}~10~{

- Jeśli?...

- Nawet jeśli kochałbyś kogoś innego, z nim zaczął układać swoje życie... Nawet jeśli znajdziesz swoją jedyną miłość. Ja będę obok ciebie, bo obiecałem ci bezpieczeństwo, bo nigdy nie zrywam danego komuś słowa...

- Eren bo...

- Poczekaj... Proszę... - Wydawał się bardzo przejęty, wziął wdech. - Przypominam Aleksa. Wiem o tym. Niczym się nie różnimy. Oboje się zakochaliśmy. Oboje daliśmy ci obietnicę. Oboje próbujemy zwracać na siebie uwagę. Oboje jesteśmy zazdrośni. Oboje o ciebie zabiegamy. Oboje chcemy być przy tobie... I nas obu nie kochasz. Nas obu to frustruje... Nie mogę znieść tej pieprzonej myśli, że jestem tak bardzo podobny do niego... Zdałem sobie z tego sprawę niedawno... I nie mogę się z tym pogodzić... Zwyczajnie nie mogę... Duszę się własnymi myślami... Najbardziej boję się, że Ty widzisz mnie tak... Jak jego... - Odwrócił głowę ode mnie... Ścisnęło mnie w sercu.

- Eren... Doszukujesz się podobieństwa trochę na siłę... Gdybyś mówił, że mnie kochasz, a jednocześnie całkiem byś ignorował moje zdanie... To czy można by to nazwać uczuciem? Nie...

- Ale nie rozumiesz tego... Byłeś w trudnej sytuacji, a ja zaślepiony nie widziałem, że nie czujesz się najlepiej... Jest mi okropnie głupio... Źle. Nigdy nie chciałbym być jak on. A się taki stałem, wybacz mi Levi...

- Źle myślisz. Na początku uważałem cię za natręciucha, ale nie da się ukryć, że służyłeś mi pomocą. Zacząłem cie lubić, bo złapaliśmy wspólny kontakt, nie śledziłeś mnie, czułem się przy tobie bezpiecznie... Zwłaszcza jak Aleks był w pobliżu. Mieliśmy... Swój pierwszy raz razem... No, mój pierwszy na pewno... Zrobiłeś to, bo sam tego chciałem. Zadbałeś o mnie. Uratowałeś mnie przed gwałtem, ryzykując swoim zdrowiem - wyciągnąłem dłoń i obróciłem jego twarz w swoją stronę. Pogłaskałem dłonią opatrunek na jego czole. - Ryzykowałeś dla mnie... Nie jesteś jak Aleks... Nie działasz dla własnych korzyści... Robiłeś to szczerze dla mnie... A ja nie mogłem się nijak odwdzięczyć... Źle mi z tym, że mnie kochasz a ja nie mogę nijak tego odwzajemnić. Martwię się o Twoje uczucia, nie chce cię ranić... Ale myślę o wszystkim co się stało i dochodzę do wniosku, że coraz bardziej zaczynam się lubić. Jeśli... Możesz być cierpliwy, to poczekaj... Daj mi czas.

- Dam ci tyle, ile zechcesz... - Pocałował moją dłoń i położył sobie na policzku, oczy rozbłysły mu z radości... - Dziękuję, że mi to powiedziałeś... Nie patrzyłem na siebie z tej strony, jako na osobę, która nie zrobiła nic złego. Ciągle się zamartwiałam, myślałem co zrobić, aby go nie przypominać, nie osaczać cie...

- Już wiesz, że tego nie robisz. No już... Nie smutaj się. Powiedz mi, co z twoją szkołą?

- Nic konkretnego, jestem dobrym uczniem.

-  A ciekawe co z matmą. Nie pochwaliłeś się, czy zdałeś tamten sprawdzian. I kiedy masz zamiar poprawiać kolejne?

- A tak, zapomniałem. Poprawiłem na 4, a to wszystko dzięki tobie. Na następną poprawę jeszcze się nie umawiałem, na razie mamy dużo innych spraw na głowie.

- Moja zasługa w tym jest tylko taka, że Ci wyjaśniłem co i jak. Reszta to twoja ciężka praca.

- Z takim korepetytorem Zdam maturę na 100%

- Spróbuj podejść do rozszerzenia, nauczę cię.

- Przemyśle to - zaczął jeść bułeczki razem ze mną. Był ze mną. Wspierał mnie i to, tylko to się dla mnie teraz liczyło.

Po dwóch dniach wyszedłem ze szpitala, w dalszym ciągu miałem mieć kontakt z psychologiem, choć nie wydawało mi się, aby było to konieczne. Czułem się dobrze, zwłaszcza, gdy miałem spotkać się z Erenem. Chociaż, gdy tak o tym pomyślę, to bez niego faktycznie odczuwałem spory niepokój, niepewność. Jednak lepiej przy tym psychologu pozostać. Na pewno przepracowanie tego co mnie spotkało, nie zaszkodzi mi.

Z racji tego wypadku szef dał mi jeszcze dwa dni wolnego. Był wyrozumiały, ale chyba to nic dziwnego bo miał czwórkę dzieci, z czego trójka to Omegi. Musiał doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że bycie Omegą nie należy do najłatwiejszych. Spotkałem się dzisiaj z Erenem, na zewnątrz zaczął pruszyć śnieg, bardzo szybko, dużo szybciej niż w zeszłym roku. Bardzo lubiłem gdy sypał śnieg, czułem nostalgie i przyjemny spokój. Byłem u Erena, usiadłem na krześle przy oknie i przyglądałem się temu jak sypie, a on w tym czasie był na dole.

Czułem się dzisiaj jakoś tak dziwnie, osłabienie dawało o sobie znać już od rana, tak samo dziwne napady gorąca, trwające może kilka minut, a następnie dreszcze z zimna. Pomyślałem, że będę chory, a Eren się tym przejął i pobiegł zrobić mi herbatkę, żeby trochę mnie rozgrzać.

- Wróciłem - podszedł I położył herbatę na parapecie. - Dodałem dużo miodu i cytrynki.

- Dziękuję... - Napiłem się.

- Dobrze się czujesz? Mam wrażenie że ci się pogorszyło odkąd wyszedłem...

- Naprawdę? Nie wydaje mi się... Właśnie myślałem, że jest lepiej...

- Sprawdźmy - dotknął mi czoła. - Wydajesz się mieć gorączkę...

- To możliwe... - Usiadłem razem z nim na łóżku, z minuty na minutę zaczynałem czuć się coraz dziwniej. Robiło mi się gorąco, duszno. - Eren to... To chyba ta ruja... Nieregularna...

- Potrzebujesz leków?... Przyniosę Ci cokolwiek zechcesz...

- Nie... Nie chce tabletek... - Podniosłem głowę i spojrzałem mu w oczy. - Chce to zrobić z tobą...

Przez chwilę milczał, objął mnie w talii, a jego policzki zrobiły się czerwone. Pocałował mnie, kładąc na łóżku. Głaskał mnie po ciele, aż włożył rękę pod koszulkę, żeby dotknąć moje sutki. Jego dotyk mnie rozpalał, czułem się dobrze gdy był tak blisko... Długo mnie całował, po całym ciele, aż w końcu zrobiliśmy to po raz drugi. Tym razem byłem bardziej świadomy tego co się dzieje, odczułem mocniej te ogarniającą mnie przyjemność...

Później leżeliśmy na łóżku, powoli dochodziłem do siebie. Emocje opadały, czułem się wyjątkowo spełniony. Usiadłem po chwili na łóżku. Eren delikatnie pogłaskał mnie po plecach, spojrzałem na niego i posłał mi sympatyczny uśmiech. Odezajemniłem...

*******

A jutro rozszerzona biologia XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top