Rozdział 6
W oczekiwaniu na posiłek Kyōko bawiła się pałeczkami jednorazowymi. Zdążyła je już rozdzielić, więc pocierała jedną o drugą, jakby chciała wzniecić płomień. Szarpnęła wysokim stołkiem, żeby się przysunąć, ale o coś zahaczyła. Zerknęła pod nogi i odsunęła swoją torbę w stronę ściany.
Yūhei Junji... Nigdy nie słyszałam tego imienia. Matka powiedziała, że był dalekim kuzynem ojca i zależało mu na kradzieży oraz odszyfrowaniu receptury wina jabłkowego, które cieszyło się największym uznaniem. A Minori... znalazła się w złym miejscu o złym czasie.
Kyōko zacisnęła pięści i niecelowo połamała obie pałeczki. Pan Teuchi obejrzał się za siebie, ale w żaden sposób nie skomentował sytuacji. Po prostu z zaciśniętymi ustami podał nową parę owiniętą bibułką i wrócił do przyrządzania zamówionego dania. Dziewczyna westchnęła i na wszelki wypadek nie odpakowała pałeczek. Potarła twarz, wracając myślami do zabójcy siostry.
Matka wspomniała, że Junji od czterech lat przebywał w Zakładzie Karnym w Konohagakure. Kyōko miała go rozpoznać po ciemnych włosach i lazurowych oczach. Pojawiło się jednak kilka problemów – nie wiedziała, gdzie szukać tego więzienia i jak dostać się do środka. O lokalizację mogłaby po prostu zapytać Tsunade, ale tą z pewnością zaciekawiłyby nietypowe pytania. Przez myśl przeszło jedno – kłamstwo, że młoda Yūhei chciała jedynie odwiedzić członka rodziny. Wzdrygnęła się jednak na ten pomysł. Odkąd Hokage stanęła po jej stronie i udzieliła bezinteresownej pomocy, zatajanie prawdy było... No właśnie, jakie? Niehonorowe? Parszywe? Od kiedy Kyōko przejmowała się takimi dyrdymałami? To ojciec umiłował za najwyższe wartości honor i braterstwo, a skoro matka ostatecznie podała personalia mordercy, musiała doskonale wiedzieć, że córka wyciągnie łapska po zemstę. A jeszcze przedwczoraj prawiła mi morały! Paskudna hipokrytka! Zapewne celowo zmieniła temat i wyjawiła tajemnicę, żeby nie musieć tłumaczyć się z podtruwania. Może założyła, że Kyōko nie będzie drążyć wątku tojadu wodnistego i cóż, miała rację. Dziewczyna też zdawała sobie z tego sprawę, ale postanowiła, że personalia zabójcy były na daną chwilę ważniejsze. Na inne rzeczy przyjdzie odpowiedni czas.
Pan Teuchi w końcu postawił na ladzie głęboką misę. Dziewczyna posłała mu blady uśmiech i zaczęła jeść. Ramen nie smakował tak samo jak kiedyś, gdy jadła go w towarzystwie Minori. Był jakby nieco mdły, może wystarczyłoby dosolić? Mimo to niczego po sobie nie pokazując, wciągnęła kilka klusków i odsunęła jajko, by zostawić je na koniec. Oparła łokieć o barek, a czoło złożyła na dłoni. Z lewej usłyszała czyjeś kroki i odsuwanie krzesła, ale nawet nie podniosła wzroku na nowego klienta. Trzymając przy ustach plasterek wołowiny, wzdrygnęła się pod wpływem głosu przybysza.
— Staruszku, poproszę ramen!
No nie! Tylko nie on! Zamarła, modląc się w duchu, by nie zwrócił na nią uwagi.
— O! Kyōko, co ty tu robisz?
Wypuściła mięso z pałeczek i bardzo powoli odwróciła głowę. Skrzywiła się.
— Hmm... jem?
— Ramen Ichiraku jest najlepszy w mieście. — Naruto stuknął palcami w blat.
— Wiem, nie jestem tu pierwszy raz.
— Serio?
Lekko uniosła brwi. A co go to w ogóle interesowało? Nie odpowiedziała, jedynie westchnęła i drżącymi dłońmi spróbowała ponownie chwycić wołowinę.
— Wyjeżdżasz gdzieś?
Znów drgnęła, słysząc dziwne pytanie, jednak zauważyła wzrok chłopaka skierowany na torbę. Zwilżyła usta i na szybko przekalkulowała właściwe odpowiedzi. Mogła zaprzeczyć, uciąć temat, albo powiedzieć prawdę. Naruto nie miał rodziców, był samodzielny, więc może pomógłby w znalezieniu lokum? Ostatnia opcja wcale nie była taka zła.
— Nie. Jednak nie zamieszkam w rodzinnym domu, szukam czegoś własnego. Może wiesz, gdzie wynajmę jakiś tani pokój?
Chłopak chwycił się za brodę i uniósł oczy. Zamyślał się dłuższą chwilę, a Kyōko zdążyła już dobrać się do bulionu. W końcu Naruto rzucił głośne „ha!" i szeroko się uśmiechnął.
— Pamiętam, że właściciel mojego mieszkania marudził coś o braku nowych lokatorów w budynku. Możemy do niego pójść i zapytać.
Kyōko otarła usta i mimowolnie uniosła kąciki. Dobrze, że usłuchała intuicji, a Naruto był jednak przydatny. Naprawdę nie chciała zwalać się Nejiemu i jego rodzinie na głowę. Czułaby się z tym źle, bo nie zamierzała zostawać pasożytem. Miło, że przyjaciel się o nią troszczył, ale musiała stanąć na nogi i być niezależną. Ciekawe, czy ojciec dowiedział się o wyprowadzce? Jak mógł zareagować? „Spadkobierczyni Yūhei mieszka w podrzędnej klitce", aż uśmiechnęła się, widząc oczami wyobraźni miny dalszych członków klanu i plotkowanie za plecami głowy rodziny. Czasem warto było ryzykować.
Kyōko przerzuciła pasek od torby przez ramię i ruszyła za Naruto. Gdy wskazywał na coś palcem, niechętnie podążała wzrokiem. Chłopak pokazywał domy znajomych ninja i inne ważne dla niego budowle, aż w końcu wydostali się z centrum i wkroczyli do tej „gorszej" dzielnicy. Kyōko żachnęła się w myślach. Może dzielnica nie była gorsza, ale na pewno biedniejsza, co dało się zauważyć po popękanych, nieodmalowanych ścianach, pourywanych dachówkach, słabiej posprzątanych uliczkach. Przeważały piętrowe zabudowy, które przypominały bardziej podrzędne pensjonaty – długie zewnętrzne korytarze, a na nich mnóstwo drzwi prowadzących do pojedynczych mieszkań. Kyōko bardzo nie chciała, żeby Naruto prowadził ją do właściciela właśnie takich „apartamentów", ale ostatecznie przełknęła ciężką gulę i opanowała oddech. Wolę to niż spanie pod jednym dachem z trucicielką.
Podeszli do drzwi ulokowanych prawie na samym rogu. Naruto zapukał, a Kyōko wbijała wzrok w wyświechtaną, brudną wycieraczkę. Na początku nie działo się nic niezwykłego, chłopak nie przestawał walić w drzwi i wydawało się, że nie zastali lokatora.
— Człowieku, daj żyć! — rozległ się zachrypły głos.
— O, jednak jest! — rzucił Naruto z entuzjazmem.
Kyōko nie podzielała tego entuzjazmu i ze zmarszczonym czołem przeniosła spojrzenie na klamkę. Głośne tupanie i nierówne kroki zasygnalizowały, że ktoś mógł wstać w złym humorze. Drzwi skrzypnęły, a ze środka wyłonił się puszysty mężczyzna z zacnym wąsem i zakolami. Potarł oczy, potem nos, zmierzył przybyszów zaspanym spojrzeniem i sapnął.
— Myśmy już chyba uregulowani, nie?
— Przychodzę z czymś innym, staruszku. To moja przyjaciółka Kyōko. Szuka mieszkania.
Dziewczyna zjeżyła się na słowo przyjaciółka, ale zacisnęła zęby, zadarła podbródek i skinęła głową. Właściciel mruknął coś do siebie, podrapał się po łysiejącym czole i zmierzył Yūhei nieco bardziej rozbudzonym wzrokiem.
— Nie za młoda aby? Trza zgodę rodziców. Bym wolał, żeby sami przyszli, ale... no.
Kyōko przygryzła kącik dolnej wargi. Cholera! Jak mogła tego nie przewidzieć? Musiała coś na szybko wymyśleć! Nie mogła pozwolić, żeby cały misterny plan usamodzielnienia tak szybko runął.
— Ja... to znaczy... eee. — Wytarła spocone dłonie o uda. — Jestem sierotą. I nie mam prawnego opiekuna. — Błagam, Naruto, nie palnij niczego głupiego!
— No masz ci los! — Mężczyzna stuknął czubkiem buta we framugę. — Pewno wojna? Sporo tu takich dzieciaków, ja mam dobre serce, wiesz no? Trza było mówić od razu, tobym nie pytał. — Ściągnął brwi, posyłając życzliwy uśmiech. Sięgnął po zawieszony gdzieś obok drzwi pęk kluczy i machnął ręką. — Chodźcie, chodźcie. Pokażę takie mieszkanko w sam raz dla młodej panienki.
Ruszyli za mężczyzną. Skrzypiące, wątpliwej jakości zakręcone schody zaprowadziły na wyższe piętro. Wbrew miana „biedniejszej dzielnicy" Kyōko nie słyszała zza ściany żadnych hałasów czy chociażby głosów. Może faktycznie najemcami byli tacy jak ona – uciekinierzy z domów lub nastoletni ninja, którzy woleli skrywać się przed światem albo po prostu uczęszczali na misje.
Gdy mijali drzwi z doklejoną liczbą „31", Naruto wskazał na nie kciukiem, wyszczerzył zęby i szepnął, że to jego mieszkanie. Dziewczyna tylko odpowiedziała cichym „mhm", ale w głębi duszy pomodliła się o jak najdalsze lokum. Najlepiej na końcu korytarza.
Szybko zmarszczyła czoło, uzmysłowiwszy sobie, że mężczyzna zatrzymał się od razu przed następnymi drzwiami i pochylony rozpoczął szukanie właściwego klucza. Kyōko westchnęła i wznosząc oczy u niebu, krótko parsknęła. No masz ci los! Odwróciła się do Naruto, nie mogąc pozbyć się z twarzy kwaśnego uśmiechu. Chłopak przekrzywił głowę, ale o nic nie zapytał. Właściciel w końcu przekręcił klucz w zamku i wystawiając rękę, zaprosił do środka.
— Zglądnij sobie i rozważ. Możesz wynająć nawet od zaraz. Będę u siebie i jakby czego brakowało, to mów. — Nie wchodząc, potarł potylicę.
Gdy odszedł, Kyōko i Naruto zaczęli rozglądać się po mieszkaniu. Musiała przyznać, że nie było najpiękniejsze i najnowocześniejsze, ale w trakcie treningu z Hattori-sensei zdążyła się przyzwyczaić do niewygody. A widziała znacznie gorsze miejscówki. Zanotowała, że musi zgłosić brak materaca, bo koncepcja spania na gołej, drewnianej ramie wyglądała kiepsko. Wbrew zalegającemu wszędzie kurzowi, lokum sprawiało wrażenie uprzątniętego. Na podłodze nie walały się żadne graty, aneks kuchenny był sprawny, woda leciała z kranów. Nawet w małej łazience nie widniał ślad po grzybie. No i był też balkon!
— Dlaczego powiedziałaś, że nie masz rodziny? — głos Naruto zniszczył przyjemną ciszę.
— To długa...
— ...historia?
Kyōko odwróciła się do chłopaka z mordem w oczach i już miała jakoś odpyskować, gdy ostatkiem sił się powstrzymała i zastanowiła. Mimo wszystko Naruto poszedł jej na rękę – nie ujawnił kłamstwa przed właścicielem i pomógł znaleźć nowe mieszkanie. Może jednak należała mu się prawda? Yūhei przycupnęła na progu balkonu, który chwilę wcześniej zdążyła otworzyć, i zwiesiła ramiona.
— Od razu, jak wróciłam, matka zaczęła mnie podtruwać — szepnęła, uciekając spojrzeniem w bok.
— Co?! Dlaczego? — Naruto podbiegł do dziewczyny i kucnął tuż przed nią, mimowolnie zmuszając do spojrzenia na jego twarz.
Dziewczyna się wzdrygnęła.
— Nie wiem. Próbowałam dziś z nią rozmawiać, ale unikała odpowiedzi. Chyba chodziło o zablokowanie chakry.
— Po co blokować chakrę? Nie rozumiem.
— Uwierz, ja też nie. — Ukryła twarz w dłoniach.
Kyōko całkowicie zamarła, gdy Naruto chwycił ją za nadgarstki i odjął jej ręce. Posłał ciepły uśmiech, który mimowolnie zasklepił kawałeczek zimnej otchłani w sercu dziewczyny. Westchnęła.
— Teraz będzie dobrze. Masz nas! Mieszkam obok, więc zawsze ci pomogę. — Wyszczerzył zęby.
Dziewczyna szybko odsunęła od siebie sielankowe uczucie i zmarszczyła czoło. Może Naruto wiedział, gdzie znajdowało się więzienie? Uniknęłaby czujnego wzroku Hokage i ewentualnych krępujących pytań.
— W sumie możesz mi z czymś pomóc. — Odzyskała rezon, przekręciła dłonie i chwyciwszy za przeguby Naruto, przyciągnęła go do siebie. Niemal stykali się nosami. — Dowiesz się dla mnie, gdzie jest Zakład Karny w Konoghagakure?
Chłopak przełknął ślinę i wykrzywił usta w dziwnym grymasie. Kyōko nie umknął odcień różu, jaki wstąpił na policzki. Ściągnęła jednak brwi, gdy Uzumaki poderwał się do pionu i zmierzwił swoje jasne włosy.
— B-byłem tam r-raz. Mogę... mogę cię zaprowadzić.
— No i super. — Jest całkiem użyteczny. — To ruszajmy!
— Co? Tak teraz? — Lekko otworzył usta i rozejrzał się po mieszkaniu. — A nie chcesz się najpierw tu urządzić? No i jeszcze trzeba podpisać umowę!
Kyōko machnęła lekceważąco ręką, po czym wskazała na niewielką torbę podróżną.
— Nie mam za dużo do rozpakowania. A formalności to chwila moment. — Wzruszyła ramionami i wstała. — Idziemy?
Naruto zacisnął usta, ale gdy uniósł wzrok na dziewczynę, kiwnął głową.
Mężczyzna nie krył uradowania na wieść, że pozyskał najemcę i bardzo szybko odszukał trochę pogiętą i pożółkłą kopię umowy. Kyōko wypełniła dokument, a plecy Naruto posłużyły za nieco zbyt miękki stolik.
— To tak będzie cztery i pół tysiąca ryō*. Pasuje?
Yūhei przytaknęła i zapłaciła, a właściciel przekazał klucz, życzył wszystkiego dobrego na nowej drodze życia i schował się z powrotem za drzwiami. Nagle rozległo się znajome nawoływanie.
— Naruto, Kyōko! Znalazłam was! — Zdyszana Sakura podbiegła do reszty członków drużyny i oparła się o kolana. — Kyōko, gdzie ty byłaś? Hokage-sama wysłała pilną wiadomość do twojemu domu, ale...
— Od dziś mieszkam obok Naruto. — Yūhei wskazała kciukiem na pierwsze piętro.
— Czemu?
— To długa... — Zerknęła przelotnie na chłopaka. —... historia. Potem ci opowiem — dodała pospiesznie, bo ten posłał jej wymowne spojrzenie.
— Dobra, ale chodźcie już. To coś ważnego.
Niech będzie. Junji przecież utknął więzieniu i raczej w najbliższym czasie nie wyjedzie na wakacje.
Wkrótce do gabinetu wszedł też Kakashi-sensei, więc Tsunade zmierzyła całą czwórkę czujnym spojrzeniem, odchrząknęła i przymknęła powieki. Kyōko nie wiedziała, czego się spodziewać, a Hokage naprawdę wyglądała, jakby coś ją trapiło. W końcu spojrzała na Naruto i rzuciła chłodnym tonem:
— Akatsuki porwało Kazekage. Wysyłam was z misją ratunkową.
Yūhei spoglądała raz na chłopaka, raz na Tsunade, nie mogąc zdecydować, które miało gorszy wyraz twarzy. Jednak to Uzumaki tak mocno zacisnął pięści, że strzeliły kostki, a potem obnażył zęby i postąpił krok w przód.
— Co ty mówisz, babuniu?!
Kyōko odwróciła się do Sakury i szepnęła:
— Co to Akatsuki? Trochę nie jestem w temacie.
— Wyjaśnię ci w drodze. — Nawet nie odwróciła głowy, jedynie wbijała wzrok w plecy Naruto.
Yūhei cicho westchnęła. Kazekage był przywódcą Wioski Piasku, to akurat pamiętała. Nie była jednak pewna, kto obecnie piastował ten urząd. Naruto nieźle się wkurzył. Czemu? Jedynie Kakashi stał niewzruszony, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie.
— Wyruszacie natychmiast! — Tsunade podniosła się z fotela i oparłszy rozpostartą dłoń o biurko, przybrała władczą pozę.
Najwyraźniej w tej kwestii Naruto nie trzeba było powtarzać dwa razy. Odwrócił się na pięcie, a potem trzasnął drzwiami. Na korytarzu dudniły jego głośne kroki.
Może ten cały Kazekage jest dla niego ważny? Junji mi nie ucieknie, a pierwsza drużynowa misja zapowiada się całkiem ciekawie.
* 4500 ryō = 45000 yen = około 1570 PLN
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top