17

Pov Paula

Pierwsze o czym pomyślałam to ucieczka. Gdybym wydostała się z tego przeklętego domu to mogłabym się dostać na najbliższy
komisariat policji i poszukać tam pomocy. Oni pewnie najpierw by mnie przesłuchali, a potem odesłali do domu. Powiedziałabym im
całą prawdę, nawet jeśli to by było równoznaczne z tym, że Zayn miałby pójść do więzienia. Nie byłoby mi go nawet szkoda, on
bez mrugnięcia okiem oddał mnie temu pieprzonemu sadyście. Nie obchodziło go to co się ze mną będzie dziać.

Lecz teraz już wiem, że to jest niemożliwe, drzwi na zewnątrz są zamknięte. Dodatkowo zauważyłam, że Harry wzmocnił ochronę. Najwidoczniej Harry odgadnął moje zamiary

Minęły dwa dni odkąd użył mnie on jak zwykłej zabawki. Nie zrobił mi już więcej krzywdy, ale to nie zmienia faktu, że nadal strasznie cierpię. Najgorsze jest to jego zmienne zachowanie raz jest dla mnie miły i próbuje złapać ze mną kontakt, a następnym razem krzyczy na mnie, że go ignoruję.

Ja staram się na niego nie patrzeć. Puszczam jego słowa mimo uszu. Jak kładziemy się spać to zachowuję jak największą od niego odległość jak tylko się da.

Większość czasu spędzałam u niego w pokoju.  Nie miałam na nic ochoty. Lecz ile tak można bezczynnie leżeć, więc zaczęłam przeszukiwać pokój. Zawsze mogło się tam znajdować coś przydatnego.

Nie wiem jak opisać moje zaskoczenie gdy w szufladzie znalazłam pistolet.

Może jednak będę wolna?

***
- Mam nadzieję, że od jutra zaczniesz się wreszcie normalnie zachowywać. Mam już dość tych twoich fochów - oznajmił gdy byliśmy w łóżku. Ja byłam odwrócona do niego plecami. - Słuchasz ty mnie w ogóle?

Położył rękę na moim ramieniu i odwrócił mnie tak bym leżała na plecach.

- Dobrze by było gdybyś jeszcze patrzyła na mnie gdy do ciebie mówię. Rozumiesz?

- Tak - cicho mruknęłam.

- To dobrze, nasze życie powinno już wrócić do normy - zgasił światło choć to i tak mało dało, bo rolety były odsłonięte, a była gwiaździsta noc.

Po kilkunastu minutach gdy miałam już pewność, że on zasnął to wyciągnęłam pistolet z pod poduszki i odbezpieczałam go.

Przykucnęłam na łóżku i wymierzyłam w jego broń. 

Tak, chciałam go zabić, uwolnić się od niego. Mieć spokój.

Nagle on otworzył oczy. Nie robił jednak żadnych gwałtownych ruchów tylko patrzył mi prosto w oczy.

- Nie zrobisz tego - oznajmił pewnie.  - Ukrywasz to, ale jestem przekonany, że coś do mnie czujesz. Nie jestem ci obojętny.

- Wcale nie, nienawidzę cię - wysyczałam przez zęby.

- Nie wierzę - coś tam jeszcze mówił, ale nie mogłam go już słuchać. Miałam dość.

Po prostu pociągnęłam za spust.



Dziś trochę krótszy. Naszła mnie wena i przed chwilą go napisałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top