7.
Obudziłam się o 5. Dopiero świtało. Po chwili wstałam. Wszyscy jeszcze spali, więc ruszyłam po cichu do łazienki, żeby się przebrać. Kiedy już miałam się przebrać, wyczułam coś za paskiem spodni...
Przypomniałam sobie o sztylecie i mało co a obudziłabym cały obóz swoim śmiechem.
Szybko wzięłam prysznic i przebrałam się. Wybrałam bluzkę moro i czarne krótkie spodenki, które wczoraj przyniosła mi jedna z dziewczyn od Demeter. Nie wiem jak ma na imię...
Moje czarne trampki chyba pasowały... Choć w sumie i tak mnie to nie obchodziło.
Wyszłam z toalety i ruszyłam w stronę areny szermierczej.
Stanęłam naprzeciwko manekina, wyciągając sztylet. Hm... I właśnie w tym momencie pewnie spodziewacie się że będę mówić jak to w ogóle nie umiem walczyć, otóż nie.
Okazało się że po trzech sekundach jedynym śladem po manekinie jest słoma.
Zaraz po tym usłyszałam jak ktoś bije brawo tuż za mną, więc szybko się odwróciłam.
Oczywiście to był Nick
- To teraz ze mną co? - zaproponował.
- Jeśli chcesz... okey. - powiedziałam.
Ustawiliśy się naprzeciwko siebie. I zaczęło się.
Walczyliśmy długo. Z godzinę z dwie. Aż wreszcie skrzyżowaliśmy ostrza a ja złapałam jego miecz. Zrobiłam obrót i jedno ostrze wylądowało za nego szyją, a sztyletem celowałam w jego gardło.
Wokół nas rozbrzmiały brawa, odsunełam się żeby zobaczyć kto nas obserwował. I zobaczyłam Chejrona i sporo obozowiczów. Podszedł do nas Centaur i spytał:
- Jesteście pewni że nigdy się nie szkoliliście? Albo nie jesteście dziećmi Aresa? Bo walczycie znakomicie!
- Dzięki. - Powiedziliśmy jednocześnie, po czym zaczęliśmy się głośno śmiać.
Rozbrzmiała koncha na śniadanie. Więc wszyscy powoli ruszyliw stronę pawilonu jadalnedgo. My również.
Nick doszedł do pawilonu szybciej, a do mnie podeszła brunetka o niebieskich oczach.
- Heja. Jestem Oliwia, córka Posejdona, a ty? - spytała.
- No cześć. Alexa, nieuznana.
- Nie ma się xo martwić, na pewno niedługo Cię uzna. A nie znasz matki czy ojca?
- No właśnie nie wiadomo. Mam oboje rodziców. I każde znam od urodzenia. Moja mama twierdzi że mnie urodziła, a za to tata był przy tym i 9 miesięcy wcześniej też.
- No to rzeczywiście troszku dziwne...
Ciekawe...
W tym momencie doszlłyśmy do stolika Hermesa. Pożegnałysmy się i zaczęłam jeść śniadanie. Mam wrażenie że chyba się zaprzyjaźnię z Emily...
Po śniadaniu rozpoczął się szereg zajęć. Strzelanie z łuku, poszło mi całkiem nieźle. Rzadko kiedy nie trafiałam w środek tarczy, nawet Will, syn Apolla, nawiasem mówiąc całkiem spoko gościu, był zaskoczony. Zastanawiał się nawet czy nie jestem córka Apolla, ale żadnego znaku nie dostałam...
Potem było pływanie. Też szło mi nadzwyczaj dobrze. Kolejna osoba zastanawiała się, tym razem czy nie jestem córką Posejdona ( to była Oliwia ). Nieźle się dogadywałyśmy. Naprawdę niezła z niej kumpela. Potem była greka. O dziwo szybko się uczyłam. Kolejna lekcja to walka na miecze z domkiem Aresa. Poszło całkiem nieźle, gdyby nie to że nie miałam dobrze dopasowanej broni.
Chwila oddechu i obiad. Usiadłam na swoim miejscu i oparła się ręką o stół. Gdy ją po chwili podniosłam, była cała niebieska. Od spodu.
Dwóch chłopaków siedzących po drugiej stronie stołu zwijało się ze śmiechu.
Pomyślałam że to że talerze rozbiją się o ich głowy to na pewno będzie przypadek...
Talerze walnęły o ich twarze, roztrzaskując się.
Od razu się uspokoili. Chyba cały obóz patrzył na nich. Cisza trwała chwilę. A potem wszyscy wrócili do swoich rozmów.
Spojrzeli na mnie.
- To Connor, a ja jestem Travis. - przedstawił ich jeden.
Uśmiechnęłam się szeroko
- Hm, Alexa. Bolało?
- Za pewne to za niebieską rękę?
- Domyślny jesteś Travis.
Rozmawialiśmy jeszcze trochę. Poznałam kilka osób. Całkiem fajnie dzień minął. Choć nadal jestem nieuznana.
Wieczorem przed ogniskiem poszłam jeszcze na plażę. Siedziałam nad wodą i myślałam. Chyba z trzydzieści minut. Potem wstałam i ruszyłam bad ognisko. Gdy tylko weszłam w blask ogniska wszytskie rozmowy ucichły a przede mną zrobiło się przejście.
W moim kierunku szła mumia. Zasuszona kobieta w sukience. Jej oczy żażyły się zielenią, a z ust wypływał zielony dym. Poczułam zapach węży. Metr ode mnie, zatrzymała się wlepiając we mnie zielone oczy...
- Córka niczyja zacznie poznawać półludzi
Aby razem z nimi walczyć moce obudzi,
Ruszy prosto w góry odnaleźć co zgubione,
Koronę ocali lub życie jest stracone,
Razem z rybą i sową poruszy morze,
Czego dokonać nie można, to ona może...
Po tych słowach usiadła na jednym z pieńków i zastygła.
Wiedziałam co właśnie usłyszałam. Przepowiednia. Zgadnijmy. Kogo dotyczyła? No chyba mnie...
- Alexa. Choć ze mną. - powiedział Chejron.
Ruszyłam za nim w stronę dużego domu. Nick patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami. I ze strachem. Ja sama starałam się nie myśleć o tym co przed chwilą usłyszałam... czuję że zaczyna się coś wielkiego. Coś, czego nie będę w stanie zatrzymać. I nie jestem wcale pewna czy wyjdę z tego cało...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top