Rozdział 2
Obudziłam się około 6:30 i zobaczyłam, że mama i Matt zostawili mi karteczkę na drzwiach informując, że znikają gdzieś na dwa dni. Szybko zeszłam na dół do kuchni na śniadanie.
- Łał no tego się nie spodziewałam.- powiedziałam, a chłopak odwrócił się do mnie.- Chris jako moja własna kuchareczka, no to mi się podoba.- przybiłam sobie piąteczkę w myślach i ruszyłam do stołu.
- Jeśli się będziesz ze mnie nabijać, nie dostaniesz amciu.- wystawił mi język.- A uwierz moje naleśniki to najlepsze naleśniki.
- Dobrze, że przynajmniej ty umiesz gotować.- gdybym sama miała się wyżywić najprawdopodobniej zatrułabym się. Nie raz próbowałam zrobić coś pysznego, ale nigdy mi to się nie udało.
- Hej to w takim razie będę cię szantażował.- przebiegły uśmieszek wkradł mu się na usta.- Jeśli za mnie nie posprzątasz, nie dostaniesz jeść.
- Marz dalej kolego.- puknęłam go placem wskazującym w czoło.- Ty gotujesz, a ja nie mówię rodzicom o twoich imprezach pod ich nieobecność.
- Skąd ty...
- Stąd, że w moim pokoju nawet w szufladach na książki są butelki po wódce, braciszku.
- Ołł...
- Ale naleśniki pyszne dzięki.
- Won się przebrać.- poganiał mnie. Widać że nie jest dość cierpliwym człowiekiem.
- No już idę idę.- wbiegłam po schodach prawie się przy tym wywalając ale jakoś dotarłam bez szwanku do mojej sypialni. Sięgnęłam do szafy po krótkie spodenki i po czarną bokserkę. Nie miałam zamiaru jakoś specjalnie się stroić. Następnie skorzystałam z toalety i wykonałam lekki makijaż.
- Dłużej się nie dało?
- Nie.- odparłam i wyminęłam Chris'a w drzwiach.
- Idź najpierw do sekretariatu po książki i plan lekcji.- Mówił chłopak gdy wsiadłam do jego BMW.- A potem rób co ci się żywnie podoba, byle nie w toalecie z
- Nie kończ.- poprosiłam z niesmakiem wymalowanym na twarzy.
- Oj ktoś tu się zawstydził.- śmiał się ze mnie chyba jeszcze przez pół drogi do szkoły. Potem włączył jakąś muzykę i tak upłynęła jazda do nowej budy.
- Powodzenia na treningu.- odparł jeszcze gdy wysiadałam z jego samochodu.
- Dzięki bracholku.- przez przypadek trzasnęłam drzwiami na co chłopak posłał mi ostrzegawcze spojrzenie.
- Jeśli Luke cie nie przyjmie, powiedz że jesteś moją nową siostrzyczką to zmięknie.
- Wal się.- posłałam mu środkowy palec i odeszłam z dźwiękiem jego śmiechu.
***
Bycie nową faktycznie nie jest fajne. Idę sobie korytarzem, ale nie mogę się rozluźnić chodź na chwile. Ciekawskie spojrzenia mężczyzn skanują moją sylwetkę od góry do dołu, na co jestem na siebie zła że ubrałam te cholerne shorty. Dziewczyny jak to dziewczyny. Jedne patrzą z miłym uśmiechem na twarzy, inne z kolei posyłają nienawistne spojrzenia.
Gdy odnalazłam wreszcie sekretariat wparowałam do niego nawet nie pukając.
- Już naprawdę nie wiem co z tobą zrobić- usłyszałam głos, zapewne sekretarki.- Przykro mi ale chyba będę musieć porozmawiać z twoim trenerem o zawieszeniu ciebie i twoich dwóch pozostałych kolegów z drużyny.
- Co, nie...
- Przepraszam?- zapytałam cicho zwracając uwagę na siebie pulchnej kobiety i dobrze zbudowanego chłopaka.
- Tak?- zapytała sekretarka.
- Jestem tu nowa. Chciałabym odebrać tylko plan lekcji i już się zmywam.- Było mi głupio, że przerwałam ich rozmowę, ale zaraz będzie dzwonek. Nie chcę się spóźnić już pierwszego dnia.
- Ach ty pewnie jesteś Elena Blue, prawda?
- Tak, to ja- gdy to powiedziałam chłopak zaczął się we mnie wpatrywać. Spojrzałam na niego i wydał mi się dziwnie znajomy.
- Tutaj masz podręczniki, plan lekcji oraz numer wraz z kluczykiem do twojej szkolnej szafki.- podała mi wszystkie przedmioty na co podziękowałam i gdy chciałam wychodzić zatrzymała mnie na chwilkę.- Jeśli oprowadzisz ją po szkole z jakimś kolegą, nie pójdę do twojego trenera. Eleno zgadzasz się?
- Taaa- odparłam.
- Dzięki.- szepną brunet.
- Do widzenia.- powiedziałam i wyszłam z gabinetu.
- Jestem Damien- odezwał się chłopak.- Damien Hale.-
Stałam i patrzyłam w niego zszokowana. To nie mogła być prawda!
- Damien? Co ty do licha tu robisz?- na moją twarz wkradł się wielki szczery uśmiech.
Ten o to stojący przede mną chłopak był kiedyś moim sąsiadem i najlepszym przyjacielem. Niestety gdy byłam w trzeciej klasie gimnazjum wyjechał i kontakt nam się urwał.
Chłopak nie odpowiadając mocno mnie przytulił, a mi się zachciało płakać. Strasznie przeżyłam jego wyjazd. Teraz muszę się tylko dowiedzieć dlaczego nie utrzymywał już naszej znajomości.
- Co ja tu robię? Co ty tu robisz Elson?!- potargał moje włosy jak to miał kiedyś w zwyczaju.
- Przeprowadziłam się z mamą do jej nowego faceta. - zaczęłam mu opowiadać.
- Jesteśmy w jednej klasie, oj coś mi się wydaje że nie skupisz się dziś na lekcjach.
Idąc z nim przez korytarz znów czułam na sobie wzrok wszystkich ludzi ze szkoły.
- Em Damien czy oni serio nie mają nic lepszego do roboty?- zapytałam lekko speszona.
- Jesteś ładna więc czują konkurencje. Po za tym ja jestem kapitanem drużyny piłkarskiej, więc nabijasz sobie punktów towarzyskich moja droga.- zaczęłam się śmiać z jego odpowiedzi aż w końcu zrozumiałam co powiedział.
- Zaraz zaraz.- zatrzymałam się na środku korytarzu.- Jesteś kapitanem?
- No, a co w tym dziwnego?- posłał mi swój charakterystyczny zadziorny uśmieszek.
- Zupełnie nic. Wiem, że zawsze to kochałeś, ale miałam właśnie zamiar zapisać się do drużyny.
- Elson to wspaniale. A myślałem, że już nie lubisz grać.
- Czemu?- zapytałam.
- No bo laski w naszym wieku nie zbyt lubią takie miejsca jak boisko. Jednak, jeśli zależy ci na tym aby się dostać przyjdź od razu po lekcjach na trening do pana Luke'a.
- Wielkie dzięki.- posłałam mu kuksańca w bok tak jako to zawsze robiliśmy. Przekamażanie, bicie się to cali my.
Powolnym krokiem szliśmy do odpowiedniej klasy. Pomimo natrętnych spojrzeń szłam pewnie z przyjacielem po boku. Byłam naprawdę szczęśliwa. Do czasu.
Jakiś wysoki umięśniony brunet w krótkiej czerwonej koszulce, spod której wystawały liczne tatuaże wpadł prosto na mnie powodując moją wywrotkę.
- Uważaj jak łazisz debilu.- złapałam się za bolącą rękę. Mężczyzna będący przyczyną wypadku podał mi rękę, jednak nie chwyciłam jej. Byłam zła, bo Ci wszyscy nieznośni ludzie nadal nie odwrócili wzroków od mojej osoby, a teraz do tego ten idiota we mnie wpadł.
- Uważaj do kogo mówisz dziewczynko.- jego głos był głęboki i groźny. Gdy już stałam na własnych nogach, uniosłam wzrok by spojrzeć na niego. Był ode mnie dużo wyższy. Gdy ujrzałam jego twarz, piorun we mnie trzasnął. Był tak kurewsko przystojny, a jego czekoladowe oczy skanowały moja twarz.
- Może małe przepraszam?- zapytałam zirytowana jego zachowaniem.
- Miałem zamiar to powiedzieć, ale
- Elena chodź stąd może co?- wtrącił się Damien zakańczając wymianę groźnych spojrzeń.
- O świetnie, że cię widzę.- zwrócił się do niego brunet.- Trening dziś będzie o wiele cięższy, więc powiedz chłopakom, żeby spięli dupy bo za niedługo ważny mecz.
- Dobrze trenerze.- zaraz jak on go nazwał?!
- Do zobaczenia.- powiedział do nas, a na mnie spojrzał złym wzrokiem ostatni raz.
- A oto właśnie był Luke Parker, nasz trener. No to młoda, masz przejebane.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top