83


Pov Paula

- Niestety na złamany kręgosup i wszystko wskazuje na to, że będzie sparaliżowany - nie mogłam, a nawet nie chciałam wierzyć własnym uszom. Harry nie mógł być sparaliżowany i to jeszcze teraz jak doszliśmy do porozumienia. Gdy uświadomiłam sobie, że jednak chce z nim być. To nie mogło być prawdopodobne.

Pokręciłam przecząco głową i usiadłam na krześle, bo przeczuwałam, iż długo to na nogach nie wytrzymam.

- To się nie dzieję - to jedynie udało mi się wypowiedzieć.

- Uspokój się, to nie jeszcze nie koniec świata - pocieszył mnie Liam i zwrócił się do lekarza. - Czy to możliwe by kiedyś odzyskał pewną sprawność?

- Bardzo możliwe tylko będzie to od niego wymagało dużo wysiłku i ćwiczeń i oczywiście silnej woli- przymknęłam oczy ze szczęścia. Ta odpowiedź dawała mi nadzieję, że wszystko jednak się ułoży, że los nie jest aż tak okrutny wobec mnie. Może nawet będę z Harry'm w miarę szczęśliwa.

- On już o wszystkim wie? - Spytałam nawet nie mogłam sobie wyobrazić jak zareagował na tą wiadomość.

- Jest jeszcze nie przytomny, powinien się za chwilę obudzić, może tak pani by go o tym poinformowała - szczerze to trochę bałabym się to zrobić. Obawiałam się, że Harry mógłby się na mnie wyżyć za to.

- Dobrze - zakomunikowałam dość cicho i weszłam do sali.

Tam zobaczyłam Harry'ego po podłanczanego do tych wszystkich kabelków. Widok nie był za ciekawy. Od Harry'ego od zawsze emanowała siła, a teraz leżał taki można by nawet rzec, że bezbronny. Nigdy w życiu nie spodziewałam się, że zobaczę go w takim stanie.

Przysunęłam sobie krzesło i przysiadłam obok niego. Następnie dotknęłam jego dłoni.

Po około dziesięciu minutach zaczął się powoli budzić. W pierwszej chwili nawet chciałam zawołać pielęgniarkę, lecz potem uznałam to za zbędne. Pewnie tylko mocniej by się zdenerwował.

- Jesteś kochanie - to było pierwsze co z siebie wydusił, a następnie ścisnął moją dłoń.

- Oczywiście, że tak i wiedź, że nigdzie się nie wybieram - nagle z jego ust znikł uśmiech, a pojawił się grymas.

- Czemu nie mogę poruszyć nogami - oznajmił z paniką i zaczął znacznie szybciej oddychać.

- Jesteś sparaliżowany - powiedziałam wprost. Doskonale wiedziałam, że owijanie w bawełnę nic nie da, a tylko może pogorszyć sytuację.

- CO?

- Nie przejmuj się tak, to krótkotrwałe, niedługo wszystko się ułoży - próbowałam go w taki sposób uspokoić. Liczyłam na to, że jak usłyszy iż to nie jest trwałe to przestanie się tak bardzo denerwować.

- Jak mam się nie przejmować? Będę kalęką teraz to już na pewno nie będziesz mnie chciała - po chwili dopowiedział. - Zostaw mnie samego.

Postanowiłam spełnić jego prośbę i opuściłam pomieszczenie.




Dziś trochę krótszy bo miałam dużo na głowie.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top