Rozdział III
Przetarłam okropnie zmęczona swoje, lekko już czerwonawe, oczy.
Mimo, że była godzina dziesiąta, prawie trzydzieści, czułam, że za krótką chwilę tutaj padnę.
- Może przynieść Ci kawy? - Zapytał David, który dotrzymywał mi towarzystwa.
- Wiesz - zaczęłam spokojnie spoglądając na swojego kompana, który nie odrywał ode mnie wzroku - Miło z twojej strony, ale jednak nie pijam kawy.
- Jak to? - zapytał. - Ja uwielbiam kawę.
- Widzisz jacy zróżnicowani jesteśmy? - cicho zarechotałam, a chłopak się uśmiechnął.
- To może przynieść herbaty? - mruknął.
- Nie musisz, David - odpowiedziałam posyłając mu uśmiech. - Ale dziękuję, że chcesz mi poprawić humor.
- Nie ma sprawy - oznajmił z ciepłym uśmiechem i zajął się swoim telefonem.
Kątem oka spojrzałam na rudowłosego, który siedział cicho przy Caroline, którą rozszarpała bym własnymi rękoma i dała później na pożarcie lwom, czy coś.
Po wczorajszych wydarzeniach, czekam, aż potrąci ją ciężarówka, a ona zginie miejscu... Dobra, staje się to zbyt drastyczne... Czekam, aż dostanie ona za swoje.
Dziewczyna zaszła mi cholernie daleko za skórę, a ja nie zamierzam puścić tego płazem. Tutaj chodzi o mojego ukochanego.
Brzmię jak Yandere, ale nie ważne.
Jest ona tak bezczelna, tak okrutna, że...
Błagam Cię Boże, nie doprowadź jej do nieba.
- Emm, __, nie chce ci przeszkadzać, ale... - zaczął spokojnie mój towarzysz, a z jego tonu głosu można było wywnioskować, że jest delikatnie przestraszony. - Złamałaś ołówek.
Fakt. Złamałam go. Trzymałam w dłonie zwłoki mojego sympatycznego ołówka.
Zerknęłam na Davida.
- Wiesz - wymamrotałam po chwili. - Jednak nabrałam ochoty na kawę.
~📷~
Byłam już po trzeciej kawie, a obok mnie była jeszcze czwarta. Szczerze, to nie jest taka zła.
David był lekko zaskoczony moich zachowaniem w stronę Caroline, lecz postanowił mnie zrozumieć, co nawet mu się udało.
Powiedziałam mu o wszystkim.
- Więc teraz chce zniszczyć twoje życie? - zapytał mężczyzna, który kątem oka spoglądał na dziewczynę.
- Dokładnie - odpowiedziałam kończąc czwartą kawę.
- Co za świnia! - wykrzyczał David na całą pracownię, przez co każdy wlepił w nas swoją parę oczu. - Wybaczcie.
Wszyscy wrócili do swojej pracy, lecz czułam jeszcze wzrok na sobie. Podniosłam głowę znad pustego kubka, który na swoim dnie posiadał jeszcze odrobinę kawy. Rozejrzałam się po całej naszej pracowni i nareszcie złapałam kontakt wzrokowy z osobą, która się we mnie wpatrywała.
Był to Matthew.
Rudy mężczyzna posłał mi ciepły uśmiech, który oczywiście odwzajemniłam.
Piegowaty po króciutkiej chwili wyjął małą kartkę, na której zaczął pisać. Lada moment Matthew, trzymał ją skierowaną w moją stronę, bym mogła odczytać to, co na niej pisze.
"Masz śliczny uśmiech"
Momentalnie się zarumieniłam, po czym cicho zachichotałam.
- Matt ma wasze zdjęcie zawsze przy sobie - wyszeptał mi David. - Jest to bardzo urocze.
- Pierdzielisz - wymamrotałam patrząc na mojego czarnowłosego kompana.
- Ależ oczywiście, że nie! - mruknął lekko podnosząc swój głos. - Sądzę, że ma je nawet teraz przy sobie.
- Jestem spełniona - wyszeptałam łapiąc się za swoje zarumienione policzki.
David cicho zarechotał.
- Powinnaś z nim porozmawiać - dodał po chwili.
- Powinnam, ale... - wymruczałam wzdychając. - Nie dam rady.
- Dasz - powiedział. - Podchodzisz i rozmawiać.
- Co ja mam powiedzieć? - zapytałam patrząc na mężczyznę.
- Hej mój maczo, masz ochotę na małe koko dżambo?* - mruknął.
- Maczo - zaczęłam. - Koko dżambo.
- Mówię poważnie - oznajmił z powagą, ale po chwili oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Ja nie dam rady, David - dodałam, kiedy już się uspokoiłam.
- Powtarzasz się - wymamrotał.
- Wiem, ale... - nie dał mi dokończyć.
- Będzie tak jak wcześniej __.
Cicho westchnęłam.
- Caroline na to nie pozwoli, wbije swoje tipsy w moje oczy - wymamrotałam smutna. - Poza tym zaraz kończymy.
Czarnowłosy chwilę pomyślał.
- Zagadaj do niego jutro - zaczął. - Z rana robi sobie kawę, także będziesz miała szansę.
- Co z Caroline? - zapytałam.
- Olej ją ciepłym moczem.
- Głupek - zaśmiałam się wraz z Davidem. - Sądzisz, że się mi uda?
- Jasne - odpowiedział uśmiechnięty. - Matthew pozna ciebie od razu.
- Skoro tak mówisz...
~~~~
*Ciekawe ile osób to zna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top