pierwszy podbiegł Steve i mocno mnie przytulił. Widać było, że jest spięty.
-Spokojnie.
-Gdzie byłaś? -zapytał się Tony, który właśnie wyszedł z windy.
-Na tym wielkim balkonie do imprez. Wczoraj tam ćwiczyłam zaklęcia -pokazałam książkę- i chyba za mocno się odprężyłam przy medytacji.
-Ważne, że się znalazłaś. -powiedział Thor.
-Czy nikt z was gamonie nie wpadł na pomysł by tam jej poszukać? -zapytała Wdowa. Odpowiedział jej pomruk zmieszania i wzruszenia ramion.
-Skoro wszyscy jesteśmy już w komplecie to może jakieś śniadanko? Przy okazji lepiej się poznamy. -zaproponował Tony.
-Pewnie! Umieram z głodu! Zaraz przyjdę tylko odłożę książkę. -powiedziałam i pobiegłam do swojego pokoju.
Odłożyłam ją do reszty książek i zbiegłam na dół. Thor i Steve jedli płatki z jogurtem zawzięcie o czymś dyskutując, Wdowa zajadała kanapki, Bruce kończył jeść owsiankę, Clint polewał czymś naleśniki, a Tony oparty o blat popijał whiskey z lodem. Otworzyłam lodówkę, wzięłam 4 jajka, masło, szczypiorek i szynkę. W półce znalazłam także chleb. Włączyłam płytę indukcyjną i postawiłam na niej patelnię. Rozpuściłam masło i wbiłam jajka. Gdy się trochę podpiekły wrzuciłam je na talerz, dodałam szczypiorku i trochę posiekanej szynki. Nalałam sobie skoku pomarańczowego i wzięłam 2 kromki chleba. Usiadłam razem z całą ekipą przy stole i wspólnie jedliśmy.
Panowała cisza, póki nie zagłuszył jej Tony.
-No to może bardziej się poznamy? Kate mnie już znasz...
-Lepiej niż bym chciała...
-Steva zresztą też, Thora też już poznałaś, z Clintem trenowałaś, więc wychodzi na to, że nie znasz Zielonego i Rudej.
-Wiem kim kim jest ten twój "zielony". -spojrzałam na dotychczas małomównego Bruca- Doktorze Banner czytałam pańskie prace po powrocie do rzeczywistości. Są naprawdę świetne!
-Dziękuję, to miłe. Staram się jak mogę. -lekko się uśmiechnął.
-Więc wychodzi na to, że jedyną osobą której nie znasz jest... -Tony zaczął jeździć palcem po towarzystwie i zatrzymał się na Wdowie.- Tasza!
-Co tu dużo opowiadać: Natasha Romanoff, pochodzę z Rosji, pracują w Tarczy.
-I jest zawodowym łamaczem karków. -wtrącił Barton.- Jest jedną z lepszych agentek! Powinnaś widzieć ją w Budapeszcie!
-Clint zamknij się! -skarciła go.
-No już nie bądź taka skryta! Kate teraz z nami mieszka. Prędzej czy później dowie się tego czy owego o nas. -kontynuował Hawkeye.
-Może ty nam coś o sobie opowiesz Kate? -zaczął Thor.
-Skoro chcecie. Moja matka pracowała dla Hydry, ojca nie znam, w tajnej bazie spędziłam praktycznie całe swoje życie szkolona na najlepszą broń jaka powstała do tej pory. Byłam operowana, dzięki czemu zyskałam moje moce i wewnętrzny głos. Żyłam w samotności i odizolowaniu póki nie pojawił się przyjaciel Steva -spojrzałam w jego stronę- Bucky. Zaprzyjaźniliśmy się od pierwszego dnia jego przybycia. Resztę pewnie znacie: odbicie nas, śmierć Bucka, napad na bazę Hydry i oczywiście długi sen. To chyba wszystko.
-Wow. To było smutne i... -zaczął Bruce ale nie dokończył. Zamiast tego spojrzał na Starka.
Oczy wszystkich patrzyły raz na mnie raz na Tonego. O co chodzi? Nagle uświadomiłam sobie, że jajecznica którą zrobiłam jest jedzona przez pana Starka.
-EJ!
-Nie mogłem się powstrzymać! Świetna! Naprawdę! Thor spróbuj. -podsunął mu talerz.
-Myhym... naprawdę wyśmienita. -Clint zabrał mu talerz sprzed nosa i najpierw dał trochę Nataszy a potem wziął trochę sobie.
-Smaczna. -przytaknęła Romanoff.
-Smaczna? Pycha!
-Nie ładnie tak komuś zabierać jedzenie! -Steve przysunął mi talerz.
-Dziękuję! Chociaż jedyny uprzejmy człowiek! -i w tym momencie widelec Rogersa zanurzył się w jajecznicy jaka została, przejął jej część i wylądował w jego ustach.
-Przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać. -mruknął przeżuwając.
Dojadłam resztkę pilnując, by trafiła tylko i wyłącznie do mojego żołądka. Zmyłam po sobie talerz i udałam się do mojego pokoju. Zanim weszłam usłyszałam Wdowę.
-Za godzinę trening! Przyjdę po ciebie i pokarzę gdzie trenujemy!
Tą godzinę poświęciłam na czytanie książki o Asgardzie. Dowiedziałam się między innymi: jak działa i wygląda oraz do czego służy bifrost, rozmieszczenie budynków w Asgardzie oraz jaka jest rola Odyna jako Wszechojca.
Spojrzałam na zegarek: miałam jeszcze jakieś 15 minut. Przebrałam się i związałam włosy. W trakcie tej drugiej czynności usłyszałam pukanie.
-Proszę! -krzyknęłam.
-Gotowa? Pokarzę ci gdzie trenuję lub raczej: gdzie będziemy trenowały.
-Chodźmy.
Zjechałyśmy na 12 pięto. Znajdowała się tam wielka sala gimnastyczna!
-To może najpierw rozgrzewka? Pół godziny biegu.
Weszłyśmy na bieżnie i tak jak było w planie: biegałyśmy pół godziny. Potem zaczęłyśmy sparing. Byłam niezła. Kilka razy udało mi się ją pokonać. Tasza jednak była lepsza. ~To tylko dla tego, że spałyśmy kilka dekad pod pokrywą lodu! ~Pod koniec nauczyła mnie kilku sztuczek, które często sama stosuje. Za to na koniec rozciągałyśmy się. W tym była na pewno lepsza ode mnie! Powiedziała, że kiedyś trenowała balet. ~A więc jedna trochę się otworzyła. ~Co nie?Natasza jest kimś kto zapewne wiele przeszedł i od kogo mogłabym się uczyć. Było mi miło, że zgodziła się mnie trenować.
Postanowiłam zostać jeszcze trochę i poćwiczyć moje moce. Wdowa pożyczyła mi powodzenia i poszła. Ja zaś ustawiłam tarczę jakiej używa Clint do treningu. Starałam się trafić w środek. Większość strzałów była celna. Spróbowałam także tych promieni. Nagle podczas jednego z takich strzałów usłyszałam głos:
-Uważaj z tym. Jesteś obdarzona piękną, ale też i destrukcyjną mocą. Może pomagać, ale może także i niszczyć. Zastanawiałaś się kiedyś dlaczego władasz zielonym płonieniem? -to był Thor.
-Nie. To było jakieś naturalne. -odwróciłam się w jego stronę.
-U nas w Asgardzie, kto nie urodził się z mocą może ją posiąść: w wyniku wypadku, długoletniego treningu czy też poprzez połączenie pewnych reliktów.
-Więc ja zdobyłam ją przez wypadek, był "zaplanowany", no i mam tak jakby część pewnej relikwii w sobie... Nie jestem pewna...
-Jaką?
-Tesseract.
-To potężna energia. Jednak sam Sześcian by nie wystarczył. Musisz mieć wyraźny płomień wewnętrzny. Płomień ten jest czymś w rodzaju potencjału maga.
-Ale jak to ma wyjaśnić kolor mojej magii?
-Już ci tłumaczę, otóż: tak jak człowiekowi coś wychodzi lepiej, coś gorzej, to tak samo jest z potencjałem: określone zaklęcia będą wychodzić ci lepiej inne gorzej. Oczywiście wszystkich możesz się nauczyć, ale raz przyjdzie ci to łatwiej, a raz trudniej. Niektóre zaklęcia oczywiście z natury zajmują dużo czasu, ale nie o tym teraz. Płomienie mają różne kolory.
-Każdy kolor określa w czym kto jest dobry, tak?
-Dokładnie. Skoro twoje kule są zielone, a Tesseract wydziela niebieskie światło to twój potencjał musi mieć kolor...
-Żółty.
-Tak. W księdze, którą ci dałem masz napisane co oznacza jaki płonień wewnętrzny.
-Dziękuję Thorze. Skąd tyle wiesz o magii? Przecież nie masz żadnych magicznych uzdolnień. Prawda?
-Nie, nie mam. Mój brat się tym interesuje. Czasem czytał na głos. Mam przeczucie, że byście się polubili. Oczywiście jeżeli nie zszedłby na złą ścieżkę. Jeśli chcesz mogę ci potem o tym opowiedzieć.
-Pewnie! A i jeszcze raz dzięki.
-Nie ma sprawy. Do zobaczenia!
Ciekawych rzeczy się tu dowiaduję. Postanowiłam skończyć dzisiejszy trening, przebrać się, wziąć prysznic i pozwiedzać moje miejsce pracy. Nigdzie nie mogłam znaleźć Tonego, więc postanowiłam zrobić to na własną rękę. Nagle o czymś sobie przypomniałam. A może raczej o kimś?
-Jarvis? Jesteś tu?
-Jestem wszędzie panno Katherine. W czym mogę pomóc?
-Na którym piętrze znajdują się laboratoria?
-Laboratoria mieszczą się od 31 piętra do 36 piętra. Pan Stark przydzielił pani laboratorium na 35 piętrze, tuż nad laboratorium pana Bannera.
-Dziękuję Jarvis.
-Służę pomocą. -powiedział i zniknął.
Weszłam do windy i pojechałam na 34 piętro. Sprawdzę co robi Bruce. Może się do czegoś przydam?
Szłam właśnie w kierunku jego pracowni, gdy usłyszałam trzask i bardzo brzydkie słowo, którego tu nie powtórzę.
-Wszystko w porządku? -weszłam i zapytałam.
-Tak. Tylko rozlałem jeden z najniebezpieczniejszych płynów na świecie, ale sytuacja opanowana więc nie ma się czego obawiać.
-Nad czym pracujesz?
-Szczerze? Sam nie wiem. Zabijam nudę mieszając ze sobą różne substancje.
-Może ci w czymś pomóc. Wiem co nieco o chemii.
-Serio? Bo wiesz: Rogers i Thor do tej pory ani razu nie użyli mikrofalówki.
-Hahaha! Naprawdę? Cóż, może i byłam mrożonką, ale uzupełniłam braki. Między innymi właśnie twoją pracą.
-Cieszę się, że pomogłem. Zazwyczaj jest na odwrót: wszystko niszczę. Nie uważam siebie za dobrego człowieka. -spuścił głowę.
-Ja też nim nie jestem. -zawtórowałam mu.
-Więc i w tobie, i we mnie drzemie potwór którego nie chcemy uwolnić?
-Można tak to ująć. -uśmiechnęłam się.
-Dobrze wiedzieć, że ktoś jeszcze ma taki problem... -on także się odrobinę uśmiechnął. Miło doprowadzać ludzi do uśmiechu.- A teraz wybacz, ale muszę dokończyć pracę.
-Więc jednak nad czymś pracujesz!
-Bezskutecznie ale tak. Od dawna staram się poskromić Hulka.
-No cóż, mam nadzieję że kiedyś ci się to uda. Powodzenia! -powiedziałam i wyszłam.
Wróciłam do siebie i szybko zaczęłam się nudzić. Nie miałam ochoty czytać. Poszłam do kuchni. Sprawdziłam co jest w lodówce. Jedzenia było dużo. ~Pora zaszaleć!
Mieszałam zupę jednocześnie doprawiając łososia. Szybko zerknęłam do kurczaka i już ubijałam śmietanę. Polałam rybę sokiem z cytryny i postawiłam na stole. Piszczenie piekarnika zasygnalizowało mi, że drób gotowy. Wyjęłam do ostrożnie i posypałam jeszcze raz przyprawą do kurczaka. Odstawiłam na stół i szybko udekorowałam lody bitą śmietaną. Wsadziłam je do lodówki by się nie roztopiły. Zupę przelałam do wazy i także postawiłam na stole. Przydzieliłam wszystkim talerze i sztućce oraz postawiłam wino, wodę i sok.
-Jarvis? Byłbyś tak miły i zwołał tu wszystkich? Pilne.
-Oczywiście.
-Świetnie.
Pierwszy wpadł Rogers.
-Kate, nic ci nie jest? Co się stało? -wbiegł i złapał mnie za ramiona.
-Zrobiłam obiad.
-Co? -dopiero teraz spojrzał na nakryty stół.- Sama to wszystko przyrządziłaś?
-Tak nudziło mi się i...
Nie dokończyłam bo Clint wraz z Nataszą zrobili wejście smoka.
-Gdzie oni są? -spytał Clint mierząc strzałą do lodówki.
-Nie to nie...
-Co na brodę Odyna się tu wyprawia? -Thor wleciał przez balkon.
-Jestem! Nie zaczynajcie beze mnie! -zaraz po nim wleciał Stark w zbroi. Nawet nie zauważyłam kiedy w pokoju znalazł się także Banner. Wszyscy wlepiali we mnie pytające spojrzenia.
-Chciałam was tylko zawołać na obiad. -powiedziałam spokojnie, a głowy wszystkich obróciły się w stronę stołu.
-No to jedzmy! -powiedział Tony jakby nigdy nic i w połowie w pancerzu, w połowie bez, usiadł do stołu.
Ogólnie wszystkim smakowało. Thor pochwalił kurczaka, Bruce zachwycał się rybą, Taszy smakowała zupa, Clint poprosił o jeszcze jeden deser lodowy, Tony wypił chyba całe wino sam -obiad oczywiście też zjadł żeby nie było!- a Steve, jak to Steve: smakowało mu wszystko. Zrobiło mi się miło. Po zmyciu swojej tury talerzy poszłam do pokoju.
Gdy tak leżałam na łóżku usłyszałam głos.
~Spotkajmy się zaraz na dachu. Mam coś dla ciebie.
Oczywiście poszłam. Czemu nie? Nikt mnie nie zauważył, to dobrze. Lepiej żeby nie wiedzieli o takich spotkaniach. Weszłam na dach. Wiatr muskał moją twarz, a słońce grzało. Przy krawędzi zobaczyłam jego.
-Przyszłaś.
-A nie miałam?
-Miałem nadzieję, że przyjdziesz.
-Podobno masz coś dla mnie.
-Tak proszę. -wyciągnął rękę w moją stronę. Podeszłam bliżej. Zobaczyłam piękny zielony naszyjnik z kryształu.
-Loki, on jest piękny!
-To jeden z naszych magicznych kamieni. Dzięki niemu szybciej będziesz się uczyć zaklęć. Daj nałożę ci go. -Odwróciłam się. Gdy odgarniał moje włosy z karku poczułam jego zimną dłoń. Przysunął się bliżej i założył medalion. Gdy skończył położył mi ręce na ramionach i szepną do ucha:
-To na dobry początek, przyszła królowo.
Gdy się odwróciłam jego już nie było. Schowałam podarunek pod bluzkę i zeszłam na dół. Weszłam jak najciszej do swojego pokoju, przebrałam się w piżamy i wskoczyłam do łóżka. Zaczęłam oglądać medalion. Wydawało mi się, że świecił. Zrobiłam tarczę dookoła siebie, a amulet rozbłysną jasnym światłem.
Resztę dnia nie wychodziłam z pokoju. Poświęciłam ten czas na czytanie księgi o Dziewięciu Światach.
Skończyłam rozdziały opisujące Midgard (świat ludzi), Asgard (świat bogów), Alfheim (świat elfów światła) i Muspellheim (świat ognistych gigantów).
Po dostarczeniu sobie takiej dawki wiedzy mogłam spokojnie pójść spać.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Tajemnica koloru rozwiązana. Następny rozdział pewnie dopiero w środę.
Moc Kate rośnie, a wraz z nią rozwija się mroczna siła. Czy Loki ją wykorzysta do własnych celów? Czy może pomoże je rozwinąć? Jak on zamierza zdobyć te Dziewięć Światów?
Żegnam ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top