Rozdział VII

Nie miałam zielonego pojęcia jaka mogła być teraz godzina. Może minęło kilka minut, a może nawet siedem dni.

Zmęczona i obolała przetarłam dłońmi swoją twarz.

- Jasna cholera - warknęłam do siebie i spojrzałam się na drzwi. - Czemu jestem taką idiotką?

Wpatrując się w drzwi, zobaczyłam przez małą ich szparę, czyjeś nogi. To na pewno nie jest Caroline, ona chodzi w szpilkach.

Podbiegłam szybko do nich.

- B-błagam, pomóż mi - wydukałam.

- David miał rację - odpowiedział głos po drugiej stronie, a drzwi, które uniemożliwiały mi wyjście, zostały otworzone.

Przede mną znajdował się Matthew.

- Boże, co ona z tobą zrobiła - mruknął i kucnął na moją wysokość. - Mocno boli? Masz zawroty głowy?

Nie wiedziałam co się właśnie dzieje. Siedzę w składziku pobita, a tutaj wpada Matt.

Chłopak pomógł mi wstać. Obejrzał mnie dokładnie.

- Trzeba cię zawieść do szpitala - powiedział, kiedy to pomagał mi stawiać kroki.

- Nienawidzę tych miejsc - burknęłam trzymając się rudzielca. - Nie chce tam znowu wracać.

Matthew stał się jakiś nieobecny, strasznie zamyślony.

- Czy... Ty... - zaczął chłopak wpatrując się w przestrzeń. - Jesteś moją __?

- Myślałam, że już sobie mnie nie przypomnisz - wymamrotałam, a piegowaty nie zwracając uwagi na mój stan, mocno mnie przytulił i pocałował w czoło.

- Ale ze mnie debil! - krzyknął sam na siebie. - Jak mogłem ciebie nie rozpoznać!

- Matt - wydukałam ostatkiem sił. - Dusisz.

- Jejku, przepraszam - od razu przestał mnie tulić.

- Skąd ty się dowiedziałeś, że ja tu-

Nie dane było mi dokończyć.

- David - odpowiedział. - Podszedł do mnie i powiedział, że sądzi, iż jesteś w tarapatach. Szczerze, to nie wiedziałem, czemu wysyła akurat mnie, ale wtedy zaczął na mnie krzyczeć.

- A gdzie on jest? - zapytałam.

- Konfrontacja z Caroline mu nie wyszła - mruknął smutny.

- Jak to? - byłam przerażona oraz zaskoczona.

- Chciał ją nauczyć rozsądku poprzez rozmowę, dość... Agresywną. - wyznał.

- I co się stało? Mów wszystko - powiedziałam słuchając rudzielca uważnie.

- No wtedy... Caroline poszła do swojego ojca, a Davida... Wyrzucił z tej całej akcji w waszej szkole.

- Słucham!? - krzyknęłam oburzona. - I teraz nie będę z nim pracować?

- Przykro mi - wydukał.

- Suka jebana w dupę ruchana.

~📷~

Leżałam na łóżku szpitalnym, a sama byłam podłączona do kroplówki. Matthew nie odstępował ode mnie na krok. Powiedział, że drugi raz nie zrobi tego samego błędu. On nie chce mnie opuścić.

Próbowałam dodzwonić się do David'a. Chciałam go przeprosić i wyznać mu, jaką wielką idiotką jestem. Jest dla mnie jak brat.

- Odbiera? - zapytał rudzielec spoglądając na mnie.

- Nie - odpowiedziałam i odłożyłam telefon na szafkę nocną, która była obok. - Dzwoniłam już dwudziesty szósty raz.

- Cholera - mruknął Matt pod nosem. - Dzwonisz znowu?

- Oczywiście, że tak - odpowiedziałam. - To mój przyjaciel.

- Nie łączy was coś bliżej? - zapytał zmartwiony Matthew.

- Nie... Tylko przyjaźń - odpowiedziałam stanowczo. - Zapewne już jej brak.

- Nie mów tak - powiedział. - Każdy się kłóci.

- Ale ją na niego naskoczyłam, mimo, że miał rację! Mogłam mu uwierzyć i tam nie iść... Nie pobiłaby mnie, nie skończyłabym w szpitalu, a David nadal byłby moim przyjacielem. - wymamrotałam.

Piegowaty cicho westchnął i złapał mnie za rękę. Splątał nasze palce razem.

- Jestem gorsza niż Caroline - wydukałam ze łzami w oczach. - Zraniłam go.

- __, proszę... Nie płacz - powiedział chłopak i pogłaskał mnie po głowie.

Cichy szloch przerwał naszą rozmowę.

- Słyszałeś to? - zapytałam, a chłopak to potwierdził.

Wzięłam w dłonie mój telefon i spojrzałam na ekran.

Rozmowa z czarnowłosym chłopakiem trwała.

- D-david? - mruknęłam włączając głośnik.

Odpowiedział mi cichy szloch.

- T-tak bardzo cię przepraszam - wymamrotałam, a moje policzki były już mokre od słonych łez. - Jestem idiotką.

- N-nie jesteś - odezwał się głos po drugiej stronie telefonu. - Mogłem cię zatrzymać, nie byłabyś w szpitalu.

- David, to nie twoja wina - mruknęłam. - Jestem okropna, przeze mnie nie będziesz tutaj pracował.

- Spokojnie, to nic takiego - odrzekł.

Nastała pomiędzy nami cisza.

- Kocham cię jak siostrę, której nigdy nie miałem - wyznał David.

- Kocham cię jak brata, którego nigdy nie miałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top