}~5~{
Po około dwóch tygodniach spędzonych razem z Erenem zbliżyliśmy się do siebie na tyle, żeby czasem się odwiedzać i móc zwierzyć się z jakiś prywatnych sytuacji. Oczywiście moja płeć drugorzędna w dalszym ciągu miała mnie gdzieś i nie wiedziałem, kim jestem. Byłem umówiony na badania, ale musiałem grzecznie czekać przez następne dwa
miesiące. Niestety w ostatnim czasie dużo osób ma problemy ze zdrowiem, a moja przypadłość nie mogła przyspieszyć przyjęcia mnie.
Dzisiaj umówiliśmy się na siłowni polowej, aby trochę popracować nad moim ciałem. Pomimo chłodnej pory, nie był to dla mnie jakiś większy problem. Eren chciał się pobawić w mojego trenera personalnego. Zacząłem od drobnych ćwiczeń, ale w trakcie zacząłem czuć się bardzo dziwnie... Zrobiło mi się jeszcze cieplej, nawet trochę zakręciło mi się w głowie...
- Eren...
- Coś nie tak? Co się dzieje?
- Kręci mi się... W głowie... - Kucnąłem sobie. Eren podszedł do mnie i pomógł mu usiąść na ławce. Po chwili poczułem silny ból, dosłownie całego ciała. Nie mogłem nawet wydusić z siebie słowa, czułem się jakbym umierał...
- Levi ty...
*Eren pov*
- Levi ty... - Poczułem piękny, słodki zapach jego feromonów. Dla mnie było jasne, że dostał on rui. Był Omegą. Był pieprzoną Omegą, przed której zapachem musiałem się bronić.
Pomogłem mu wstać i zabrałem go do swojego samochodu. Wiedziałem, że rodziców nie będzie w domu przez następne dwa dni, wyjechali na rocznicę, więc mogłem go zabrać do siebie. Adresu jego domu nie znałem, nawet nie zapytałem gdzie mieszka, bo z góry założyłem, że nie będzie świadomy.
Dojechałem do swojego domu, co było niezwykle trudne, biorąc pod uwagę jego kuszący i intensywny zapach. Wziąłem go na ręce i zaniosłem do swojego pokoju. Miałem zamiar z niego wyjść, ale usłyszałem wtedy jak upada na podłogę.
- Levi! - Podbiegłem do niego i pomogłem mu wrócić na łóżko. Ten chwycił mnie za ubranie, drżał i był czerwony. Zalewał się łzami, jego źrenice były rozszerzone jak po narkotykach... Z rozchylonych ust ciekła mu ślina. Próbował coś powiedzieć, wydawał się naprawdę walczyć ze sobą, aby wydusić z siebie jakiekolwiek słowo... - Nic nie mów....
- E...Ren... - Wydukał, ciężko dysząc. - Zrób... To...
- O czym ty mówisz? - Przełknąłem mocno ślinę. W moich spodniach zaczynał dziać się niepokój. Miałem nadzieję, że nie chodzi mi o TO, nawet jeśli miałem coraz większą ochotę.
- Zró...Zrób... To ze... M-mną... - Zacisnął pięści mocniej, ale wciąż lekko. Zaczął mocniej drżeć.
- Nie jesteś świadomy tego co mówisz... - Chciałem się odwrócić.
- Je...stem... - Prawie że to wyszeptał.
- Udowodnij... Jaki miałem numerek przy pierwszym spotkaniu? - Zadałem możliwie najgłupsze pytanie, ale z racji iż było szczegółowe, to odpowiedziałby tylko będąc świadomym.
- Sześć... - Zamknął oczy na chwilę. - Pomoż mi...
Nie mogłem patrzeć na to, jak cierpi katusze. Wybiegłem z pokoju i pojechałem do najbliższej apteki po zabezpieczenia. Kupiłem dość drogie prezerwatywy przeznaczone do stosunków w ruje. Były przystosowane do tego zbliżenia porzez odpowiednią rozciągliwość i grubość. Wróciłem do domu najszybciej jak mogłem. Drzwi Zamknąłem na klucz, a idąc na górę już otwierałem paczkę prezerwatyw. Wyciągnąłem jedną, wchodząc do pokoju. Przestałem się powstrzymywać, wziąłem głęboki wdech, a moje ciało ogarnęła przyjemność. Przeszedł mnie silny, podniecający dreszcz, a penis zaczął pulsować.
Zbliżyłem się do niego i zacząłem go namiętnie całować. Jego usta smakowały tak dobrze, był ciepły, delikatny, taki seksowny. Jego ciało, nieskalane żadną inną Alfą. Tak myślałem. Wierzyłem w to. Wiedziałem wręcz, że nikt wcześniej go nie dotknął.
Założyłem prezerwatywę i po rozebraniu zarówno siebie, jak i jego, płynnie w niego wszedłem. Poczułem ciepło i przyjemnie pulsowanie nie tylko mojego penisa, ale też jego wnętrza. W środku wręcz parzyło. To, że było ciepło, to za mało powiedziane. Za mało. Z każdym ruchem słyszałem jego jęki przyjemności. Czułem się, jakbym był w niebie. Miałem nadzieję, że on również czuje się wspaniale.
Nie pamiętam później jak to się zakończyło. Straciłem panowanie. Straciłem kontrolę. Straciłem zdrowy rozsądek. Świat zaczął być normalny dopiero rano. Obudziłem się, a obok mnie leżał jeszcze śpiący Levi. Leżał głową na mojej klatce piersiowej. Na ciele miał malinki i pogryzienia.
Zrobiło mi się niedobrze z poczucia winy. Przecież Levi mnie zabije. Zabije. Ożywi i jeszcze raz zabije. Zacząłem się strasznie bać. Przeraźliwie bać... Bardzo nie chciałem, żeby miał mi to za złe... Stracenie go było gorszą wizją od tego, że ktoś mógłby nas w trakcie przyłapać.
Leżałem w bezruchu, do momentu aż Levi się obudzi. Gdy tak się stało, poczułem jak się spina i ani nie drgnie. Po chwili usiadł na łóżku, zobaczyłem jak drży... Wstał nagle, postawił zaledwie krok i się zachwiał. Upadł na ziemię... Wstałem od razu i kucnąłem przed nim.
- Eren ja... Ja jestem Omegą... - Spojrzał na mnie, a jego oczy były czerwone, załzawione. - Boję się... Naprawdę się boję...
Przytuliłem go mocno, co zostało odwzajemnione. Pogłaskałem mu plecy i ucałowałem w główkę.
- Już dobrze... Nic złego ci się nie stanie... Nie musisz się bać... Nie płacz...
- My to zrobiliśmy... Tak?...
- Tak... Ale zabezpieczyłem się. Wszystko jest dobrze. Nie musisz się martwić...
- Dziękuję... - Milczał przez chwilę. Dałem mu czas, żeby ochłonął. Później okryłem go kocem i zaprowadziłem do łazienki, żeby mógł spokojnie wziąć prysznic. W tym czasie ja się ubrałem, otworzyłem okno w pokoju i poszedłem zrobić herbatę. Gdy wróciłem na górę, Levi już tam był. Usiadł dopiero co na łóżku. Wyglądał na bardzo zmartwionego.
- Coś się stało? O czym myślisz? - usiadłem obok niego. Troskliwie pogłaskałem go po plecach i podałem kubek z herbatą. Wziął ją ode mnie.
- Chodzi mi o... Aleksa.
****
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top