Rodział 38
Gdy obudziłam się rano na mojej twarzy gościł uśmiech. Najprawdziwszy uśmiech. Jest to dość dziwne zjawisko z racji tej, że to kolejny dzień szkoły. Ale ah już wiem dlaczego się uśmiecham. To dzięki niemu wstaje ze świadomością, że dzień będzie udany jak nigdy dotąd.
Dziś go zobaczę. Mam z nim aż dwie lekcje i do tego trening. Minął cały weekend odkąd go nie widziałam. Dzwonił do mnie dwa razy dziennie i cały czas przepraszał, ze nie możemy się zobaczyć choć by bardzo tego chciał. Niestety, ale musiał spędzić czas przy pracy- w sumie dotyczącej i mnie. W czwartek gramy ważny mecz, który przesądzi o tym czy jedziemy na specjalne treningi za granicę czy zostajemy w naszym mieście jako przegrani. Już teraz wiem, że nasze zajęcia w tym tygodniu to będzie mordercza harówa, ale cóż jeśli chcemy wygrać to musimy spiąć tyłki i przez to jakoś przejść.
A jeśli chodzi o weekend- miałam co robić. W sobotę wpadł do domu wreszcie mój brat bo stwierdził, że się stęsknił. Tak naprawdę pokłócił się ze swoimi przyjaciółmi z którymi dzieli mieszkanie, w tym z Luke'yem. Poszło o jego bałaganienie i niechęć do sprzątania. Jak dzieci...
W każdym bądź razie całą sobotę i niedziele spędziłam w jego towarzystwie. Niestety ale nie dałam rade spotkać się z moimi przyjaciółmi gdyż moja mama i Matt zaprosili mnie i Chris'a na kolacje, która miała nas wprowadzić w ich wspólną przyszłość.
Tak więc, pobierają się! Za miesiąc moja mama będzie już szczęśliwą mężatką. Moim i Chrisa zadaniem będzie oczywiście pomoc w uroczystości, ale i w przygotowaniach do niej. Mama już mi wspomniała, ze suknie wybrała jej dwiema przyjaciółkami i że koniecznie musi mi ją pokazać. Mam jej natomiast pomóc w wyborze fryzury oraz znalezieniu pięknych kwiatów i dekoracji.
***
Gdy wreszcie wygramoliłam sie ze swojego jakże świetnego łóżka to zeszłam na dół. Na kuchennym blacie znalazłam śniadanie przygotowane przez moją mamę. Miło z jej strony, ponieważ moje lenistwo jest na tyle duże, że wolałabym wyjść z domu bez śniadania niż fatygować się robieniem posiłku.
Po zjedzeniu mistrzowskiej kanapki z serem i szynką pora był doprowadzić się do jakiegoś w miarę dobrego stanu. Umyłam się i wykonałam mój fascynujący makijaż składający się z podkładu i tuszu do rzęs. Ujdzie w tłumie na odludziu...
Szybko przeczesałam włosy grzebieniem ale oczywiście wyrwałam ich sporą część bo ja kurwa nie mogę nie mieć walonych kołtunów...
Dopinając guzik spodni usłyszałam trąbienie samochodu. Ci debile własnie przyjechali.
Niezmiernie się cieszę, że mam takich kumpli. Mogę gadać z nimi o wszystkim. Dosłownie...
- No wreszcie.- powiedział John gdy wpakowałam się na tylne siedzenie. Oczywiście musiałam siedzieć koło najgłupszych ludziach z całej paczki. Mowa tu o Ericku i Nicku.
- No sory, żeby tak wyglądać.- tu wskazałam na siebie gestem ręki.- potrzeba sporo czasu.
- Ja się budzę w takim stanie jakim ty jesteś teraz. I mama zawsze mi mówi ze wyglądam gorzej niż bezdomny- oczywiście brak zgryźliwego Ericka to byłoby święto.
- Zasuń rozporek bo Luke będzie miał za łatwy dostęp słoneczko.- dodał rozbawiony Nick.
- Nienawidzę was.- burknęłam pod nosem zasuwając zamek od jeansów.
****
Zobaczywszy budynek szkoły nawet nie pomyślałam o tym, aby zawrócić. Mianowice chciało mi się iść do niej z jednego oczywistego powodu- tam go zobaczę. Z promiennym uśmiechem wyskoczyłam z auta i nie czekając na chłopaków udałam się do budynku. Usłyszałam za sobą jeszcze tylko ich śmiechy i westchnienie Nicka. Nie wiem czy nie zacząć martwić się o to, że on bardziej ode mnie przeżywa to co mnie łączy z Lukiem ...
Gdy byłam już pod swoją szafką, wypakowałam czym prędzej strój wraz z butami z mojej torby i przez przypadek zbyt mocno pchnęłam drzwiczki od szafki, tak że powstał głośny huk. A co ci zawiniła ta szafka?- usłyszałam głos. Czemu akurat teraz muszę spotykać znajomych gdy tak bardzo mi się spieszy?
- O cześć Alan, przyszedłeś do mamy?.- przywitałam chłopaka od razu pytając. Próbowałam zabrzmieć dość przyjaźnie, aby nie pokazać po sobie, że nie mam ochoty z nim gadać tylko lecieć do mojego faceta.- Wiesz przepraszam Cie, ale trochę mi się spieszy...
- Jasne rozumiem.- posłał mu uśmiech.- Przyszedłem tylko po książki bo mama przez przypadek wzięła moje.
- Powinna być w sali nr. 63- odparłam w pośpiechu.- To widzimy się później.- nie czekając na jego odpowiedz, wyminęłam go i truchtem ruszyłam w stronę kantorku Luka.
ALAN
Ta, zapomniałem książki mamy, jasne... Dobre mi zapomnienie...
Gdy tylko zobaczyłem jak dziewczyna się spieszy, wiedziałem co jest powodem jej pośpiechu- koleś, którego moja Kelly nienawidzi. A jeśli ona kogoś nienawidzi, to ja również. Zniszczę te dwójkę dla niej. Zrobię dokładnie to o co mnie prosiła. Pokażę jej, jak bardzo mi zależy.
Ruszyłem za dziewczyną. Biegła wolno, więc nie musiałem się fatygować i po prostu szedłem szybkim tempem. Spodziewałem się tego, w które miejsce trafię idąc za nią.
Gdzie zawsze przebywają wf- iści? A gdzie najlepiej obmacywać się po kryjomu z uczennicą? Jasne, że w małym kantorku. Mało oryginalnie Luke.
Przystanąłem kilka metrów za nią, aby nie wzbudzić podejrzeń, że ktoś ją obserwuje. Musiałem, po prostu musiałem zrobić to dla Kelly. Pomimo tego, że Elena to w sumie naprawdę spoko osoba, to ten Luke wkurwia mnie niesamowicie.
Jak można potraktować tak kobietę jak on. Kelly mogła teraz być szczęśliwa razem z dzieckiem bez tego parszywca. A ten podjął decyzje za nich dwojga, aby usunąć ciążę. Jak tak kurwa można...
Elena jeszcze mi kiedyś za to podziękuje. Wiem, że i ona będzie miała kłopoty, ale na pewno wyjdzie na tym lepiej gdy raz na dobre skończy z tym chujem. W końcu jest młoda i ma szanse na wspaniałe życie, a z tym facetem na pewno takiego życia nie odstanie. Jedyne co ją czeka to ból, łzy i ciągłe życie w strachu o swoje dobro. Pomogę i jej i mojej Kelly. Uwolnię ją od tego człowieka.
***
Dziewczyna zapukała do drzwi kantorka. Nie musiała długo czekać, bo po sekundzie obok niej stał już trener. Oczywiście fałszywy uśmiech nie schodził mu z twarzy. Zrobił krok do tyłu, aby dziewczyna mogła wejść do środka. Nie czekając, ruszyłem w stronę zdarzenia.
Drzwi były zamknięte, ale postanowiłem zaryzykować. Jak najciszej umiałem, uchyliłem je aby mieć podgląd na całą sytuacje.
Przed oczami ujrzałem scenę jakby z dennego filmu romantycznego. Rzygać mi się chciało. Biedna dziewczyna... Myśli, że wszystko jest wspaniale i pięknie, a tak naprawdę jest z człowiekiem, który sprawia, że jedyne co będzie robić w przyszłości to płakać i zadręczać się dlaczego wybrała taką osobą jak on.
Szybko wyciągnąłem swoją małą kamerę aby nagrać całe zajście. Nagrywałem i przyglądałem się tej chorej scenie. Jak on może tak udawać...
- Kolego nie pomyliły ci się pomieszczenia?- usłyszałem za sobą i poczułem, że ktoś kładzie rękę na moim ramieniu.
Spanikowany upuściłem kamerę, a z drugiej ręki uciekła mi klamka od drzwi, sprawiając że trzasnęły. Odwróciłem głowę w tył przyglądając się chłopakowi.
- Nick, przyjaciel Eleny.- przedstawił się i posłał mi mordercze spojrzenie, a po chwili przeniósł go na osoby, które właśnie wyszły z kantorku. Wkurwiony Luke i zdziwiona całym zdarzeniem Elena z moją kamerą w ręku, czekali na wyjaśnienia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top