4
-Japierdole.
Przekląłem wiedząc, że mam przejebane.
Po tym jak zostałem wepchnięty do pokoju w, którym znajdowali się wszyscy mieszkańcy rezydencji włącznie z Lucas'em, zachwiałem się i prawie upadłbym gdyby nie silne ręce, które mnie złapały. Poczułem, że ktoś przytula się do mnie od tyłu. Podczas gdy odwracałem głowę aby zobaczyć co to za rzep się do mnie przyczepił i uratował mnie przed bólem dupy modliłem się w duchu aby to nie był on. ( Oczywiście, że on a co myślałeś, że Sally ) W końcu nadzieja matką głupich. (Jeff: Co ci mówiłem o robieniu ze mnie debila w tym książce! Ja: Żebym tego nie robiła. Jeff: To przestań! Ja: Nope Jeff:Go to sleep Ja: Go to sleep with Lucas :> Jeff:...Kiedyś na prawdę cię zabije. Ja:Przyjmę śmierć z otwartymi ramionami :>) Jednak osobą, która mnie trzymała był on.
-Nie wiedziałem, że tak na mnie lecisz kotek~-Wyrwałem się szybko.
-Odwal się!
-No co tak ostro skarbię?-Podszedłem bliżej przerośniętej ośmiornicy, która stała przy drzwiach. Będąc już w miarę zadowalającej odległości od zboczeńca, czyli na drugim końcu pokoju powiedziałem.
-Skończmy to szybko. Co chcecie wiedzieć?-Oparłem się o ścianę i skrzyżowałem ręce na piersi.
-Skąd z nasz Lucas'a?-Slendy zaczął zadawać pytania.
-Kiedyś się z nim kumplowałem.
-Oj kotku byliśmy najlepszymi przyjaciółmi a nie kumplami.
-Zamknij mordę pacanie.
-Lucas dlaczego mówisz do Jeffa 'kotku'?
-Bo go kocham~-Ja się zarumieniłem i wkurwiłem a reszta wyglądała na nieźle ździwionych.
-Byliście kiedyś razem?
-Ni-Przerwał mi ten chuj.
-Tak
-A właśnie, że nie!
-Ale kotku powiedziałeś, że mnie kochasz.
-Bo mnie zmusiłeś jebany psychopato!-Uciekłem z pomieszczenia drugim wyjściem, które znajdowało się za Maskim.
_____________
Tak, w końcu zaczęłam znowu pisać rozdziały. Jakieś teorie co Lucas mógł zrobić Jeffowie? :>
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top