Rozdział 25
Naruto zdążył przefarbować włosy z powrotem na jasny blond, a Kyōko obmyśliła strategię na kilka przyszłych dni. Dopiero wtedy do wioski przyleciała reszta drużyny. Rasuto przekazał Yotsuyu ANBU, ci natomiast odeskortowali ją do siedziby Jednostki Inwigilacyjnej. Kyōko miała z tym miejscem bardzo złe wspomnienia – to właśnie tam na polecenie rodziców straciła pamięć o zabójstwie siostry.
Ostatecznie cała piątka ponownie spotkała się w biurze hokage; chcieli porozmawiać o dalszym działaniu i wspólnie przedyskutować sprawę Yotsuyu.
— Ino powiedziała, że potrzebuje kilku dni — Naruto powtórzył raport. — Na ten czas powinniśmy zostać w Liściu.
— To brzmi jak przymusowe wakacje... — Reina kątem oka zerknęła na Kyōko. — Ale nie zamierzam narzekać! — I teatralnie wyciągnęła ramiona ku górze, po czym rozsiadła się na kanapie pod oknem.
— Po prostu czekamy? — Minori też spojrzała na siostrę, ale w jej oczach chyba ujrzała odpowiedź, bo aż się skrzywiła. — Nie? Co wymyśliłaś?
Kyōko westchnęła. Przecież nie mogli przez te kilka dni siedzieć Naruto na głowie. On powinien skupić się na swoich obowiązkach, a pozostałe dobrze wykorzystać podarowany im czas. Starsza Yūhei obiecała sobie, że to koniec uciekania – postanowiła stawić czoła rzeczywistości. Wzięła głębszy wdech i przemówiła:
— Pójdziemy do rodziców.
Nastała ta nieprzyjemna cisza. Reina wyprostowała plecy, Naruto zamarł z dłońmi na klawiaturze, a Minori kompletnie zdębiała. Krew odeszła jej z twarzy i dziewczyna przypominała świeżo pomalowaną ścianę. Lekko zadrżały jej wargi, przez chwilę błądziła wzrokiem po podłodze.
— Kyōko, ja... Ja nie mogę. To za dużo...
— Zróbmy to razem. — Kyōko wyciągnęła do niej otwartą dłoń.
— Lepiej będzie, jak pozostanę „martwa". Miałam siedem lat...
— Już dość. — Starsza nie zabrała ręki, a nawet uśmiechnęła się pokrzepiająco. — Ty i ja.
Minori zadarła na nią głowę. W jej turkusowych oczach buzował strachliwy chochlik, z którym ewidentnie się ścierała. Kyōko poruszyła palcami, jakby chciała zachęcić do ujęcia jej dłoni.
— Wróćmy razem do domu.
Łzy stanęły w oczach młodszej. W końcu jednak pękła i splotły palce. Kyōko, kątem oka, zauważyła na ustach Reiny blady uśmiech. Odwróciła do niej głowę.
— Znajdziesz sobie coś do roboty? Nie wiem, ile nam się zejdzie.
— Spokojnie, kierowniczko. O mnie się nie martw. — Puściła oczko.
Na odchodne Naruto powiedział, że w razie nowych informacji wyśle do rezydencji Yūhei jednego z ANBU. Mogły więc chwilowo nie martwić się o Yotsuyu czy jej wiedzę dotyczącą Chaosa i skupić się na rozwiązaniu zaległych spraw. W milczeniu ruszyły główną drogą prosto do dawnego domu. Z pewnością obie czuły podobne napięcie oraz stres, bo Minori kurczowo zaciskała dłoń na nadgarstku starszej, a Kyōko buzowało w żołądku. Na szczęście otaczały je tabuny ludzi i absolutnie nikt nie zwracał uwagi na dwie, obce kobiety. Dla Konohy wojenny czas już dawno przeminął i wioska mogła cieszyć się kwitnącym rozwojem. Tu wszystko tętniło życiem, przypominając uwijanie się mrówek w mrowisku. Szansa na spotkanie kogoś znajomego była stosunkowo mała.
— Co im powiemy? — zagaiła Minori, gdy w końcu opuściły zatłoczone centrum i znalazły się w spokojniejszej dzielnicy wypełnionej domami jednorodzinnymi.
— Prawdę. — Nawet Kyōko zaskoczyły jej własne słowa, ale nie widziała sensu w okłamywaniu rodziców – przecież i tak wiedzieli o Mizuchim.
— Wybaczyłaś im?
Kyōko zamrugała, usłyszawszy to niespodziewane pytanie. W ciszy wyminęły idące z naprzeciwka dzieci i cicho wypuściła powietrze. Odpowiedziała:
— Tak. Trochę to trwało, ale już nie mam żalu. A ty, co czujesz?
Dostrzegła na policzkach siostry świeże łzy i aż zadrżała. Czyżby emocje wzięły górę i znów doprowadziły do takiego stanu?
— Ja... — Minori pociągnęła nosem. — Zapominam ich twarze. Nie chcę tego! Naprawdę! — Szybko pokręciła głową. — Bardzo starałam się pamiętać, ale... ale...
Kyōko bez pardonu objęła siostrę za plecami kiedy stanęły na chodniku, mocno przycisnęła ją do piersi. Pozwoliła sobie musnąć nosem czubek głowy młodszej, a potem zaciągnąć się zapachem jej włosów przywodzącym na myśl wiosenną trawę po deszczu. Szepnęła:
— To moja wina, ale dziś wszystko naprawię. Przypomnisz sobie o nich i o waszej relacji. Obiecuję.
Minori zadrżała, mocniej wtulając się w siostrę. Nic dziwnego, że tak bardzo to przeżywała; straciła życie jako zaledwie siedmiolatka i nawet jeśli tkwiła zamknięta w starszej Yūhei, czasem spoglądając na świat jej oczami, to już nic nie było takie samo. Musiała niewyobrażalnie tęsknić za ukochaną rodziną i domem, a otaczały ją nieposkromione ciemności. Jedynym towarzyszem okazał się Mizuchi, który wcale nie popisał się wyrozumiałością. Jak dobrze, że te tortury w końcu się skończyły...
Gdy dotarły do terenów należących do Yūhei, nie mogły nadziwić się, że rodzina znów pomnożyła majątek. Już nie tylko brama w kształcie opadających na siebie jabłoni była ze złota, ale również ozdoby na postawnym ogrodzeniu. Odnowiono drogę – usłano ją marmurowymi, wygładzonymi kamieniami, również rosnące po obydwu stronach drzewa i krzewy były pięknie przystrzyżone. Strefa handlowa jak zwykle była oblegana przez istne tłumy i znów nikt nie zwrócił uwagi na dwie zaginione siostry. Kupcy stacjonowali w pięknych przybytkach, a nie przy straganach jak niegdyś. Zdawać się mogło, że alkohol i inne jabłkowe wyroby przyciągały jeszcze więcej klientów.
— Ojczulkowi się powodzi — parsknęła Kyōko, łypiąc wzrokiem na długą kolejkę przed piekarnią.
Z takim majątkiem na pewno stał się jedną z najbardziej wpływowych osób we wiosce, a może nawet i kraju. Ze słów Naruto wynikało, że ojciec nie stronił od interesów i wsadzał palce wszędzie tam, gdzie zwęszył zarobek, a łeb to miał akurat twardy i chłodno kalkulujący. Z pewnością wiedział, gdzie i jak inwestować, żeby dobrze na tym wyjść. Kyōko musiała przyznać, że głęboko w środku poczuła dumę.
W końcu znalazły się na terenach mieszkalnych, znacznie mniej zaludnionych, a ostatecznie podeszły prawie pod sam dom. Już z daleka zauważyły siedzącą na ławce Nanako – starą nianię, której przybyło zmarszczek, plecy miała jakieś takie zgarbione, a całe włosy usłane bielą. Mimo to jak dawniej paliła swoją ulubioną, drewnianą fajkę. Podeszły, gdy była zamyślona i odwrócona w drugą stronę. Kyōko przełknęła ślinę.
— Nia-nianiu... — powiedziała ze ściśniętym gardłem. — Wróciłyśmy.
Nanako odwróciła się bardzo powoli, zamierając z ręką na fajce, a fajką w ustach. Jej oczy sprawiały wrażenie zbłądzonych, gdy przemykały po ciałach sióstr. Zmarszczyła siwe brwi. Czyżby ich nie rozpoznała? To w ogóle było możliwe?
— Nianiu, to ja. Kyō...
Fajka wypadła jej z ust i z głuchym stuknięciem uderzyła o ziemię, a wargi zaczęły drżeć. Niania zassała powietrze, jakby się dławiła i przycisnęła dłonie do twarzy. Była tak blada, że Kyōko odruchowo chwyciła ją za ramię. Nanako spoglądała to na nią, to na Minori, a łzy momentalnie spłynęły po pomarszczonych policzkach.
— Kyōko-sama, Minori-chan... To naprawdę wy?
Siostry zgodnie kiwnęły głowami.
— Ja-jak? Czy ja śnię?
Yūhei wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
— Czy wierzysz w cuda, nianiu? Bo jeśli nie, to nie wiem, jak mam to wyjaśnić...
Nanako po prostu mocno je objęła i zanosząc się płaczem, zaprowadziła do domu. W środku zdjęły buty, a służba szybko przybiegła, żeby zająć się gośćmi. Chyba nikt poza Nanako ich nie rozpoznał. Dobrze.
Kyōko szła ze ściśniętym żołądkiem, ale bacznie obserwowała mijane pomieszczenia i korytarze. Za dużo się nie zmieniło – wciąż dominował tradycyjny wystrój oraz przepych; liczne obrazy, rzadkie rośliny sprowadzane z zachodu i złote figurki były tego potwierdzeniem. Nanako zaprowadziła je do pokoju gościnnego – tego samego, w którym Kyōko czekała kiedyś na matkę – a sama potruchtała, żeby powiadomić szanownych rodziców. Jej donośne kroki niosły się echem, nawet gdy zniknęła za przesuwanymi drzwiami z papieru ryżowego.
— Boisz się? — spytała cicho Minori.
Obie były zbyt zdenerwowane, żeby usiąść na poduszkach przy niewielkim stoliku, więc krążyły po pokoju.
— Trochę. Bardzo? Chce mi się rzygać.
— Mi też...
Wymieniły blade uśmiechy. Jedna stała pod obrazem przedstawiającym czaplę, a druga przy malowidle majestatycznego rumaka. Kyōko drżały dłonie, spociła się i ściskało ją w żołądku. Naprawdę czuła, że zaraz zwróci całą jego zawartość, jeśli to wszystko się przeciągnie. Minori też nie wyglądała najlepiej. Z trwogą w oczach patrzyła na złotą jabłoń stojącą na komodzie. Odważyła się ją podnieść i obrócić w dłoniach. To wtedy na korytarzu znów usłyszały kroki z pewnością należące do więcej niż jednej osoby. Starsza Yūhei poczuła, że nadszedł kolejny dzień sądu. Aż do teraz wiedziała, co mówić, ale momentalnie zapomniała o wszystkich ułożonych w głowie słowach i pociemniało jej przed oczami. Musiała oprzeć się o regał.
W końcu drzwi się otworzyły, a do środka wtargnęły dwie osoby. Kyōko wolno przeniosła wzrok najpierw na kobietę. Włosy matki były teraz obsypane siwymi pasmami, wokół oczu pojawiły się zmarszczki, a usta nieco pobladły, ale ona sama wciąż zachwycała pięknem. Oczy ojca pociemniały – przybrały odcień burzowego nieba, a jego rysy tylko się wyostrzyły. Mimo upływu lat stał z wyprostowanymi plecami i nieufnie spoglądał na kobiety. Być może nie rozpoznał w nich swoich córek...?
— Matko. Ojcze. — Kyōko z trudem przełknęła ślinę. Trzęsły jej się wargi. — Od... — zawahała się. — Odzy... — westchnęła. — Odzyskałam Minori. — Wskazała dłonią na siostrę.
Dopiero teraz rodzice popatrzyli na młodszą córkę, a na ich twarzach malowało się istne niedowierzanie. Chyba nie sądzili, że to jakiś spisek?
— Co to ma znaczyć?! — huknął niespodziewanie ojciec. — Co to za przedstawienie? Kim jesteś?! — Doskoczył do Kyōko i chwycił ją za kołnierz.
Nawet się nie stawiała. Gdy podniósł ją bliżej twarzy, przykryła jego dłonie swoimi.
— Ojcze, to naprawdę ja! — Popatrzyła mu prosto w oczy. — Mizuchi zamienił mnie w bóstwo!
Wystarczyło tyle i aż tyle. Puścił ją tak szybko, jakby poraził go niewidzialny piorun. Czuła, że tym krótkim wyjaśnieniem przekona go, że nie była żadnym przebierańcem. Tylko oni wiedzieli o prawdziwej naturze Smoka.
— Na bogów... — szepnęła matka. Zbliżyła się o kilka kroków i ponownie spojrzała na Minori.
— Ją też. Dziesięć lat temu.
— Nie... N-nie rozumiem... Nic z tego nie rozumiem! — Matka delikatnie położyła palce na policzkach Kyōko i poruszała nimi, jakby sprawdzała, czy córka na pewno była prawdziwą istotą. — Przecież Minori...
— Tak, wiem. A jednak została ze mną przez kolejne lata. — Kyōko przyłożyła dłoń do serca. — Była tu i wspierała mnie — skłamała. — A potem...
I powiedziała wszystko. Zaczęła od walki z Kaguyą i poświęceniu Mizuchiego, mówiła o szkoleniu na Panteonie, mieszkaniu na Tōjiyamie, a na koniec o ponownym spotkaniu z Minori, która ukrywała się pod postacią lisa. Wspomniała też o nowych-starych towarzyszach, z którymi badali sprawę opętańców. Rodzice słuchali w skupieniu, a początkowo niczego nie dało się wyczytać z ich twarzy. Ojciec stał z założonymi rękoma, matka wpatrywała się gdzieś w przestrzeń, z czasem jednak łagodnieli. Na koniec wolnym krokiem podeszła do Minori, a potem niespodziewanie padła przed nią na kolana i zaczęła łkać.
— Ni-nigdy nie sądziłam... Nawet w snach... — Głośno pociągnęła nosem. — Że bogowie mi was zwrócą!
Kyōko w pierwszym odruchu kompletnie zesztywniała, w porę się jednak popamiętała i skinęła na siostrę. Obie kucnęły przed matką, a ona – nie przestając płakać – otoczyła córki ramionami. Rozległy się kroki; Kyōko poczuła za plecami twardą klatkę piersiową. To ojciec przytulił je od tyłu i siostry znalazły się pomiędzy rodzicami. Chciała być stanowcza i się nie rozkleić, ale jakoś tak wyszło, że łzy ciurkiem spływały wzdłuż policzków.
— Wybaczcie nam... — szeptali na przemian.
Wraz z biegiem czasu atmosfera zaczęła się oczyszczać, a rodzice postanowili, że godnie ugoszczą swoje córki – zagonili służbę do roboty i podano wystawną kolację składającą się z przynajmniej dziesięciu przystawek i kilku dań głównych, a wszystko to ułożono na tradycyjnym, niskim stole w pokoju przeznaczonym na rozmowy biznesowe.
— Naprawdę, nie trzeba było — powtórzyła Kyōko chyba z piąty raz, ale kiedy zaczęli jeść, szybko zmieniła zdanie.
Och, kiedy ostatni raz spędziła czas z rodziną podczas wspólnego posiłku? Wydawało się to wieki temu. Minori raczej milczała i często odpowiadała po prostu zmieszanym uśmiechem. W końcu jednak matka chwyciła ją za leżącą na stole dłoń i powiedziała:
— Przepraszam, kochana córeczko, że tak to się skończyło...
Minori głośno przełknęła to, co miała w ustach. W otępieniu patrzyła na matkę.
— Moja malutka... Wyrosłaś na taką piękną kobietę! Pewnie masz mnóstwo adoratorów!
Kyōko nie mogła się powstrzymać i parsknęła krótkim śmiechem, co spotkało się z groźnym spojrzeniem siostry. Ciekawe, jak rodzice zareagowaliby na wieść, że prawdopodobnie będą mieć damską wersję zięcia...
— Kyōko — rozległ się stanowczy ton ojca.
Starsza Yūhei zamarła. Ostatni raz rozmawiała z nim tuż po ataku Paina, kiedy to zajmowali się naprawą wioski i przygotowywaniem do świątecznych obchodów. Powiedział wtedy, że mylił się co do niej. Chyba nie zmienił zdania? Naprawdę ciężko było patrzeć mu w oczy. Wytrzymała jednak i usłyszała:
— Wybacz mi, krwi z mojej krwi, moja pierworodna... Godna następczyni rodu Yūhei.
Uniosła brwi chyba do połowy czoła. Totalnie ją zatkało, ale raczej się nie przesłyszała. Usłyszenie podobnych słów od ojca było niemal tak niesamowite jak spotkanie przeciętnego śmiertelnika z bóstwem. A jednak rozdziawiła usta i wpatrywała się w ojca jak w obrazek.
— Długo zajęło mi zrozumienie, jak wielkim głupcem byłem.
No, no, tego zupełnie się nie spodziewała. Miło, nawet po tylu latach, zobaczyć, jak ojciec finalnie się przed nią ukorzył. Czekała na to tak długo! Od dziecka walczyła o jego akceptację, a kiedy dała sobie spokój, otrzymała znacznie więcej. Uśmiechnęła się pod nosem.
— Słyszałam, że masz adoptowanego syna. Niech to on czyni honory.
Ojciec drgnął i przez chwilę wyglądał, jakby go zbiła z pantałyku. Cudowny widok.
— Ale przyjmuję twoje przeprosiny. Ja natomiast — popatrzyła po obydwu rodzicach — proszę o wasze wybaczenie za to, że odebrałam wam drugą córkę. Wiem, że nie mam prawa, ale...
Ojciec niespodziewanie chwycił ją za rękę. Było w tym geście coś czułego i delikatnego. Matka natomiast pogładziła młodszą córkę po plecach.
— Teraz jesteście tu, z nami. Nic innego się nie liczy — powiedziała, posyłając im pogodny uśmiech.
Dopiero teraz Kyōko dostrzegła, że z matczynych oczu znikł ten smutek, który osiedlił się w niej na długie lata. Zapragnęła, aby ta chwila trwała wiecznie. Kto by pomyślał, że jeszcze kiedyś zasiądą w ten sposób przy jednym stole? Najwyraźniej wciąż istniały więzi, które dało się uratować. Zaczęli nawet normalnie rozmawiać!
— Co sądzicie o Liściu? Trochę się pozmieniało — zagaiła matka.
Minori przeżuła i przełknęła kolejną porcję, by odpowiedzieć:
— Nieco inaczej ją zapamiętałam... Ale podoba mi się!
Matka czule pogładziła ją po włosach.
— Jednak nie ma to jak w domu — mruknęła Kyōko i chwyciła za naczynie z miso. Upiła kilka łyków. — Chyba powinnam zrobić jeszcze kilka przystanków na wyjaśnienia.
— Z kim planujesz się spotkać? — Matka skubnęła trochę sałatki z wodorostów, a Minori czujnie obserwowała ojca, przy okazji dłubiąc pałeczkami w ryżu.
— Lista jest długa, ale raczej zacznę od Nejiego.
Kyōko nie umknęło porozumiewawcze spojrzenie rodziców i szarlatański uśmieszek ojca. Cóż takiego tym razem przyszło mu do głowy? Nie chciała jednak drążyć tematu i po prostu wróciła do jedzenia.
W czasie kolacji służba uprzątnęła dawne sypialnie i po kąpieli siostry rozdzieliły się, aby spędzić noc w swoich pokojach. U Kyōko wszystko było takim, jakie je zapamiętała – zupełnie jakby rodzice wierzyli, że pewnego dnia ich pierworodna doń wróci. Szybko omiotła spojrzeniem wszystkie meble i po prostu padła na łóżko. Nie mogła zasnąć, bo wiele myśli krążyło jej po głowie, więc po prostu wpatrywała się w sufit. Straciła rachubę czasu i nie wiedziała, która była godzina, gdy rozległo się ciche pukanie, zaraz drzwi się przesunęły, a do środka wpełzła Minori.
— Nie śpisz? — spytała, chociaż zapewne już znała odpowiedź.
Kyōko tylko uśmiechnęła się pokrzepiająco i przesunęła się pod ścianę. Poklepała materac obok siebie. Młodsza szybko wskoczyła do jej łóżka.
— Pamiętasz, jak bałaś się spać sama i przychodziłaś do mnie? — zagaiła Kyōko, wkładając sobie dłonie pod głowę. — Musiałam ci opowiadać bajkę o walecznej księżniczce ninja. Zawsze tę samą, cholerną bajkę!
— Pamiętam! — zaśmiała się Minori. — Mogłam ją recytować przez sen.
Kyōko wolno wypuściła powietrze nosem, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. Och, tak długo nie zdawała sobie sprawy, że bardzo tęskniła za domem – za jego zapachem, sporadycznym skrzypieniem starej podłogi, głosami służby, widokiem siostry i rodziców... Do tej pory nie odważyła się postawić nogi we Wiosce Liścia, jedynie nad nią przelatywała. Chyba bała się, że zobaczy coś, co złamie jej serce i na wieki pozostawi z jątrzącą się raną. Rzeczywistość okazała się całkowicie inna, a rodzina powitała obydwie Yūhei z otwartymi ramionami.
— Chciałabyś tu zostać? — spytała niespodziewanie Minori po dłuższej chwili ciszy.
Siostry spotkały się spojrzeniami, a Kyōko na chwilę odpłynęła myślami przy głośnym westchnięciu, chociaż już znała odpowiedź. W końcu rzuciła:
— Tak, ale to niemożliwe. Dla nas obydwu.
Młodsza już na to nie odpowiedziała. Sen przyszedł równie nieoczekiwanie, co te wszystkie słowa wypowiedziane ostatnio, i ukoił zszargane nerwy. Nazajutrz wciąż nie było żadnych wieści o Yotsuyu czy Chaosie, więc siostry oddawały się przyjemnościom dnia codziennego – Minori pomagała matce w haftowaniu czapli na obrusie, a Kyōko najpierw spędziła trochę czasu w wewnętrznym ogrodzie. Widok niewielkiego strumyczka z kwiatami lotosu przyniósł jej ukojenie oraz błogość, ale po lunchu zjedzonym z Nanako ruszyła na kolejną przechadzkę. Jakoś niespecjalnie dbała o to, gdzie idzie, a może nogi same pokierowały ją do miejsca, w którym wszystko miało swój początek. Mimo okrutnych wspomnień, jakie wciąż w sobie nosiła, nie bała się już gabinetu ojca – zapukała i wtargnęła do środka, nie poczekawszy na zaproszenie.
Ojciec stał przy wysokim regale i przeglądał dokumenty. Nonszalancko zerknął przez ramię, a za chwilę wrócił do czytania papierów, jakby obecność pierworodnej nie zrobiła na nim wrażenia. Ona zresztą też nie przejęła się tym teatralnym brakiem zainteresowania, bo zaczęła spacerować po gabinecie. Z rękoma splecionymi za plecami podziwiała nowe obrazy oraz meble, ale kątem oka zezowała na ojca. Ostatecznie nie wytrzymała i mruknęła:
— Wciąż się tu ukrywasz?
Parsknął przy dźwięku zamykania teczki.
— Dobrze mi się tu pracuje. Lubię ciszę i spokój. Może pewnego dnia i ty...
— Wiesz, że nie — przerwała mu, kręcąc głową. — Niedługo stąd odejdę i już nigdy nie wrócę.
Odważyła się spojrzeć ojcu w oczy, a przez kilka sekund toczyli niemą bitwę. Ostatecznie to on przegrał, bo głośno wypuścił powietrze ustami i zmarszczył czoło.
— Wiem. Nie mów tego matce, bo złamiesz jej serce.
Tylko przytaknęła krótkim mruknięciem. Ojciec nabrał ogłady – być może utrata córek tak na niego wpłynęła albo po prostu zrozumiał, że tyranią niczego nie osiągnie. Teraz był po prostu inny, lepszy...? Kyōko od zawsze pragnęła złapać z nim dobry kontakt i cieszyć się radosnym życiem. Po latach jednak to nie miało już znaczenia.
— A gdzie mój nowy braciszek? Czyżby się wystraszył? — Zaczepnie uniosła brew, a ku jej zaskoczeniu ojciec uśmiechał się w kąciku ust.
— Kaito jest obecnie w delegacji.
— O proszę, jaki poważny dziedzic... — Jakoś nie mogła wyzbyć się sarkazmu, ale ojciec wcale tego nie potępiał, a wręcz przeciwnie – wyglądał na rozbawionego.
Ostatecznie to on zmienił temat:
— Proszę, nie planujcie niczego na wieczór. Spędźmy trochę czasu w rodzinnym gronie, więc może umyjecie się w łaźni i ubierzcie w yukaty...?
Zaskoczyła ją ta propozycja, ale z drugiej strony brzmiała naprawdę nieźle. Cóż takiego wymyślił dla nich ojciec? Nieważne!
Po południu siostry wykonały prośbę ojca – zostały dokładnie wyszorowane przez służbę, potem ubrane w yukaty – Kyōko przypadła śnieżnobiała z motywem kwiatów wiśni, a Minori czarna z wyhaftowanymi jabłoniami zupełnie tak, jakby dostosowano do ich włosów kontrastujące kolory. Na koniec ułożono im fryzury w misterne koki podtrzymywane przez drogocenne spinki. Siostry pozwoliły też, by wyspecjalizowana służka dobyła pędzli i stworzyła na ich oczach istne makijażowe arcydzieło. Po wszystkim popatrzyły w lustro i Kyōko musiała przyznać, że wyglądały naprawdę ładnie. Ostatni raz poprawiła kołnierzyk szaty Minori, a gdy opuściły strefę łaźni, na korytarzu spotkały matkę. Również była odświętnie ubrana.
Czy naprawdę kazano by im się tak stroić na zwykłą kolację? A może ojciec zaprosił jakichś wspólników lub więcej osób z rodziny? Kyōko umierała z ciekawości, więc kiedy ruszyły korytarzem, próbowała przyspieszać kroku.
— Mam nadzieję, że to wam sprawi radość — szepnęła matka, gdy dochodziły do szerokich drzwi przesuwanych, prowadzących do tej samej sali gościnnej, w której poprzedniego dnia jadły posiłek z rodzicami.
Siostry wymieniły spojrzenia i ochoczo podeszły do drzwi. Przez cienki papier ryżowy zaczęły przebijać jakieś cienie, a nawet...
Głosy.
Dużo głosów.
Mnóstwo głosów!
Kyōko momentalnie skamieniała i zatrzymała się w połowie kroku. Minori też wyglądała na spanikowaną, bo z otwartymi ustami popatrzyła na matkę, jakby chciała usłyszeć wyjaśnienia.
— C-co to m-ma znaczyć? — wycharczała przez ściśnięte gardło Kyōko. — Kogo zaprosiliście?
— No cóż... — Matka wzruszyła ramionami, uśmiechając się niczym niewiniątko.
Starsza bogini powoli podeszła do drzwi i zaczęła nasłuchiwać. Ze środka przebijał się donośny głos ojca:
— ...niedługo, moi mili. Za chwilę kogoś wam przedstawię!
Aż się wzdrygnęła. Nie tego chciała, nie na to liczyła! Odwaliła się w tę głupią yukatę, żeby spędzić czas z rodziną, a nie jakimiś mieszkańcami wioski! Dlaczego rodzice to zrobili?!
— Aż strach się bać, Toshio-sama — rozległ się radosny śmiech, który Kyōko poznałaby i na końcu świata.
Neji.
Cholerny Neji.
Jak mogła tego nie wyłapać?!
Przecież w tłumie odzywało się znacznie więcej znajomych osób. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że usłyszała charakterystyczne chrząknięcie Kakashiego, wesołe okrzyki Lee, kobieco brzmiący głos Sakury, cichy śmiech Hinaty, donośny rechot Tenten, a nawet wzdychanie Naruto. Przez te wszystkie emocje i pozostałych członków rodziny Yūhei, którzy mieszkali w domu albo kręcili się wokół niego, zupełnie nie wyczuła chakry gości, ba, nawet nie próbowała jej wyczuwać, bo nie spodziewała się takiej imprezy niespodzianki...
Cholera, co teraz?!
Szybkie spojrzenie na Minori. Skinięcie głowami. Odwrót.
Zdążyły postąpić zaledwie krok w przeciwną stronę. To wtedy usłyszały dźwięk przesuwanych drzwi i słowa ojca:
— A oto one!
I nastała grobowa cisza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top