26. "Jesteśmy parą."
Kamerzysta pov.
Wracaliśmy właśnie do domu z Warszawy. Tym razem to w końcu ja kierowałem autem, a Marek siedział obok. Jechaliśmy już godzinę, a ja nadal nie wierzyłem, co się odjaniepawliło i wiedziłsm, że jeszcze długo się do tego nie przyzwyczaję. Zaczął się właśnie nowy etap w moim życiu, w którym... Marek i ja chodzimy ze sobą. To było tak nierealne! Ale cieszyłem się z tego. W drodze do domu mimo wszystko nie czuliśmy się przy sobie niezręcznie. Nawet ze sobą rozmawialiśmy, a tak naprawdę to Marek mi wypominał, że uciekłem od niego i nie dawałem znaku życia, ale nie mówił tego złośliwie, tylko z lekką troską. Dlatego nie miałem mu tego za złe. Rozumiałem go. Zachowałem się jak totalny debil wtedy na moście uciekając bez jakiejkolwiek odpowiedzi z jego strony. Dobrze, że wszystko się skończyło w taki sposób.
Nadszedł moment, w którym nastała cisza między nami. Wypełniała ją tylko cicha muzyka wydobywająca się z radia. Siedzieliśmy tak przez kilka minut. Chciałem go o coś zapytać. Wahałem się przez jakiś czas, ale w końcu to zrobiłem:
- Ehh... Nadal będziesz mną tak pomiatał?
On na to popatrzył na mnie, ale po chwili znów skierował głowę przed siebie. Wydawało się, jakby się nad czymś zastanawiał, ale nie trwało to zbyt długo.
- Postaram się to jak nabardziej ograniczyć, bo z dnia na dzień nie dam rady przestać - mówił. - Tak naprawdę to od dawna już nie chciałem tobą pomiatać, bo sprawiało mi to lekki ból. Pewnego dnia może już całkowicie przestanę, ale na filmach nadal będzie musiało się to trzymać, żeby nie było żadnych głupich podejrzeń.
- Podejrzeń? - powtórzyłem.
- No... Do tego, że... - delikatnie się zaczerwienił. - Jesteśmy parą.
Poczułem, że moja twarz też zaczyna nabierać czerwonego odcienia. Uśmiechnąłem się pod nosem na te słowa. Jednak w myślach odtworzyło mi się ostatnie zdanie jego długiej wypowiedzi.
- I co? Ludzie mają myśleć, że jest coś między nami tylko dla tego, że będziemy dla siebie milsi? - powiedziałem.
- Wszystko jest możliwe. Na pewno znajdą się jacyś ludzie, którzy zaczną wymyślać różne teorie tylko na tej podstawie - odpowiedział.
- Czyli nie chcesz nikomu o tym mówić? - zapytałem.
- Oczywiście, że nie! Przecież wiesz, jak społeczeństwo jest nietolerancyjne. Może ewentualnie powiemy komuś, komu wystarczająco zaufamy.
Przez chwilę zastanawiałem się, kto z naszego otoczenia może być na tyle godny zaufania. Nie musiałem jednak myśleć nad tym zbyt długo, bo najbardziej oczywistą osobą była właśnie Kasia. Tak naprawdę to dzięki niej zdobyłem się na odwagę, by wyznać Markowi to, co czuję. Poza tym męczyła mnie pytaniami, gdzie do cholery jestem w tej Warszawie, żeby później powiedzieć to Markowi. Ona chyba serio chciała nas swatać. Nie rozumiem, czemu jej tak na tym zależało. Mimo wszystko cieszę się z tego, że zamieszkała z nami pod jednym dachem i przyczyniła się do obecnej sytuacji.
- Wiesz co? Znam jedną osobę, przed którą ukrywać tego nie musimy - odparłem.
- Tak? Kto taki?
- Może się zdziwisz, ale Kasia.
- Kasia?! - zdumił się.
- Tak, zarzekała się raz, że jest bardzo tolerancyjna i...
- Nie masz jej o niczym mówić do czasu, gdy w pełni się nie upewnię, czy można jej ufać w tych sprawach.
Ups... Tak jakby trochę za późno... - pomyślałem. - Dobra. Po prostu będę udawać, że ona nic nie wie.
- Okej! - odrzekłem przytakując.
Dalej już nie rozmawialiśmy aż tyle, bo w sumie nie było o czym. Jednak w tamtym momencie nie przeszkadzał mi brak jakiejkolwiek wymiany zdań między nami.
***
Kruszwil pov.
W końcu dojechaliśmy do domu. Była dwudziesta trzecia, więc nie było aż tak źle. Wyszliśmy z samochodu zabierając podręczne rzeczy ze sobą. Otworzyłem bagażnik, z którego Łukasz zabrał moją walizkę i swoje rzeczy. Odchrząknąłem.
- Mogę zabrać coś z tego... - odparłem cicho chowając dłonie za siebie i odwacając głowę w bok.
- Co mówiłeś? - zapytał patrząc w moją stronę.
- Że... Mogę coś z tego zabrać...
To było bardzo nie w moim stylu i był to pewnego rodzaju wyczyn, dlatego moja twarz stała się cieplejsza. Na szczęście było ciemno i nie było to tak bardzo widoczne.
- No co ty, Marek. Poradzę sobie.
Gdy wszystko zostało wyjęte z auta, zamknąłem je. Zaczęliśmy iść w stronę wejścia. Skierowałem klucz do zamka i otworzyłem drzwi. Wszedłem pierwszy, a za mną Łukasz. Postawił bagaż obok wejścia, które chwilę później zamknąłem.
- Rozpakujemy się jutro - odparłem, a on tylko przytaknął.
Włączyłem światło. Po krótkiej chwili zacząłem słyszeć, że ktoś biegnie w korytarzy w stronę salonu, w którym się znajdowaliśmy. Chwilę później zobaczyłem w tamtym miejscy Kasia gnającą w naszym kierunku. Zatrzymała się jakieś dwa metry od nas.
- I jak?! - krzyknęła z szerokim uśmiechem.
- Co? - zapytałem.
Łukasz walnął się otwartą dłonią w czoło.
- No co z... - przerwała patrząc na mężczyznę stojącego obok.
Mierzył ją wzrokiem marszcząc brwi i delikatnie kręcąc głową na boki.
- Um... Co z waszą... Kłótnią...? - mówiła. - Już wszystko okej?
- Tak, trochę pogodziliśmy się - westchnął Łukasz.
Zauważyłem na twarzy Kasi dziwny uśmiech.
- Jasne - odparła.
- Hej, Marek! - odezwał się mężczyzna lekko zakłopotany. - Czas na kąpiel, tak? Już idę ją zrobić!
- Łukasz, co ty taki...
- Eee no tak! - przerwał mi idąc w stronę pokoju z mlekiem i wodą z lodowca. - Dzisiaj woda? Wiedziałem! Już się robi.
W tej chwili zniknął za rogiem. Okej, to było dziwne - pomyślałem.
Po tym, jak poszedłem w stronę garderoby, Kasia skierowała się do pokoju, w którym znajdował się Łukasz. Pomyślałem, że chciała mu pomóc, więc nie rozwodziłem się zbytnio nad tym.
Kamerzysta pov.
Dobrze, że Kasia poprawiła się w ostatniej chwili. Gdyby Marek był odrobinę bardziej spostrzegawczy, mógł by się dowiedzieć, o co biega.
Szedłem po kolejną porcję wody z lodowca, gdy do składzika weszła wcześniej wspomniana dziewczyna. Stanąłem na przeciw niej, ale zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, ona zaczęła swoje.
- Jesteście razem?! - krzyknęła szeptem.
Wiedziałem, że Marek i tak nic nie usłyszy, ale odruchowo przyłożyłem jej dłoń do ust.
- Kiedyś ci powiem co się wydarzyło - mówiłem marszcząc brwi. - Teraz pomóż mi z wodą.
Ona na to przytaknęła, a ja zdjąłem jej dłoń z twarzy. Potem zabraliśmy się do pracy.
Nie chciałem jej jeszcze nic mówić. Przynajmniej do czasu, gdy Marek nie uwierzy mi w jej tolerancje. W sumie to mogliśmy to oboje przed nim ukrywać, ale wiedziałem, że jeśli o wszystkim się przyznam dziewczynie, ona rzecz jasna zacznie się drzeć jak opentana. Za bardzo nas shipuje, statkuje, czy jak to tam było... Cokolwiek.
*******************************
Pogodzili się, a nawet więcej ( ͡° ͜ʖ ͡°) Jakoś milej mi się dzisiaj pisało xd
Tak, rozdział znowu puzyno ._. Sorełkiii :>
Pozdro.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top