}~1~{

Czytałem swój ulubiony, jak dotąd, kryminał, czekając jednocześnie na swoją kolej. Co jakiś czas do gabinetu wchodzili młodzi pacjenci w przedziale wiekowym od czternastu do osiemnastu lat. Starałem się nie myśleć o tym, że każdy spogląda w moim kierunku, starałem się udawać, że wcale nie słyszę jak ktoś o mnie szepcze, starałem się udawać, że nie przejmuje się otoczeniem dookoła. Tak naprawdę, to chciałem oszukać jedynie siebie. 

Przez ponad godzinę, ani na moment nie oderwałem wzroku od książki, choć wcale na niej skupiony nie byłem. Później miałem w planach powtórzyć te niby przeczytane fragmenty. Z gabinetu wyszła kobieta ze swoim dzieckiem. Dopiero teraz oderwałem wzrok od pożółkłych stron. Chłopak miał na oko piętnaście lat i trzymał w rękach swoją dokumentację. Cieszył się z tego, że jest Aflą. Za nim wyszedł lekarz.

- Ackermann Levi?

- Tak? - wstałem.

- Zapraszam. - gestem ręki zaprosił mnie do gabinetu. Schowałem książkę do torby i wszedłem do pomieszczenia. Usiadłem na miejscu naprzeciwko tego, które zajął lekarz. 

- Ma pan już moje wyniki?

- Tak. - oznajmił, przysuwając w moją stronę przygotowaną teczkę. Z podekscytowaniem wziąłem ją i otworzyłem. Na początku była najnowsza karta z wynikami badania. Poczułem jak ściska mnie w gardle.

- Jak to 'wynik nieznany'... Dlaczego? 

- Nie mam pojęcia... Wie pan, czasami się tak zdarza. Jest to niezwykle rzadki przypadek, że wynik nie jest jednoznaczny, ani że nie ma choć małego podejrzenia co do jednoznaczności wyniku. Myślę, że to ma związek z różnymi czynnikami. Polecam zrobić sobie szczegółowe badania krwi, ja wypiszę skierowanie. - wyciągnął karteczkę i długopis. 

- Nie rozumiem tego... 

- Może chodzi o choroby genetyczne?

- Nikt wcześniej nie miał takiego problemu, a o chorobach genetycznych nic mi nie wiadomo. 

- Był pan u androloga?

- Trzy lata temu.

- Dość dawno, zalecam się zapisać. 

- Co to pomoże?

- Trzeba szukać przyczyny gdzie tylko się da. Może akurat coś stanie się jasne i rozwieją się wątpliwości. Powiem tak, po poznaniu przyczyny, będziemy mogli skutecznie pana leczyć. Jeśli okaże się, że jest pan zdrowy, wtedy trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość.

- Jasne... Rozumiem. - Zamknąłem teczkę.

- Do genetyka zgłosić się jak najszybciej. - podał skierowania.

- Dziękuję. 

- Teczkę proszę zachować, już przygotowałem kopię zapasową. Skontaktowałem się również z pana poprzednim lekarzem, tak jak pan prosił.

- Przekazał wszystkie potrzebne informacje?

- Tak. 

- W takim razie do widzenia... Wrócę gdy tylko wykonam wszystkie badania. Do widzenia. - wyszedłem, chowając teczkę do torby. 

Do tej pory wykonałem dziewięć badań na wykrycie płci drugorzędnej i w dalszym ciągu nie wiem kim jestem. Mam dwadzieścia jeden lat, niektórzy w moim wieku planują założenie rodziny, a może nawet już są bardzo blisko tego, aby potomek przyszedł na świat.  Niektórzy w moim wieku balują z innymi ludźmi, uprawiają seks, mają bogate życie seksualne z różnymi partnerami, lub swoimi wybrankami, a ja wciąż sam. Nie rozumiem co jest z moim zdrowiem nie tak.

W drodze powrotnej poszedłem do knajpki z moim ulubionym jedzeniem. Dostałem karteczkę z numerkiem, o ironio, dziewięć i paragon ze swoim zamówieniem. Usiadłem przy stoliku i spojrzałem jeszcze raz na kartę badań. Pierwsza moja próba poznania płci drugorzędnej była, gdy miałem piętnaście lat. Wtedy wynik miał prawo być niejednoznaczny, a nawet jego brak nie był dziwny. Drugi wynik był rok później i tak do osiemnastych urodzin. Będąc pełnoletnim zrobiłem aż trzy takie badania, ze strachu, ze stresu. Później robiłem rok po roku po jednym. Tak więc zebrało się dziewięć takich samym wyników, różniących się jedynie datą ich wykonania i moim wiekiem. Przyglądałem się swoim badaniom i dodatkowym komentarzom lekarza, zaleceniom i tym podobne.

- Numer dziewięć! - pani z obsługi krzyknęła, trzymając zapakowane w ekologiczną torbę zamówienie. Wstałem i podszedłem do lady, ale moje jedzonko zabrał ktoś inny.

- A ty co? - zaczepiłem go. - Ja mam numer dziewięć. - pokazałem mu kartkę.

- To niemożliwe. - wyciągnął swoją i mi pokazał. - Ja mam dziewiątkę.

- To jest sześć... - twarz chłopaka poczerwieniała. - Dziewiątka jest podkreślona, aby nie mylić jej z szóstką...

- Przepraszam bardzo! - oddał mi torbę. - Strasznie mi wstyd...

- Luz. - skierowałem się do wyjścia.

- H-hej, zaczeka-

- Numer sześć! Proszę wybaczyć, że tak długo, to było... - już dalej nie słyszałem, bo opuściłem bar. Spacerowałem sobie powoli w stronę przystanku. Spojrzałem w niebo i wziąłem głęboki wdech. Rześkie powietrze zmieszało się ze smakowitym zapachem, wydobywającym się z torby. Poczułem jak burczy mi w brzuchu.

- Ej! - usłyszałem krzyk za sobą, odwróciłem się i był to ten sam chłopak, który pomylił zamówienia. - Zapomniałeś czegoś. - podszedł i podał mi teczkę.

- Co? Jakim cudem? - wziąłem ją od niego. Spojrzałem, czy niczego nie brakuje. - Gdzie ją znalazłeś?

- Leżała na podłodze.

- Musiałem nie czuć, jak mi wypada... Trzymałem ją pod pachą. Dziękuję.

- Nie ma sprawy, mam na imię Eren, a ty?

- Muszę już iść. - odwróciłem się i poszedłem.

- Ej ej, Levi prawda? - zatrzymałem się, a ten wpadł w moje plecy. - Oj, wybacz.

- Jakim prawem zajrzałeś do środka... - zgromiłem go wzrokiem.

- Wybacz... Chciałem sprawdzić co to. Na samej górze jest twoje imię, nazwisko i dołączone zdjęcie... Skoro byłem pewny, że to twoje, bo dopiero co cię widziałem, to postanowiłem wybiec i cię dogonić. 

- Eh... Dzięki jeszcze raz. Muszę już iść.

- Idziemy w tym samym kierunku. - wyrównał ze mną kroku.

- Co za szczęście...

- Ale mi głupio, że pomyliłem te zamówieniaaa... Wyszedłem na kompletnego idiotę. Byłem już trochę zniecierpliwiony, bo numer pięć był już wydany, siódemka tak samo... Ósemka też! Karteczka mi wypadła, znalazłem ją pod stołem i jak ją podniosłem, to odwróconą. Tak się zdarzyło, że akurat ty miałeś dziewiątkę, co za zrządzenie losu, nie?

- Mhm.

- Też idziesz na przystanek tutaj?

- Tak.

- Poważnie? Jesteś uczniem jakiegoś liceum pobliskiego? Nigdy cię tu nie widziałem, a skoro jeździsz autobusem, to pewnie się jeszcze uczysz, nie?

- Nie.

- Aa, czyli bardziej ci się opłaca wracać z pracy busem? W sumie logiczne. A gdzie pracujesz?

- Nie pracuje.

- Jak to? Szukasz dopiero pracy?

- Można tak powiedzieć.

- To pewnie bardzo trudne. Słyszałem, że ciężko znaleźć pracę w naszym mieście i raczej przyjmują głównie studentów lub osoby z wyższym wykształceniem. Wiadomo, do baru nie poszukują nikogo z magisterką do pracy kelnera, ale wiesz o co mi chodzi, co nie?

- Mhm...

- Tak w ogóle to ja jestem w klasie maturalnej, lekko ponad miesiąc przed maturą będę mieć skończone dziewiętnaście lat. Bycie pełnoletnim wcale nie jest takie fajne jak myślałem... Co prawda mogę kupić co chce, ale i tak tego nie robię bo nie piję. Ani nie palę. Ale nie myśl sobie, że jestem jakąś ciepłą kluchą! Zwyczajnie mnie to nie kręci.

- Super. - usiadłem na ławce przystanku. Dosiadł się obok.

- Na jaki numer autobusu czekasz?

- Na '502'.

- O serio? Ja też! Ale zbieg okoliczności, niesamowite. Że też wcześniej cię nie spotkałem. A w sumie, nigdy tak wcześnie nie wracałem ze szkoły. Zmienił nam się plan lekcji, skrócili nam godziny zajęć. Wyobrażasz sobie, że pomylili nasze rozkłady zajęć? Przez jakiś czas chodziliśmy do szkoły z za dużą ilością godzin, nawet nikt z nauczycieli tego nie zauważył. Dopiero przewodniczący się tym zainteresował i odkrył, że mamy pomylone rozkłady zajęć z klasą o rok młodszą, z tego samego profilu.

- Niesamowite... Co za pech.

-  Prawda?Ale na szczęście już mamy normalny plan lekcji i teraz mogę kończyć dużo wcześniej. Zaraz powinien przyjechać nas autobus, ciekawe czy będziemy wysiadać w tym samym miejscu.

Tak szczerze to wyłączyłem całkowicie mózg, że tak to ujmę. Dzieciak tak mnie wnerwiał, że już nie mogłem go słuchać. Ciągle mielił tym jęzorem, jakby nie zauważył, że wcale nie jestem zainteresowany rozmową...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top