Rozdział VIII

Nie wiedziałam co powiedzieć. To stało się zbyt szybko!

-Więc wygrałem? -wstał i podał mi rękę.

-Dawałam ci fory. -chwyciłam go za rękę, a on przyciągną mnie bliżej. Znalazłam się niebezpiecznie blisko. Tak blisko, ze aby spojrzeć mu z oczy musiałam zadrzeć głowę do góry.

-Ta jasne. -zaczerwieniłam się.- Wiesz co?

-Hmmm?

-To lepsze niż kawa!

-Hah, zgadzam się. -zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona.- Steve muszę już iść...

-Dobrze. Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy. -puścił mnie.

-Przecież widzimy się już drugi raz dzisiaj! Nie za dużo? -zgarnęłam wodę z ławki.

-Ciebie nigdy.

-To ja już pójdę zanim do czegoś znowu dojdzie. A, jeszcze jedno! Mógłbyś w razie czego potwierdzić Furemu, że byłam z tobą?

-Pewnie! Pa Kate. -uścisnął mnie.

-Pa Steve. -odwzajemniłam

~Jakie to było urocze! ~Przestań! Wyszłam z siłowni i skierowałam się prosto do bazy.

Przechodziłam właśnie jednym z korytarzy wiodących do mojego pokoju. Na jego końcu zobaczyła z dyrektora Furego rozmawiającego z...

-Babcia?

-O, Fate! Pozwól no tu na chwilę. Musimy ci coś chyba wyjaśnić. -zawołał mnie Fury. Co się tu do cholery dzieje?!

-O co tu chodzi? -podeszłam.

-Katherine, to agentka Glow. Pod przykrywką robiła za twoją babcię od momentu twojego wybudzenia. Miała za zadanie powstrzymać rozwój twojej mocy i dostosować cię do dzisiejszych czasów.

-Ale... Ale ona...

-Wiem co teraz myślisz, ale czy nie wydało ci się to nie logiczne, ze wciąż masz babcię? Myślałam, że już sobie przypomniałaś wszystko sprzed zamrożenia. -powiedziała staruszka.

-Fate czy wszystko w porządku? Fate? Słyszysz mnie?

-Tak, ja tylko... muszę iść poćwiczyć.

-Przecież przed chwilą byłaś z Rogersem na siłowni!

Odeszłam. Szłam w stronę swojego pokoju. Zamierzałam się przebrać i iść poćwiczyć... znowu! Co miałam tu robić? Dzisiejszy "zaktualizowany" plan zakładał, że za pół godziny mam trening. Najwyżej zrobię rozgrzewkę.

Przebrałam w leginsy i sportowy top. W drodze na sale usłyszałam za sobą:

-Katherine Fate? Zaczekaj! Mamy zaraz trening!

Odwróciłam się. Za mną stał Hawkeye.

-Podobno masz niezłe oko. -zaczął.

-Fury ci tak powiedział?

-Nie marudź i chodź za mną!

Ruszyłam za moim nowym trenerem. Będę trenować z jednym z Avengersów! Nieźle się zapowiada, szczególnie że to już trzeci poznany Mściciel w ostatnim czasie. Doszliśmy do wielkiej sali. Wszędzie stały tarcze, o ściany oparte były łuki i pełne kołczany, a w skrzyniach po drugiej stronie stała broń.

-Teraz powiedz mi: czy kiedykolwiek strzelałaś w łuku?

-Tak, z mamą do ludzi.

-Dobra... kiedy?

-Kilka dekad temu.

-To trochę komplikuje sprawę. No nic! Zobaczymy co potrafisz! -podszedł do jednej ze skrzyń i wyjął nowiutki łuk, ~Liczyłam na pistolety... ~wziął jeden z kołczanów i podał mi obydwie rzeczy.- Ubieraj się.

"Ubrałam się", wyjęłam jedną strzałę i naciągnęłam. Wymierzyłam i strzeliłam. Trafiłam w 9. Nieźle!

-Nieźle! Dobra, popracujmy nad techniką. Po pierwsze: prędkość. Wrogowie nie będą czekać, aż wyjmiesz i naciągniesz strzałę. Po drugie: naciąg. Spróbuj pracować także barkiem, nie tylko dłonią i nadgarstkiem. Po trzecie: spokojnie. Uważaj żeby pod koniec twoja ręka się nie przekrzywiła. Po czwarte: wyczucie. Musisz wymierzyć tak, by nie trwało to zbyt długo, bo twoja ręka się zmęczy i zacznie dygotać oraz tak by dobrze przycelować. Nie jest źle. Naprawdę!

-Widzę, że to będzie długi trening...

-Przynajmniej nie będziesz miała bolącego siedzenia. -zaśmiał się.

-Skąd ty... May... -wycedziłam i zmrużyłam oczy.

-Wieści szybko się rozchodzą! -strzelił w 10.- Perfecto!

-Już się tak nie popisuj dobra?

Chwilę już trenowaliśmy, gdy nagle przed oczami stanął mi obraz "babci". Zachwiałam ręką. Strzała nawet nie trafiła w tarczę.

-Coś się stało? Wyglądasz na spiętą.

-Ja... okazało się, ze moja babcia to agentka kontrolująca rozwój mojej mocy.

-Ałć! I teraz się o tym dowiedziałaś?

-Tak.

-Słuchaj -położył mi rękę na ramieniu- wszyscy mamy w życiu trudne chwile. Najważniejsze to wiedzieć co robić, gdy słońce przestanie świecić. Ja będę wtedy strzelał z luku. On uczy cierpliwości. Wycisza. Daje satysfakcję z pierwszego trafienia w tarczę. Uspokaja. To więcej niż zabójcza broń. To pasja. Każdy ma pasję, prawda? Musisz odnaleźć swoją. Może być związana z twoją mocą lub nie. Ważne byś czymś się odróżniała. Teraz może i pada przelotny deszcz, może jest to nawet burza. Musisz pamiętać, że ona przejdzie.

-Dziękuję.

-Clint. Clint Barton. -podał mi rękę.

-Miło mi. To zaszczyt z panem trenować. Powinnam to powiedzieć na początku, ale podziwiam pana.

-To miłe! Wiesz nie każdy docenia mój wkład w Avengersach. -uśmiechnął się.- Wracamy do strzelania! Pamiętaj: ręka nie może drgnąć!

-Się wie!

Postrzelaliśmy jeszcze 2 godziny, podczas których trafiłam w 10 dwadzieścia razy!

-Miałeś rację.

-W której sprawie?

-Strzelanie z łuku wycisza. Uspokoiłam się.

-Cieszę się. Kate, spróbuj medytacji. Czasem pomaga.

-Dzięki Clint! Za wszystko.

-Spoko mała. Śpij dobrze.

-Nawzajem, pa!

W pokoju wzięłam prysznic i przebrałam się. Za radą Bartona zaczęłam medytować. Po kilku minutach ktoś zapukał. Poszłam otworzyć. Za drzwiami stała dziewczyna.

-Agentka Skye. -wyciągnęła dłoń.- Mogę?

-Tak, pewnie. Katherine Fate. -uścisnęłam jej rękę i wpuściłam do środka.

-Więc to ty jesteś ta nowa?

-Na to wygląda.

-Miło mi. Przychodzę... pogadać. Może to dziwnie zabrzmi, ale słyszałam o twoich umiejętnościach.

-Wieści się szybko rozchodzą. -zacytowałam Hawkeya.

-Wiem, że ci ciężko. Szczególnie teraz. Ja także miałam problemy z kontrolowaniem moich mocy.

-Naprawdę? Co potrafisz?

-Kontroluję wibrację. Potrafię na przykład wywołać trzęsienie ziemi.

-Nieźle!

-To potężna moc, nad którą musiałam nauczyć się panować. Trenuj jak najwięcej. -uśmiechnęła się.- Ty jednak masz w sobie magię. Z tego co wiem, musisz panować nad emocjami.

-Tak, czasem to bywa trudne, ale się staram. -Ziewnęłam.- Przepraszam ale medytowałam i chyba za bardzo się uspokoiłam.

-Medytowałaś? Przepraszam, że przeszkodziłam. Mogę się dołączyć?

-Pewnie! Razem raźniej, nie? -Uśmiechnęłam się. Była miła. Chyba się polubimy. Usiadłyśmy na przeciwko siebie i zamknęłyśmy oczy.- A ty, czym się zajmujesz?

-Jestem hakerem. Wejdę czasem tu i tam, i poszperam. Zdobędę trochę informacji. Nic wielkiego.

-Fajnie.

-Wiem. -otworzyła jedno oko i się uśmiechnęła. Zrobiłam to samo.

Następne 15 minut spędziliśmy w ciszy. Potem Skye musiała już iść. Wzięłam jeszcze jeden prysznic i położyłam się do łóżka. Byłam zmęczona. Dopiero teraz poczułam ciężar całego dnia. ~Nie było tak źle! ~Zamknij się! Ty po prostu siedzisz w mojej głowie i wszystko komentujesz! ~Jestem czymś więcej. Czymś potężniejszym. Jestem...


------------------------------------------------------------------------------------------------

Podświadomość Kate w końcu opowie jak się połączyły. Może być ciekawie. Następny rozdział we wtorek. CHYBA, że uda mi się zmajstrować coś wcześniej.

Dziękuję za gwiazdki i pozdrawiam cieplutko <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top