Rozdział 3

                Sakura najwyraźniej odpuściła próbę załagodzenia sytuacji, bo odsunęła się pod ścianę lasku i przysiadła pod drzewem. Naruto stał w milczeniu z lekko pochylonymi plecami. Zaraz jednak wytarł dłonie o spodnie i kiwnął głową na znak startu. Kyōko odpowiedziała tym samym i wtedy się zaczęło. Błyskawicznie odskoczyła w tył i złożyła ręce do pieczęci, uwalniając niecierpliwą chakrę. Przeciwnik nie ruszył się z miejsca, jednak przymknął oczy i wykonał jakąś technikę. Ziemia zadrżała od przyrostu energii, a Kyōko, choć wyjęła miecz, by poczuć się pewniej, rozdziawiła usta na widok otaczających ją zewsząd klonów. Co to ma znaczyć?! Było ich tak wiele, może nawet setka! Dziewczynie spociły się palce, ale mocniej ścisnęła rękojeść i zadarła podbródek.

— Myślisz, że to na mnie zadziała?

Klony wbijały w nią nieprzychylne spojrzenia, ale była już przyzwyczajona do takiego widoku. Co za różnica, czyje oczy patrzyły, skoro wszystkie robiły to z pogardą? Zaczęła ciosać nadciągających przeciwników i choć znikali po jednym machnięciu kataną, to jednak byli zbyt liczni. Została trafiona. Od kopniaka w klatkę piersiową zatkało jej dech. Straciła równowagę, ale na szczęście nie wypuściła broni. Podparła się o miecz, kaszlnęła i otarła krew z kącika ust. Klony nie wyglądały na strudzone i ciągle atakowały. Jeden próbował ją podciąć, ale wykonawszy w powietrzu fikołka, odskoczyła w tył. Poczuła jednak przeszywający ból w krzyżu, a jej ciało podniosło się do lotu. Dwa klony odbiły się od ziemi, doskoczyły do dziewczyny i kopniakami wybijały ją jeszcze wyżej. Trzeci klon nadciągał z góry, przygotowując się do ostatecznego ciosu. Kyōko zdążyła zacisnąć mocniej zęby i skumulować wystarczająco chakry w dłoniach. Straciła broń, więc musiała zdać się na walkę wręcz.

Coś zaskwierczało, a niebo przeciął elektryzujący promień, który przeszył najgroźniejszego klona na wylot. Dziewczyna odwróciła się i bezpiecznie wylądowała na trawie. Gdyby mnie trafił... Nie dała jednak niczego po sobie poznać i rozejrzała się, oceniając sytuację. Przeciwników wciąż było wielu, ale Kyōko zwiększyła swoją prędkość i mogła stawić im czoła.

— Styl błyskawicy? — odezwał się któryś z Naruto. Jego głos zabrzmiał irytująco, lecz krył w sobie nutkę uznania.

— Aha. I to właśnie nazywam talentem. A ty, nie masz nic więcej do zaoferowania?

Elektryczność pokryła całe dłonie, dzięki czemu dziewczyna przeszła do ofensywy. Szybko i skutecznie atakowała klona za klonem, mogąc polegać na wyuczonych ruchach oraz rozwiniętej sprawności fizycznej. Bez problemu odpierała wszystkie ciosy, unikała też tych wyprowadzanych z góry, które już nie zaskakiwały. W końcu jakiś klon zaszedł ją od lewej, na co dziewczyna uśmiechnęła się z przekąsem i szybko skupiła chakrę w stopie. Zginęła kolano i wycelowała.

Cios nie był takim, jakiego się spodziewała. Nogi nie otulała bezpieczna, elektryczna powłoka, a Kyōko nawet w palcach nie poczuła energii, na której przecież mogła polegać! Co... co się stało?!

Klon chwycił przeciwniczkę za kostkę, obrócił jej ciałem dookoła swojej osi i wypuścił. Była tak zszokowana, że nie zdążyła zamortyzować upadku i zaryła w pień dobre dwadzieścia metrów od centrum potyczki. Kaszlnęła krwią. Czyżby Naruto posiadał umiejętność wysysania chakry? Bo jeśli nie, to dlaczego technika nie zadziałała? Nie... to nie tak. Z nieznanych dziewczynie powodów chakra została zablokowana. Chyba utknęła pomiędzy udami a dłońmi. Swobodny przepływ został naruszony. Coś takiego jeszcze nigdy się nie zdarzyło!

Kyōkopodniosła się chwiejnie do pionu i ściągając brwi, popatrzyła z nienawiścią na przeciwników. Czuła się... słaba. Mimo wszystko wróciła na poligon i dumnie wyprostowała plecy. Spojrzała przelotnie na miecz. Za daleko.

Klony nie odpuszczały i zdawać się mogło, że uderzały jeszcze mocniej. Dziewczyna próbowała być czujniejsza, by nie dać się ponownie zaskoczyć. W końcu na polu walki zostali już tylko klon i oryginał. Ciężko westchnęła i otarła pot z czoła.

— Pokonam cię. — Nawet osłabiona. — Udowodnię, że ważniejsze są siła i skuteczność!

— Ale ja przynajmniej mam dla kogo walczyć — odpowiedział Naruto po prawej. — Pokażę ci, jak bardzo się mylisz! — wydarł się, wystawiając śnieżnobiałe zęby.

Wyciągnął rękę, a klon zaczął w błyskawicznym tempie wymachiwać nad nią dłońmi, jakby formował kulkę śnieżną. Nie...! To przecież była tamta technika! Ta niesamowita chakra w wizualnej, namacalnej formie!

Klon znikł, Naruto wystrzelił w przód i biegł z zawrotną prędkością. Cholera! Kyōko na chwilę sparaliżowało. Mogłaby próbować skontrować atak za pomocą błyskawicy, jednak już w pełni temu nie ufała. Stało się coś złego, coś, co zakłóciło energię. Czy mimo wszystko powinna spróbować? Pierwszy raz miała trudność z podjęciem decyzji. Dotychczas elektryczna osłona była niezawodna, a w połączeniu z szybkim ciosem – śmiercionośna. Gdyby jednak doszło do ponownego zablokowania chakry, Kyōko przyjęłaby na siebie cały impet tej dziwnej techniki. Ale zaryzykuję.

Naruto zbliżył się na odległość metra. Skupiła całą energię wyłącznie w prawej dłoni. Mogę to teraz zakończyć. Elektryczność na nowo rozbłysła i głośno zaskwierczała. Początkowo wypłynęła jedynie wokół palców, potem przybrała na sile i rozrosła się do przegubu. Rozświetlające polanę iskierki wirowały z zabójczą prędkością, jakby paliły się do ataku.

— Rasengan!

Kyōko uchyliła głowę w ostatniej chwili, wbijając wzrok w jeden punkt. Musiała mieć całkowitą pewność, że nie spudłuje. Zgięła rękę w łokciu, nabrała powietrza do płuc i wystrzeliła. Wzmocnione chakrą paznokcie przebiły ubranie, potem dotknęły skóry, rozerwały ją i przeniknęły głębiej. Czuła każdy element wnętrzności i gdy dłoń wyrosła z pleców chłopaka, dziewczyna otworzyła szerzej oczy. Co? A gdzie krew?

Fałszywy Naruto wyparował, lecz ten prawdziwy nie czekał na reakcję dziewczyny. Pojawił się pod jej nogami, prawdopodobnie wcześniej przemieniony w kamień, i zarył pięścią w brodę przeciwniczki. Ta cicho jęknęła i odleciała na kilka metrów w górę. Spadając, pomyślała o Minori. Nie wiedziała, czemu. Po prostu, bez powodu. Pomyślała, że naprawdę chciałaby pójść z nią na ramen, a potem wypić herbatę miętową z sokiem jabłkowym.

Kyōko uderzyła potylicą o ziemię i już nie była w stanie się podnieść. Pokonał ją, naprawdę to zrobił! To beztalencie, sierota, łamaga! Dlaczego? Uniosła oczu ku niebu. Błękit powoli nabierał intensywności i pierwsze promienie słoneczne otuliły twarz leżącej. Zacisnęła palce prawej dłoni i poczuła pieczenie. Przegięła. Skupiła za dużo chakry, a ta zablokowana zdawała się buchać i palić jak ogień. Coś nieustannie zakłócało naturalny bieg.

Naruto chwycił dziewczynę za materiał tuniki i nieco uniósł ciało. Odważyła się spojrzeć mu w oczy. W nich też buzowała nienawiść. Znajome uczucie. Pięść chłopaka zbliżała się coraz szybciej. Zaraz mnie uderzy. Nawet nie mam siły się zasłonić. Trudno. Dziewczyna przymknęła powieki i czekała. Może tak jest lepiej, może powinnam teraz zginąć. Ale czy ze wszystkich ludzi to musi być akurat on? Uśmiechnęła się. Naruto okazał się silniejszy, niż myślała. Nadal beztalencie, ale...

Niepewnie otworzyła oczy. Pięść zatrzymała się tuż przed jej nosem, więc Kyōko cicho westchnęła, a wypuszczona z uchwytu opadła na trawę. Zmarszczyła czoło. Czemu przestał? Mógł dokończyć dzieło.

— Zabij mnie... — wymsknęło jej się, jakby znów przestała kontrolować emocje.

— C-co?

— Zakończ to.

Kyōko poczuła drżenie ziemi. To Sakura podbiegła do rannej i kucając, zaczęła obserwować ciało, by w końcu przejść do leczenia. Wokół jej dłoni pojawiła się zielona poświata, którą przyłożyła do ran.

— O czym ty mówisz, mieliśmy tylko walczyć w formie treningu! Czemu miałbym...

— A czemu nie?

Chłopak ściągnął brwi, ale zaraz znów zacisnął pięści i zarył nimi w leżący nieopodal kamień.

— Nie wiem, co cię dręczy, ale teraz stanowimy jedną drużynę. Nigdy nie skrzywdzę towarzysza. A ty... już nie jesteś sama. Widzisz? — Uśmiechnął się ciepło, spoglądając na różowowłosą Sakurę.

Już nie jestem sama... Nie! Bez Minori zawsze będę sama.

— Nie musisz się tak zachowywać. Coś ci kiedyś zrobiłem? Może czegoś nie pamiętam.

Kyōko otworzyła usta, ale się zawahała. Chyba nie znała odpowiedzi na zadane pytanie. Naruto po prostu... był. A ona chciała się na nim wyżyć, pozbyć dławiącego smutku, poczucia winy i żalu do ojca. Już miała powiedzieć, że gardziła Naruto, gdy usta po prostu rzuciły:

— Odwal się.

Czoło chłopaka się wygładziło, Sakura drgnęła, ale nie przerwała leczenia.

— Jaki ty masz problem? — spytał, drapiąc się po głowie.

Najchętniej odparłaby, że najzwyczajniej w świecie mu zazdrościła, ale to byłoby już kompletnie żałosne. Ból głowy nieco zelżał, więc uciekła spojrzeniem w bok i wydęła wargi.

— Nieważne. Po prostu dajcie mi spokój.

Ku jej zaskoczeniu Naruto wybuchnął całkiem szczerym śmiechem i kiedy jego oczy i oczy Kyōko na powrót się spotkały, nie dostrzegła w nich ani pogardy, ani nienawiści, ani gniewu. Sapnęła i podniosła plecy.

— Z czego się śmiejesz?

— Żałuj, że nie widziałaś swojej miny.

— A co z nią nie tak?

— Naruto, odpuść już... — Sakura pokręciła głową.

— Poczekaj, niech powie!

— Była zabawna!

Zabawna... mina. Szkoda, że nie obiłam mu facjaty. Inaczej byśmy teraz gadali. Kyōko ściągnęła brwi. Może ten cały Naruto nie był taki tragiczny, ale nie zamierzała pozwolić, by ktoś ponownie ich porównywał. Najpierw musiała dowiedzieć się, co zablokowało chakrę, naprawić ten problem, a potem pokazać chłopakowi, że wpadka na poligonie została spowodowana złym stanem zdrowia.

— Wygląda na to, że nie doszło do poważnych uszkodzeń. Wkrótce dojdziesz do siebie. — Sakura uśmiechnęła się zdawkowo.

Chyba... wypadałoby coś opowiedzieć?

— Dziękuję, że mnie wyleczyłaś.

— Nie ma sprawy, w sumie nie było zbyt dużo do roboty.

Kyōko mimowolnie się uśmiechnęła i spróbowała wstać. Próba okazała się przedwczesna, bo nogi ugięły się w kolanach i dziewczyna bezwładnie runęła. Mimo to nie upadła. Ktoś podtrzymał ją za ramię. Oczywiście. Cholerny Uzumaki Naruto. Wyswobodziła się, skinęła głową, ale nie mogła oderwać oczu od jego twarzy. Dlaczego wyglądał na tak radosnego i pogodnego? Dziwak.

Ale może... nie jest do końca tym, za kogo go uważałam?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top