17. ... ten dzień


- Wykorzystuje się ją do leków przeciw bólowych, ważny składnik maści na latanie, jako trucizna do połowu zwierząt. Jeszcze lekki uspokajające serce i powodujące pocenie.- czytała Ravena, a Snape uważnie się jej przysłuchiwał

     Trwało śniadanie, na które przyjaciele poszli dość wcześnie, aby pobyć sami. Oboje zastanawiali się nad eliksirem i właściwościami.

- Co chcesz osiągnąć tym eliksirem?- zapytał zastanawiając się.

- Co tylko można. Chce poeksperymentować.- wzruszyła ramionami dziewczyna chowając książkę.- Złagodzić objawy likantropi, albo usunąć całkowicie wilkołactwo.

- Możemy popróbować z samą rośliną, ale i tak nic nie sprawdzisz chyba, że miałabyś Wilkołaka do testów.- rzekł Snape unosząc brew.

- Nie koniecznie.- powiedziała uśmiechając się.- Jeżeli ja, na przykład wypiła ten eliksir, to może gdy naszym celem byłoby złagodzenie drugiego oblicza, to wtedy ja byłabym miła.- zaczęła się śmiać.

- Nie wydaje mi się, ale może znalazłabyś kogoś chętnego. Zapewne nie jeden Wilkołak nie chce nim być.- powiedział i upił łyk soku z dyni.

- Może...- dziewczyna oparła łokieć o ławę, a na dłoni położyła głowę i obserwowała Remusa, który wszedł do Sali.

- Zaczęłaś się inaczej czesać.- przymrużył oczy Snape spoglądając na warkocze kobiety.

- Co? A! An stwierdziła, że tak mi ładnie i mnie uczesała.- wzruszyła ramionami dalej patrząc na bruneta.

- Zakochałaś się w nim?- zapytał ponuro Severus.

- Co?- Ravena oprzytomniała.- Nie!

- Rav... znamy się jak dwa łyse hipogryfy.- Snape patrzył na nią z powagą.- Przecież cię nie zabiję.

- Czy ja wiem?- zaśmiała się i dostała kopniaka pod stołem.- Auu... Nawet jeżeli to co z tego? I nie porównuj mnie do Lily, bo to ty zawaliłeś.- pogroziła mu palcem.

- Wiem...- chłopak posmutniał, a Potter obeszła stół i usiadła obok niego.

- Nie przejmuj się.- otuliła chłopaka ramieniem i położyła mu głowę na jego ramie.- Ja jestem przy tobie i będę. Nie ważne czy bratasz się z Czarną Magią i nie ważne, czy będę mieć męża czy dziecko. Zawsze będziesz moim Sevciem. Wiesz?- zapytała, a czarnowłosy ją przytulił. Pogłaskała go po placach i sięgnęła po tosty.

- Wiesz, że cię nie znoszę.- powiedział Snape uśmiechając się.

- Wiem.- zachichotała.- Ja ciebie też kocham.

***

     Nadeszła środa. Był to jeden z najbardziej męczących dni szkolnych. Wszyscy nauczyciele zadawali prace domowe. Terminy nie były długie. Od razu po lekcjach Ravena zabrała się za dwa eseje w Wielkiej Sali.

- Mózg ci wyparuje.- odezwał się Malfoy i zabrał dziewczynie esej.

- Lucek, bo się pogniewamy.- zagroziła palcem Ravena, a chłopak oddał jej pracę domową.- Grzeczny.- dziewczyna zniszczyła mu fryzurę jednak ten nie zareagował i usiadł obok.- Skończyłam.

- Co skończyłaś?- zapytała Bella.

- Wszystkie eseje. Została mi jedynie praca od Slughorna, ale to za dwa dni.

- Ty nie masz życia prywatnego.- zaśmiała się Ballatriks.

- A mam.- założyła ręce na piersi wcześniej chowając pergaminy do torby.- Przecież rozmawiam z wami.- wszyscy się zaśmiali i zaczęli jeść.

      Z stołu Gryfonów poderwali się Huncwoci. Ravena miała w planach śledzić chłopaków, więc przeprosiła przyjaciół i wyszła. Chłopcy szli w stronę Wierzby Bijącej, do której nie mogli się zbliżać. Nie wiedzieli, że są śledzeni więc jak nigdy nic weszli do tajnego przejścia. Potter zdziwiła się co oni zamierzają zrobić i wyciągnęła z kieszeni zmniejszony szlafrok. Powiększyła przedmiot i rzuciła na ziemie. Zmieniła się w wilka zabrała odzież w pysk i cicho stąpając weszła za nimi. Gdy chłopcy przeszli przez jakieś drzwi, Animag zatrzymał się pod nimi i nadsłuchiwał.

- Jesteście pewni, że Wrzeszcząca Chata to dobry pomysł.- zapytał Remus.- Jeżeli ktoś nas usłyszy...

- Nie usłyszy.- powiedział Syriusz siadając na stole.- Wszyscy myślą, że są tu duchy.

- Teren jest strzeżony.- dodał Peter siadając na podłodze.

- Jest tu tyle miejsca, że każdy może się ubrać gdzie indziej bez krępacji.- wzruszył ramionami Potter.- Czym się przejmujesz?

- Że ona nie wie.- powiedział odpadając na kanapę.- Bo gdyby znała prawdę na pewno by na mnie nie patrzyła w taki sposób.- ukrył twarz w dłoniach.

- I dobrze, że nie wie, bo po co nam tu baba? Od siedmiu lat robimy to samo i jest źle?- zapytał Syriusz przeglądając się w zakurzonym lustrze.

- Nie...- Remus sam nie wiedział czego w tym momencie oczekiwał.- To pełnia płata figle.- powiedział przecierając sobie oczy.- To już nie długo.

- Może być pochmurna.- powiedział Pettigrew patrząc za okno.- Możemy tu trochę posiedzieć. Mogłem coś wziąć z Wielkiej Sali.

- Nie.- odparł stanowczo Potter.- Nie chcemy komory gazowej.

- Może Remus powinien jej powiedzieć...- zaczął rozmyślać Black.- Przecież jego serduszko zwiędnie. Widzisz co się dzieje.- mówił w stronę Jamesa i wskazał na przygnębionego Lupina.

- To naprawdę przez pełnie.- Lunatyk chciał wywinąć się od kłótni.- Nie wiem nawet co do mnie czuje. Nie chcę robić sobie żadnych nadziei.

- I dobrze.- uśmiechnął się James.- Ravena jest jak bomba błotna. Lepiej nie wrzucać jej sobie do spodni.- James pomasował swoje pośladki.

     Wilczyca, która siedziała pod drzwiami podkuliła ogon. Nie wiedziała co ją tak dotknęło. To, że James tak o niej sądzi czy to, że Lupin nie chce jej czegoś powiedzieć.

- Zaczyna się.- powiedział Glizdogon i stał się szczurem. Reszta znajomych również była już zwierzętami.

     Żyły Remusa stały się czarne. Źrenice się zwierzyły. Jego głowa stała się łbem Wilkołaka. Ręce i nogi Lupina się wydłużyły, a na stopach i dłoniach wyrosły ostre długie pazury.

     Ravena nie umiała uwierzyć w to co słyszy. Wycie... Wycie do księżyca rozniosło się po całej chacie. Potter już wiedziała jakim zwierzęciem jest Remus. Już wiedziała, że nie jest animagiem. Wtedy wszystko ułożyło się w całość. Zielone oczy, blizny i eskapady jej brata do Zakazanego Lasu w czasie pełni. Dziewczyna ponownie chwyciła w pysk szlafrok i zaczęła biec w stronę lasu. Czy to dla tego Lunatyk tak jej się podobał? Czy ona wyczuła, że jest Wilkołakiem? Czy po prostu sama z siebie zakochała się w jego charakterze? Na tamten moment nie potrafiła odpowiedzieć na tamte pytania. Biegła zostawiając za sobą łzy. Wiedziała dokładnie dlaczego płakała. Płakała ze strachu. Ze strachu przed tym, że Remusowi może coś się stać. Bała się o niego. Tak cholernie się bała, że może nie radzić sobie z likantropią. Jednak wiedziała, że jego przyjaciele czuwają nad nim. Cieszyła się, że Remus ma kogoś takiego. W końcu ten fakt popchnął ją jeszcze bardziej w stronę tego, alby stworzyła wywar. Przyznała to przed sobą. Zakochała się w przyjacielu jej brata. Uczyniła siebie nie rozłączną z jego żartami i przemyśleniami. Oddała mu swoje serce...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top